Film „Ja tu rządzę” to znana, bardzo zabawna komedia o próżniaczym hrabim Lulewiczu, muzykalnym mistrzu szewskim oraz Majstrowej, pięknej córce szewca.
Pierwsze ujęcia tego, nakręconego w 1939 roku filmu: grupa birbantów zatacza się wzdłuż wschodniej strony Rynku Starego Miasta w Warszawie, rozbijając szyby sklepów, a następnie lekką ręką płacąc oburzonym właścicielom odszkodowania.
To film, którego nie potrafię, nie chcę oglądać spokojnie. Ogarnia mnie przy nim zaduma, nie pasująca do takiego lekkiego gatunku, jakim jest komedia. Wzruszam się, bo początkowe sceny pokazują Warszawę, która tak mocno w ciągu następnych sześciu lat zostanie doświadczona. Wschodnia strona Rynku Starego Miasta, w tym i kamienica pod numerem 6, w której mieścił się warsztat szewca (tak jak i wiele innych miejsc Stolicy) nie przetrwała nienaruszona okresu niemieckiej okupacji i Powstania. Ta właśnie ta część Starego Miasta została zburzona w największym stopniu, a w 1945 roku z kamienic pozostały resztki murów jedynie do wysokości parapetów witryn sklepowych (!). Napis (Vinum laetificat cor et acuit ingenium — Wino rozwesela serce i zaostrza dowcip), który widać nad drzwiami warsztatu na kadrach filmu powstał w XVII wieku i przez wiele lat był ukryty pod tynkiem, skąd wydobyto go w Dwudziestoleciu w trakcie remontu. Po odbudowie Starego Miasta już niestety nie wrócił na swoje miejsce.
Źródło: http://www.warszawska.info/stare-miasto/rynek-barssa.html
Jednak nie tylko plenery użyte do nakręcenia tej historii nie miały szczęścia. Sam film nie zdążył wejść do dystrybucji przed wybuchem wojny, a władze niemieckie dopiero w trakcie okupacji dopuściły do jego wyświetlania w kinach (w grudniu 1941 roku). W odróżnieniu jednak od wielu innych filmów z „przedwojnia”, ten przetrwał. Szczęścia takiego nie miały: „Pan Tadeusz” z 1928 roku oraz na przykład „Jaśnie Pan szofer”. Z tego pierwszego zachowało się jedynie około 120 minut z pierwotnej wersji o długości 300 minut, a ten drugi film pozbawiony jest około 50 minut akcji.
Oczywiście największy żal ogarnia mnie-widza, gdy uświadamiam sobie, że tak, jak nie przetrwała okupacji kamienica pod numerem szóstym, tak i w ciągu kolejnych sześciu lat zdziesiątkowani zostali twórcy i aktorzy zaangażowani w powstanie tego filmu.
Nie przeżył Powstania Warszawskiego Józef Orwid, grający mistrza szewskiego, który czeladników zatrudniał na podstawie umiejętności wokalnych. Znalazł się bowiem na ulicy Kilińskiego feralnego dnia 13 sierpnia 1944 roku. W miejscu gdzie nastąpił wybuch czołgu – wydarzenie, które stanowiło punkt wyjścia dla Jarosława Marka Rymkiewicza do snucia opowieści o okupacyjnej Warszawie.
W powstaniu zginął również Zbigniew Rakowiecki, amant przedwojennego kina i filmowy hrabia Lulewicz. W pierwszych dniach sierpnia walczył na warszawskiej Ochocie. Został zamordowany przy ul. Radomskiej 14 przez rosyjskich żołnierzy Brygady SS-RONA. Spoczął na Cmentarzu Powstańców Warszawy przy ulicy Wolskiej w grobie na którego płycie wymienione jest jego nazwisko.
Nie ma natomiast swojego grobu Ina Benita – filmowa majstrowa. Jej losy w czasie wojny były szczególnie dramatyczne. W trakcie okupacji związała się z austriackim oficerem. Romans zakończył się podobno skazaniem Austriaka za „pohańbienie rasy”, a Ina Benita trafiła na Pawiak, skąd została zwolniona w lipcu 1944 roku. W więzieniu urodziła dziecko, z którym widziana była we wrześniu 1944 roku, gdy kanałami przedarła się ze Starówki do Śródmieścia. Oboje mieli zginąć w trakcie jednego z bombardowań.
We wrześniu 1944 roku, zginął również reżyser filmu – Mieczysław Krawicz. W trakcie powstania swoją walkę z okupantem prowadził przy pomocy kamery. Był bowiem szefem operatorów przygotowujących materiały dokumentujące ten zryw. Być może to dzięki niemu mogliśmy ostatnio oglądać film „Powstanie warszawskie”, który składał się ze współcześnie pokolorowanych obrazów z dogranych dialogów.
Ten apel poległych można uzupełnić o Jacka Rotmila, scenografa, pochodzącego z Niemiec. Z powodu swojego żydowskiego pochodzenia, po przejęciu władzy przez NSDAP, zamieszkał w Polsce. Niestety i tutaj nie dane muy było zaznać spokoju, ponieważ okupacja niemiecka zmusiła go do ukrywania się. Niestety został w lipcu 1944 roku rozstrzelany na terenie zburzonego warszawskiego getta.
Można dodać, że nie mamy natomiast żadnych informacji o śmierci Emanuela Szlechtera (scenarzysty), o którym wiadomo jedynie, że zginął w getcie lwowskim w 1942 lub 1943 roku.
Nazwiska te oczywiście nie zamykają listy wojennych strat polskiej kultury. Lista ta przeraża, gdy uświadomimy sobie, że cały czas poruszamy się w obrębie twórców jednego filmu. A takich historii były tysiące: długo można byłoby się rozwodzić nad losami Hanki Ordonówny (aresztowanej w wyniku działalności renegata Igo Syma), Aleksandra Żabczyńskiego (artylerzysty, który brał udział w kampanii wrześniowej, a następnie w bitwie o Monte Cassino), Eugeniusza Bodo (śmierć w łagrach sowieckich) czy tułaczki twórców Wesołej Lwowskiej Fali (słynnych: Szczepcia i Tońcia).
Zródła:
http://nie-wierzcie-zegarom.blogspot.com/2012/01/ina-benita.html
http://www.1944.pl/historia/powstancze-biogramy/Zbigniew_Rakowiecki
http://www.akademiapolskiegofilmu.pl/pl/historia-polskiego-filmu/rezyserzy/mieczyslaw-krawicz/60
http://www.info-pc.home.pl/whatfor/baza/aktorzy_w_powstaniu.htm
Pierwotnie opublikowne: https://bestiariusz.wordpress.com/2015/11/13/zaduszki-filmowe-czyli-ja-tu-rzadze-1939-r/
Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
https://bestiariusz.wordpress.com/2015/11/13/zaduszki-filmowe-czyli-ja-tu-rzadze-1939-r/
as you can see i posted this link in the article. its my other blog.