Źródło: Pixabay
Stało się. Zrobiłam to. Jestem rok trzeźwa.
8 listopada 2023 koło godziny ósmej zameldowałam się na odwyku, aby po raz trzeci spróbować dźwignąć się z nałogu alkoholowego i hazardu. Jeszcze wtedy nie wiedziałam jak ciężka czeka mnie przeprawa. Byłam świeżo po zapiciu. Trzęsły mi się ręce, łamał mi się głos, było mi potwornie niedobrze i bolał mnie żołądek. Byli pewni, że jeszcze jestem pod wpływem alkoholu, więc zbadali mnie alkomatem. Ja też byłam pewna, że jeszcze jestem pod wpływem alkoholu, ale na szczęście alkomat wykazał zero. Mówię na szczęście, ponieważ nie wiem czy starczyłoby mi siły, żeby zameldować się kolejnego dnia. I tak zaczęła się moja droga po trzeźwość.
Zaczęłam pić w wieku około 10 lat. Zaczęłam pić, ponieważ byłam zamkniętym w sobie dzieckiem ze swoim własnym światem, które było dręczone w szkole. Alkohol dał mi przepustkę do tych, którzy się znęcali nad innymi. Bo w końcu byłam swoja. Często powtarzam, że ja się chyba urodziłam uzależniona. To oczywiście fizycznie jest niemożliwe, bo moja mama nie piła w ciąży, ale ja do dziś pamiętam pierwszy kontakt z alkoholem. Był cudowny. Nie miałam jak inni: wymiotów, biegunek, utraty pamięci. Nie. Ja się doskonale bawiłam jak stary pijak. Jako dziesięcioletnie dziecko, czaicie? I ja już od pierwszego kontaktu z alkoholem po prostu przepadłam. Prawda była taka, że niemalże od pierwszego kontaktu większość moich pieniędzy jakie dostawałam od rodziców wydawałam na alkohol. Ja nawet pamiętam jakie piwo było moje pierwsze. Tak bardzo byłam wpieprzona od pierwszych chwil życia. To musiało się źle skończyć.
Zawsze miałam w życiu ciężko. Zawsze. Głównie ze względu na matkę, niezdiagnozowaną dwubiegunówkę i moje własne, złe wybory. Dlatego alkohol padł na bardzo podatny grunt, bo wiecie, dawał to rzekome poczucie ulgi. Jak mogłam go więc nie kochać nad życie? I w istocie tak było, że alkohol zawładnął moim życiem całkowicie. Nie liczyło się nic ani nikt. Cały czas biegałam na bombie. Porzuciłam hobby, bliskich, rodzinę, przyjaciół. Przekreśliłam wszystko byleby tylko móc zażywać alkohol. Do wieku około 18 - 19 lat jeszcze się jako tako trzymałam, ale od tamtego czasu to już równia pochyła w dół. To wtedy zaczęłam się upijać w samotności i pić codziennie. Z dzisiejszej perspektywy wiem, że byłam szalenie nieszczęśliwa i poraniona do granic możliwości, a to była moja forma obrony.
W 2020 podjęłam próbę terapii. Mówię próbę dlatego, że kompletnie nie byłam na to gotowa. Poszłam na terapię, a oni mi jakieś zakazy, nakazy, zalecenia. Co to ma być? Dostąpili zaszczytu, żeby mnie poznać i móc się mną zająć, a jeszcze będą mi jakieś wymagania stawiać? No absurd. Pamiętam to jak dziś, że poszłam na terapię w pierwszych dniach marca po czym wybuchła pandemia i terapia została przerwana. Tzn. jakiś czas trwała na Skype, a potem została przerwana. No i ja świętowałam ten fakt jak jeszcze nigdy wcześniej. Kilka razy byłam bliska śmierci z przepicia i/lub potencjalnego samobójstwa. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Piłam dalej.
Po jakimś czasie, gdy już byłam totalnym wrakiem podjęłam kolejną próbę terapii. Dalej z buntem. Dalej wiedziałam wszystko najlepiej. No i niby tym razem tę terapię ukończyłam, ale nie byłam na niej szczera. Nie otwierałam się, mówiłam to, co uważałam, że oni chcą ode mnie usłyszeć. Do wszystkiego miałam swoje ale. Wytrzymałam kilka miesięcy i wróciłam do picia.
Tułałam się tak do 2023. Podejmowałam jakieś takie ambulatoryjne terapie, na które chodzi się popołudniami, ale to nie zdawało kompletnie egzaminu. Okrutnie piłam. Chwilę udawało mi się być trzeźwą, ale jak zapijałam to było to śmiertelne. Nie było dla mnie problemu wypić litr wódki na jedno posiedzenie. Was, normalnych ludzi, taka dawka mogłaby zabić. Upadałam, wstawałam, upadałam, wstawałam i tak bez końca. Aż przyszła końcówka roku i byłam bliska popełnienia samobójstwa z tego obłędu. Gdy wszystko już było gotowe rozpłakałam się jak dziecko, bo jakaś cząstka mnie bardzo chciała żyć tylko moja dusza już nie wiedziała jak. No i zadziało się coś dziwnego, bo przyszedł mój pies i zaczął mnie tak opętańczo przytulać jak jeszcze nigdy. Wtedy podjęłam decyzję, że dźwignę się jeszcze raz. Dla niego, bo wiecie to jest mały kajtek porzucony i bity przez innych i nie chciałam mu generować kolejnej traumy. Zrobiłam to tylko dla niego. I tak wylądowałam na odwyku numer trzy. Z zupełnie inną postawą. Pokorna, cicha, spokojna. Przyjmowałam wszystko co mi mówili. Angażowałam się, byłam bardzo aktywna, robiłam nawet najwymyślniejsze ćwiczenia bez zająknięcia się, bo pierwszy raz w życiu tak naprawdę z całego serca nie chciałam pić. Obiecałam sobie, że tym razem zrobię wszystko, żeby trzeźwieć i słowa dotrzymałam.
Było bardzo ciężko. Przy odstawieniu alkoholu są konkretne fazy wychodzenia z nałogu. Pierwszą fazą jest miesiąc miodowy, a potem jest faza muru. Czyli wiecie jest fajnie, a potem klapa. U mnie w ogóle nie było fajnie. Było tak ciężko jak jeszcze nigdy w życiu. Nie mogłam spać, jeść, pić, chodzić, leżeć, siedzieć, nie mogłam nic. Cały mój umysł był opętany potrzebą wypicia alkoholu. Wszystko mnie próbowało nakłonić do picia. Nie poddałam się i dzisiaj jestem wdzięczna sama sobie za wolę walki, bo to była ciężka, okrutnie ciężka walka. Wielu ją przegrywa, wielu nawet umiera w trakcie. A mi się udało. Mówią, że pierwszy rok jest najgorszy. Możliwe, że tak jest. Nie zdziwiłoby mnie to, bo przeszłam przez piekło, ale przeszłam i mogę być z siebie dumna.
Jestem dzisiaj w totalnej euforii, ale ta euforia nie przysłania mi tego co najważniejsze: pokory. Pamiętam i chcę zawsze pamiętać drogę, którą szłam, żeby nigdy nie odbiła mi szajba pewności siebie, ponieważ uzależnienie jest chorobą na całe życie, a ja nigdy nie mogę zapomnieć o tym, że jestem uzależniona. Pewnie po drodze popełniłam masę błędów, ale wiecie co? Jestem z siebie dumna. Po prostu. Żyłam tak jak umiem i trzeźwiałam tak jak umiem. Dałam z siebie wszystko i nadal będę to robić, bo zakochałam się w moim trzeźwym życiu. Bywa ciężko, ale odkąd jestem trzeźwa to jest po prostu dobrze. Mam siłę, energię, przestałam kłamać, bo już nie muszę co chwilę wymyślać miliona wymówek dlaczego czegoś nie zrobiłam lub zrobiłam, jestem dla moich bliskich zawsze dostępna, jestem dobrym pracownikiem, ponieważ od marca czyli od ukończenia odwyku nie byłam ani razu na L4 [a byłam na nim notorycznie, gdy piłam], a do tego pracuję wydajnie i sprawnie, jestem dobrą ciocią dla moich maluchów, dobrą wnuczką, siostrą i córką. Jestem po prostu dobrym człowiekiem i wiecie co? Ja tego człowieka chyba trochę zaczynam lubić. Nigdy nie wymażę wszystkiego przez co przeszłam, ale nawet nie chcę. Nawet te traumy definiują mnie jako człowieka i być może kiedyś wyjdzie z tego coś dobrego, bo jak mój chrześniak zapragnie bawić się w używki to bez obaw, ciocia szybko to wyłapie i sprowadzi gagatka na ziemię. Jestem szczęśliwym człowiekiem i mogę to powiedzieć z pełną odpowiedzialnością za te słowa.
Nie mogłabym nie wspomnieć o Was opisując ostatni rok mojego życia. Ogrom ciepłych słów jakie tu dostałam onieśmiela mnie do tej pory. A poza tym jakkolwiek by na to nie patrzeć to pozwoliliście nie umrzeć mi z głodu, bo głosujecie na moje wpisy co ja sobie przekuwam z hajs na żarcie, bo długi z pijanego życia są srogie. Jeśli ktokolwiek zapytałby mnie o sens Hive to zawsze powiem jedno: społeczność. Pisanie dzienników stało się moim nawykiem, który też służy mojej trzeźwości, bo jest dla mnie zdrową rutyną, a poza tym zawsze mogę sobie wrócić do konkretnych dni i dokonać ponownej analizy co zagrało, a co nie zagrało w ogóle. Cudowne miejsce, wspaniali ludzie.
Pisząc to wszystko mam ciary i wilgotne oczy. Odwaliłam kawał roboty. I jestem z siebie dumna. I mogłabym tak pisać jeszcze przez najbliższą godzinę. Próbowałam poskromić chaos wypowiedzi, ale niezbyt mi się to udało, więc przepraszam, ale to turbo ważny dzień, więc emocje trochę wzięły górę.
Jeśli mogę słowa moralizowania na koniec zostawić to jedynie bym powiedziała, żeby nigdy nie lekceważyć alkoholu u dzieciaków. Żadna dawka dla nikogo nie jest odpowiednia, a zbagatelizowanie tego kończy się właśnie tak jak u mnie czyli ponad dwudziestoma latami picia, a jestem ledwo po trzydziestce.
Czytam codzienne wpisy, mimo to ciężko mi sobie wyobrazi jaką długą drogę przeszłaś do etapu, w którym jesteś dzisiaj, szacun, zrobiłaś to!!! 🙂 ROK walki z trzeźwą codziennością, piękny to dzień!
Towarzyszę Twojej euforii, radość to wielka, gratuluję! 🐻 🐼
Dziękuję :) Było warto, naprawdę.
Gratulacje!!!
Dziękuję :)
@tipu curate 8 gratulacje!
Upvoted 👌 (Mana: 0/75) Liquid rewards.
Dziękuję :)
Brawo! Masz prawo byc dumna i zycze Ci aby z kazdym rokiem bylo coraz lzej i coraz lepiej :)
Dziękuję :)
Brawo Paulina! Gratulacje ❤️🌹❤️
Dziękuję :)
Ale potężna rocznica. Serdecznie gratuluję jako wierny fan Twojego bloga. A teraz idę odpalić fajerwerki przed blokiem.
Dziękuję :D
Gratuluję fantastycznej rocznicy i każdego dnia walki o siebie, jesteś Wielka ❤️
Dziękuję :)