Minęły już prawie 3 dni od kiedy świat muzyczny usłyszał o śmierci Charliego Wattsa, legendarnego perkusisty legendarnego zespołu The Rolling Stones. Wiadomość o jego śmierci zastała mnie (a jakże!) w trasie, co spowodowało, że do celu podróży od tamtego momentu leciała tylko składanka z koncertowymi nagraniami grupy. Grupy, której trzon przez niemal 6 dekad tworzyły trzy postacie: Mick Jagger, Keith Richards i Charlie Watts. Los zdecydował, że z nich pierwszy ten świat opuścił ten najspokojniejszy i najlepiej „prowadzący” się. Taki paradoks życia.
Kiedy piszę ten tekst z tyłu głowy mam te 6 dekad Stonesów na scenie. To kawał czasu, który przeplata się z moim pokoleniem, pokoleniem moich rodziców, dziadków, a nawet pradziadków. Chciałbym, żeby współcześnie występujący artyści mogli pochwalić się tak długą działalnością sceniczną. Gdyby nie śmierć Wattsa, jestem przekonany, że najbliższa trasa po Ameryce nie byłaby ostatnią. Teraz nadal nie mam wątpliwości, że pozostali żyjący członkowie legendy rocka będą kontynuować działalność, dopóki przy życiu nie zostanie ani jeden z nich.
Bez wątpienia The Rolling Stones stracili bardzo istotny element w swojej układance. Perkusiści bowiem, często niedoceniani, stanowią filar brzmienia zespołu. Przyrównując zespół muzyczny do ludzkiego organizmu bez wahania można powiedzieć, że perkusja to jego serce. Wyznacza rytm oraz kierunek, w którym podążają później inne instrumenty. Muzyka rockowa miała to szczęście, że zakochany w jazzie Ginger Baker zdecydował się współtworzyć Cream. Miała to szczęście, że John Bonham dołączył finalnie do składu Led Zeppelin, a Keith Moon zanim podążył drogą samodestrukcji natchnął rockowy teatr The Who swoją nietuzinkową osobowością i umiejętnościami. Cała trójka jednak miała to do siebie, że opinia publiczna mogła zachwycać się ich fenomenalnymi partiami perkusyjnymi, które pchały zespoły do przodu, a zarazem gorszyć się ich zachowaniami pozascenicznymi.
W przypadku The Rolling Stones ciężar kontrowersji wzięli na siebie główni kompozytorzy, a więc Glimmer Twins – Richards i Jagger. Zmarły niedawno Watts znany był przede wszystkim ze swojego osadzonego w jazzie brzmienia, następnie z elegancji i zamiłowania do hippiki. Ktoś mógłby powiedzieć, że Watts w gruncie rzeczy to był nudziarz o snobistycznym podejściu do życia, a zarazem normalny facet. Kiedy jednak zestawi się go ze słynącymi ze skandali muzykami ten obraz szalenie dysonuje. Coś co jest normalne, a może dla niektórych nudne staje się czymś nieoczywistym i niecodziennym.
Jaka jest muzyczna spuścizna Charliego Wattsa? Przede wszystkim cała dyskografia The Rolling Stones, tysiące koncertów na całym świecie i solidne fundamenty, które kładł pod takimi legendarnymi kompozycjami jak Gimmie Shelter, Jumpin’ Jack Flash, Start Me Up czy Honky Tonk Women. Jego pokojowe nastawienie pozwoliło na godzenie zwaśnionych „bliźniaków”, którzy mogli czuć się pewnie przez prawie 60 lat mając go za swoimi plecami. Charlie Watts był po prostu gwarancją profesjonalizmu i stabilności, dzięki której Stonesi stali się ikoną popkultury.
Po śmierci Wattsa w Internet niczym wiral ruszyła anegdota, którą wspomniał w swojej biografii Keith Richards. Otóż podczas jednej z tras w latach 80. o 5 nad ranem pijany Mick Jagger pozwolił sobie na wykonanie telefonu do pokoju Charliego z pytaniem: „Gdzie jest mój perkusista?” W odpowiedzi usłyszał trzask słuchawki. Watts ubrał idealnie skrojony garnitur, krawat, wypastowane buty po czym udał się do pokoju wokalisty. Gdy wszedł, podszedł i po prostu uderzył w twarz zaskoczonego Jaggera, dodając „Nigdy więcej nie waż się nazwać mnie swoim perkusistą.”. Potwierdził w ten sposób, że The Rolling Stones to oni: Richards, Jagger, Watts, Jones, Wyman, a później Wood i spółka, a nie zespół akompaniujący znakomitemu frontmanowi.
Dzisiaj dochodzi do mnie jakie miałem cholerne szczęście zobaczyć Stonesów na żywo. Choć wiedziałem, że nadejdzie taki dzień, że w końcu któryś z nich odejdzie stąd na zawsze, to tak naprawdę miałem nadzieję, że oni naprawdę podpisali pakt z diabłem i są nieśmiertelni. Jak widać pakt, nawet jeśli podpisany, przestał działać.
Dzięki Charlie za wszystko! Do zobaczenia na kolejnych koncertach, już w innym wymiarze.
Charles Robert „Charlie” Watts
2 czerwca 1941 – 24 sierpnia 2021
Szymon Pęczalski
Źródło zdjęcia: https://twitter.com/officialKeef