Witam wszystkich Państwa bardzo serdecznie w kolejnym wpisie na moim blogu. W dzisiejszej notce chciałbym się z Państwem podzielić swoimi przemyśleniami na temat kolejnej książki autorstwa Swietłany Aleksijewicz, którą udało mi się przeczytać w ostatnim czasie, a mianowicie "Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy". Oryginalny rosyjski tytuł tej książki brzmi : "Последние свидетели. Книга недетских рассказов".
Niestety w książce nie ma żadnej wzmianki o kulisach jej powstania, ale z tego co się dowiedziałem, pierwsza wersja została wydana w tym samym roku co "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety", czyli w roku 1985 i uważana jest, brzydko mówiąc, za sequel tamtej książki. Podejrzewam, że prace nad książką "Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy" rozpoczęły się w tym samym czasie co prace nad książką "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" i trwały one równolegle. Podwjrzewam, że ludzie, którzy uczestniczyli w wywiadach z pisarką, dzielili się z innymi weteranami numerem telefonu pisarki, aż pewnie dotarło do ludzi, którzy w chwili napaści III Rzeszy na Związek Radziecki byli jeszcze dziećmi. I oni także chcieli się podzielić swoimi wspomnieniami. Podejrzewam, że obie książki powstawały równolegle w tym samym czasie. Według wstępu do książki podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej zginęło kilka milionów dzieci z całego Związku Radzieckiego.
Ja czytałem wersję elektroniczną, ale w międzyczasie przyszły do mnie książki w wersji fizycznej, które sobie zamówiłem na stronie Wydawnictwa Czarne. Teraz posiadam "Cynkowych chłopców", "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" i "Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy" w formie fizycznej, w twardych okładkach. Wracając do omawianej w tym temacie książki. Ja "Ostatnich świadków" czytałem w wersji elektronicznej, która została wydana w 2013 roku, ale książka w wersji fizycznej także pochodzi z tego roku. Oczywiście przekładem książki na język polski, podobnie jak w przypadku poprzednich publikacji, zajął się pan Jerzy Czech. Wersja elektroniczna książki składa się z 340 stron, natomiast wersja fizyczna składa się z ze stron 230. Książka ta jest podzielona na 102 rozdziały, które są krótkimi zapisami rozmów pomiędzy pisarką, a rozmówcami. Na okładce książki widzimy płaczące dziecko na tle zniszczonego domu. Autorem zdjęcia jest Michael Trakhman / Hulton Archive / Getty Images, natomiast projektem okładki zajęła się pani Agnieszka Pasierska, podobnie jak w przypadku poprzednich publikacji.
Jeżeli chodzi o treść książki, to nie odbiega ona treścią od poprzednich publikacji Swietłany Aleksijewicz. Gdybym się wstrzymał, to mógłbym obie książki z "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" przedstawić w jednym wpisie. "Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy" są uzupełnieniem tamtej książki, wzbogaconym o wspomnienia ludzi, którzy w chwili napaści hitlerowskich Niemiec byli jeszcze dziećmi. Każdy rozdział książki to osobna historia. Bohaterami rozmów są ludzie, którzy w chwili wybuchu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej byli dziećmi. Najstarsza osoba miała bodajże 15 lat, a najmłodsza urodziła się w ostatnim roku wojny (1945), która opowiada o wydarzeniach z 1949 roku, gdyż po zakończeniu drugiej wojny światowej jeszcze przez kilka lat dotykało ludzi jej piętno. Drugim najmłodszym rozmówcą, o ile dobrze pamiętam, była osoba, która urodziła się w 1941 roku. W większości przypadków rozmówcami były osoby, które w 1941 roku nie ukończyły jeszcze 10 roku życia. Każdy rozdział rozpoczyna się od podania imienia i nazwiska rozmówcy, wieku w chwili rozpoczęcia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i obecnie zawód jaki wykonuje. Bohaterami książki są ludzie, którzy w większości zamieszkiwali białoruskie wsie i miasta położone blisko granicy z III Rzeszą. W większości opowieści pojawia się wspólny mianownik jakim jest powołanie ojców do wojska i ewakuacja powozami, albo pociągami na wschód jak najdalej od linii frontu. W wielu opowieściach przewija się motyw bombardowania pociągów przez niemieckie samoloty i śmierć ludności cywilnej. Okrucieństwom armii niemieckiej nie było końca. Wiele wsi zostało zrównanych z ziemią i spalonych, często też rozstrzeliwywano członków partii komunistycznej i działaczy, oraz ich rodziny, ale także często całe wsie. Takich wstrząsających wspomnień ludzi, którzy jakimś cudem przeżyli, lecz stracili domy i rodziny, jest sporo. Niektórzy, jako najstarsze dzieci, musieli zastąpić rodziców i opiekować się młodszym rodzeństwem. Takie dzieci były pozostawione samym sobie, ale dzięki dobroci innych ludzi, którzy się nimi zaopiekowali, jakoś przeżyli wojnę. Wiele dzieci trafiło do domów dziecka. Część osób, które miało więcej szczęścia, ewakuowano na wschodnie rubieże Związku Radzieckiego: albo na Syberię albo w okolice Kazachstanu. Niektóre dzieci wraz z rodzicami wstępowało w szeregi partyzantów, a nielicznym udawało się wstąpić w szeregi Armii Czerwonej. W pamięci zapadła mi opowieść jednego mężczyzny, który jako 10-latek wstąpił do Armii Czerwonej i dorobił się stopnia sierżanta. Ale to były sporadyczne przypadki. Naprawdę w książce nie brakuje drastycznych wspomnień. Przed przystąpieniem do tej lektury tylko się domyślałem, co ci ludzie musieli przeżyć. Ale podczas lektury niektóre wspomnienia przysłoniły moje najśmielsze wyobrażenia.
Wiele opisów wspomnień jest krótkich i urywają się w pewnym momencie. Jak dana osoba przeżyła wojnę, możemy się tylko domyślać. Niektóre osoby na wskutek traumatycznych przeżyć nie chciały dalej mówić, a sama autorka nie wtrąca się do wypowiedzi. W książce chyba nie ma żadnego wtrącenia autorki, albo ja nie wyłapałem i nie zapamiętałem.
Nie sądziłem, że to napiszę, ale "Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy" czytało mi się lepiej niż "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety". Książkę tą "pochłonąłem" w przeciągu dwóch popołudni, a trzeba nadmienić, że jest o 40 stron dłuższa niż "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" i jest napisana drobniejszym drukiem, więc tekstu jest więcej. Naprawdę książka ta jest bardzo wstrząsająca, na pewno bardziej niż "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" i nie wiem czy tak samo wstrząsająca jak "Cynkowi chłopcy", albo i bardzie. Nie jest to przyjemna lektura, ale jeżeli ktoś interesuje się historią drugiej wojny światowej i to nie z bardziej oficjalnej strony (daty, nazwiska, wydarzenia, liczby), a raczej z perspektywy pojedynczej osoby, to gorąco polecam tę książkę. Jest ona bardzo dobrym uzupełnieniem "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety".
Małe uzupełnienie. Przyszły do mnie. Teraz będzie można postawić na półce.