Do zrobienia tego postu zainspirował mnie podobny wpis kolegi tartsaka. Ale do rzeczy:
Patryk Vega jest reżyserem kiepskim, najwyżej średnim, to trzeba od razu powiedzieć. Świetny pierwszy "Pitbull" niczego tutaj nie zmieni i jest takim wyjątkiem od reguły. To było prawdziwie mocne kino z pełnokrwistymi postaciami, gdzie każda miała własny charakter, historię i usposobienie. Nie wszyscy wiedzą też, że Vega był reżyserem całkiem niezłego serialu "Twarzą w twarz", w którym szczególnie I sezon był oglądalny.
Potem jednak mistrz polskiego kina zabrał się za komedie. Komercyjnie było to opłacalne, bo "Ciacho" było prawdziwym przebojem. Tylko nachodzi mnie pewna rozkmina: czy polscy widzowie chcą/lubią chodzić na tak gówniane komedie? Nie chodzi nawet o moje zdanie, że ten film jest fatalny i nieśmieszny, ale on po prostu wśród widzów zbiera prawie same negatywne opinie. Podobny poziom prezentowały późniejsze polskie "hity" typu "Wyjazd integracyjny". O obciachowej kontynuacji "Hansa Klossa" nie warto szerzej mówić, a "Last Minute" prezentowało tylko nieco mniej kiepski poziom od "Ciacha".
Vega wrócił potem do mocnego kina, co zaowocowało całkiem udanymi "Służbami specjalnymi", filmem chaotycznym, ale zważywszy na temat i zawartych wiele informacji można było przymknąć na to oko. W sumie i tak powstał potem serial rozszerzający fabułę, także zastosowano tu podobny zabieg jak na "Pitbullu". W tym czasie (rok 2015) miałem jeszcze nie najgorsze zdanie o Vedze, myślałem, że po prostu w mocnym kinie czuje się on najlepiej i jest mu to pisane. No nie do końca...
Napomknę w tym momencie o dwóch kolejnych "Pitbullach". Na "Nowe porządki" poszedłem nawet do kina, podjarany niesamowicie, że mr. Patryk powraca do klimatów sprzed 10 lat. No i trochę się rozczarowałem. O ile jeszcze "Nowe porządki" były całkiem strawne, z nieźle wpasowanym humorem, tak "Niebezpieczne kobiety" to już tylko sam chaos. Vega nie ogarnia to co się tam dzieje, a Fabijański nie robi tak pamiętnej kreacji jak Linda w poprzedniku. Stracha ogłupili co najmniej 5 razy bardziej i robi tu za niepotrzebny "comic relief", zaś postać Olki istnieje tylko jako " zapychacz antenowy", żeby porzucać wulgaryzmami i przedziwnymi tekstami i zwabić do kina większą ilość widzów. Oba filmy też trochę się dłużą, Vega chce być chyba nowym Scorsese czy Tarantino i każdy jego film musi trwać powyżej 2 godzin, z czego wiele materiału można wyrzucić albo ewentualnie zastąpić lepiej zrobionym.
Jak już kiedyś pisałem, Vega ma jeden przepis na hit kinowy:
- wziąć popularny (jak w przypadku "Botoksu" czy "Służb specjalnych") temat,
- okraszyć ogromną ilością bluzgów (żeby one chociaż czemuś służyły, jak w filmach Kevina Smitha czy Tarantino...) i pozerskich tekstów,
- katować widzów ciągle tą samą obsadą (drugi Smarzowski się znalazł...),
- dawać w każdym "mocnym" filmie niemalże identyczne ujęcia z drona jako przerywnik między scenami (gdzie, jak się zdaje, mamy chwilowo odetchnąć),
- zatrudnić jednego człowieka do zmontowania zwiastunu, który będzie utrzymany w takiej samej stylistyce co wcześniejsze i pokaże 70% fabuły filmu,
- i najważniejsze: powoływać się na osobisty research i rzeczywiste wydarzenia. W przypadku "Botoksu" osiągnęło to apogeum - jak to Vega rozmawiał z lekarzami i na tej podstawie zrobił "prawdziwy" obraz polskiej służby zdrowia. Służba ta nie jest utrzymana na dobrym poziomie, wiadomo, ale nie chce mi się wierzyć, że wiele polskich szpitali wygląda tak jak to przedstawił "Papryka" Vega, gdzie pracują sami psychopaci. A wystarczyło podjąć takie tematy, jak niskie zarobki, niewystarczająca ilość miejsc dla niektórych pacjentów czy długie godziny pracy, może też opowiedzieć o urazach psychicznych związanych z taką pracą - ale nie, to byłoby za mało kontrowersyjne. A przecież temat szpitali czy przemysłu farmaceutycznego jest bliski każdemu z nas. Dodatkowo, w drodze serial "Botoks" na platformie internetowej Showmax. Strach się bać!
A "Kobiety mafii" wcale nie zapowiadają się lepiej. Długo minie zanim go obejrzę, a jeśli tak, to tylko z ciekawości co nowego urodziło się w przedziwnej głowie Vegi. Tylko nie wiem po co marnować talent wielkiego Bogusława Lindy. Może gdyby Vega robił film raz na 2-3 lata to bardziej przykładałby się do realizacji i samego scenariusza, a zamiast tego co kilka miesięcy jesteśmy katowani tymi "dziełami". Zastanawia mnie wysoka frekwencja każdego z tego filmów, dlatego "Niebezpieczne porządki" swojego czasu nazwałem "idealnym produktem dla polskich widzów", ale może się mylę.
Szczerze mówiąc, dużo bardziej czekam na "Pitbull: Ostatni pies" w reżyserii prawdziwego reżysera z wizją - Władysława Pasikowskiego, który rzadko zawodzi w swoim fachu (wpadkę pt. "Reich" przemilczę). Nawet udział Dody mnie nie odstrasza, a może i pozytywnie zaskoczy - przekonamy się.
A co Wy myślicie o "mistrzuniu" polskiego kina? Szanować za pierwszego "Pitbulla" czy ganić za "Botoks"?
Papryk z wyglądu przypomina mi Lolka z brodą xD