Wczorajszym popołudniem obrałem samochodowy kierunek na Śląsk, do Gliwic. Wieczorem miałem przyjemność wziąć udział w ciekawym muzycznym wydarzeniu. Był to jedyny poza jarocińskim festiwalem koncert grupy TSA w składzie: Marek Piekarczyk, Stefan Machel, Andrzej Nowak, Paweł Mąciwoda i Zbigniew Kraszewski. Koncert odbył się na terenie Summer Areny, po sąsiedzku z gliwicką Areną. Organizatorem wydarzenia była agencja koncertowa stworzona przez Darka Maciborka, dziennikarza RMF FM, DM Agency.
Na miejsce dotarliśmy z kolegą Michałem ok. godziny 17:30, około 60 minut przed planowym otwarciem bramek. Arena Gliwice prezentuje się niezwykle okazale, jednak w całym projekcie architektonicznym nieco drażniąca jest tendencja do wszechobecnego betonu. Jest tak zarówno przed Tauron Areną w Krakowie, jak i tu, czyli w stosunkowo najnowszych halach widowisko-sportowych w Polsce. Z racji tego, że gość specjalny wydarzenia, zespół Chemia miał zaprezentować się dopiero na scenę o 20:00 postanowiliśmy pozwiedzać nieco teren, a następnie usiąść i schłodzić emocje zimną Coca-Colą. Chwilę przed godziną dwudziestą weszliśmy na teren imprezy.
Punktualnie o 20:00 na scenie zameldowała się Chemia, zaczęli energetycznie od jednego ze swoich przebojów Bondage of Love. W ich nieco ponad 40 minutowym występie usłyszeliśmy przekrojowy materiał z dotychczasowej działalności m.in. Hero czy Love you so Much. Publiczność reagowała z entuzjazmem na kolejne kawałki żartobliwie zapowiadane przez frontmana grupy, Łukasza Drapałę. Znakomita rozgrzewka przed gwiazdami wieczoru. Po 21 na scenie pojawił się we własnej osobie Darek Maciborek, który w którym wystąpieniu zapowiadając TSA wspominał o ich scenicznym stażu i wpływie na polską kulturę muzyczną lat 80.
Koncert rozpoczął Maratończyk, który znakomicie rozgrzał wszystkich do rytmicznego tupania i klaskania. Następnie szybko, niemal jednym ciągiem pochodzące z debiutanckiego albumu studyjnego Na co Cię stać, przedstawiciel albumu Rock N’ Roll Jestem Głodny, stosunkowo „najmłodszy” Proceder i Ty – On – Ja, przy którego zapowiedzi Marek Piekarczyk stwierdził, że drugi człowiek jest zawsze najważniejszy. Następnie zrobiło się bardzo podniośle i wzruszająco, ponieważ 51 jest zawsze balladą dedykowaną tym, którzy odeszli. Nagranie zresztą tego utworu znajdzie się na samym końcu niniejszego posta. Bez Podtekstów dudniący jak walec podobnie jak w studyjnej wersji pozwolił na pierwsze zabawy publiczności z zespołem i wokalistą. Jako kolejne wybrzmiały pacyfistyczny Pierwszy Karabin i pełna nadziei Tratwa.
Przed Alienem oczywiste podziękowania ze strony zespołu wobec wszystkich ich fanów, szczególnie dla FC Alien. Usłyszeliśmy również deklarację Marka Piekarczyka, że są plany na nową płytę, jednak w okresie pandemicznym grupa niczego nowego nie nagrała. Po nastrojowej balladzie ponownie wróciliśmy do ciężkiego heavy grania za pomocą nieśmiertelnego hymnu Heavy Metal Świat, a po nim Wpadka i zapowiedziana przez Piekarczyka Spółka, jako najstarszy utwór zespołu. Zapowiadając Mass Media frontman TSA wyrażał nadzieję, że nadejdą takie czasy, gdzie teksty grupy nie będą aż tak aktualne… Następnie nieśmiertelna Kocica, gdzie swoje solowe popisy dali Paweł Mąciwoda i Andrzej Nowak, a Marek Piekarczyk wykorzystał kolejną okazję na „przedrzeźnianie się” wokalne z publiką. Podstawową część seta zamykał TSA Rock z gościnnym udziałem na gitarze basowej córki Pawła Mąciwody, Marysi. Na bis zabrzmiał Marsz Wilków, znany z Akademii Pana Kleksa oraz legendarne Trzy Zapałki, które chyba są polską odpowiedzią na Since I’ve Been Loving You Led Zeppelin.
Tak dobiegł końca ponad półtoragodzinny, ostatni w tym roku koncert TSA. Głos Marka Piekarczyka niemal nie zmienił się, momentami można było odnieść wrażenie, że wehikuł czasu działa i przeniósł nas w czasie do lat 80. Wygląda na to, że konflikty personalne skończyły się w grupie wraz z odejściem duetu Niekrasz/Kapłon, który to ma teraz swoje TSA. Przyjemnie było oglądać wspólną zabawę i „wywijanie piórami” tria Mąciwoda/Machel/Nowak. Chemia nie była obecna tylko w postaci supportu na scenie, ale także między muzykami. I to najważniejsze. Pozostaje mieć nadzieję, że doczekamy nowego albumu, a następnie dużej trasy promocyjnej po Polsce. TSA znowu jest wielkie, TSA wróciło. I oby tak dalej.
Szymon Pęczalski
fot. Stefan Machel (https://www.facebook.com/tsacompl)
P.S. Serdeczne pozdrowienia i podziękowania dla dwóch dobrych, muzycznych znajomych - Adriana Żeleźnego i Szymona Bijaka. Panowie dzięki i do zobaczenia!