Kopciuszek poznał księcia... i zero zachwytu. Zaczęło się od: "a co on w ogóle tu robi? Dla nas to życiowa szansa a ten się bawi." Potem, ilekroć na siebie wpadali było gorzej i gorzej. Zupełnie inaczej niż w bajce.
Tak prawdę mówiąc, z pierwowzorem Kopciuszek dzielił jedynie pochodzenie społeczne.
Nie miał jędzowatych sióstr a dwóch wspaniałych braci (w tym bliźniaka), kochających rodziców... Choć bywało ciężko bieda w oczy nie zaglądała. Miał Kopciuszek zapewniona przyszłość, zawód na wyciągnięcie ręki - możliwość pracy w rodzinnej aptece. Czemu zatem chciał w świat, do szkoły? Bo większość młodych, zdolnych lub ufających, że owe zdolności posiadają chciała się sprawdzć na egzaminach?
Moda taka?
Sporo na ten temat mówi jeden z późniejszych listów brata do siostry; choć rodzeństwo wybrało inne kierunki kształcenia, widywali się kiedy tylko mogli. Jeśli zaś wymogi szkolenia rzucały ich zbyt daleko od siebie pisywali. Najczęściej jak się dało.
Zwierzał się jeden z braci: "to taka ulga, że wyjechałem z Demsh'aa na dobre. [...] kocham naszych rodziców, wierzę jednak, że na sza trójka napatrzyła się zioła już na całe życie" str. 319
Czyli to nie moda a potrzeba odmiany losu. Pójścia na własne.
Droga do owej odmiany wcale łatwa nie była. Szorstkie przyjaźnie, wrogość "tych lepszych", szowinistyczny wykładowca... A książe? Z nim był największy problem. Początkowa wrogość zmieniła się w niechętna współpracę, potem...
No ale chłopak mał ojca króla i jego obowiązkiem było sprzedać się za posag. Bo bez posagu ojczyzna skarbcem pustym będzie świecić a potrzeby ma pilne...
I nie było pantofelków, dobrej wróżki, karocy i sześciu koni, które o północy w myszy białe się zmieniały. Nie było pasywnego oczekiwania nad brudnymi garnkami w kuchni u macochy; wróżenia z fusów - znajdzie mnie? Nie znajdzie?
W miejsce tego - ciężka praca nad sobą, narzucona przez nauczycieli rywalizacja; życie z dnia na dzień bez marzeń o gwiazdce z nieba. Los z kolei miał w zanadrzu nie do końca wiarygodne zwroty akcji.
Bowiem znający swą powinność książę zaczął kombinować jak tylko się dało, podejmując starania by i wilka nakarmić i owcy krwi nie utoczyć. Kombinował w milczeniu, z wdziękiem godnym słonia w składzie porcelany. I gdzie nie stąpnął tam emocje pękały niczym filiżanki z Ćmielowa.
A w chwili gdy wydawało się, że na przekór wszystkiemu dziewczyna z ludu poślubi księcia i już będą żyć sobie długo i szczęśliwie, autorka wplotła w fabułę nowy wątek; podstawę pod kolejną trylogię.
No tego to się nie robi ludziom.
Rachel E. Carter
Trylogia Czarnego Maga
(Pierwszy rok; Adeptka; Kandydatka)
Wydawnictwo Uroboros
Tak właśnie. Tego się nie robi ludziom.
Ale zapewne wydawca-kusiciel nalegał. :)
Jeśli ciekawie poprowadzi akcję to ok. Ale mogłaby tym swoim bohaterom oszczędzić dalszych rozterek uczuciowych. :) Którąś z pomniejszych postaci na głównego... i wydawca by się cieszył i stres bohaterów nie tykał. A tak...
Anne Rice to doskonały przykład, jak to rozegrać.
Ba! :)
<3