Miałam wrzucić kolejne fotki ze styczniowego wyjazdu w Beskidy, ale pogoda mnie zaskoczyła. Nie mogę sobie odmówić udokumentowania epizodu zimowego, który być może zniknie tek szybko, jak się pojawił.
W czwartek na chwilę wyszło słońce wnosząc wiele radości do naszego mordoru, ale następnego dnia rano znów było szaro i mroczno. Myślałam, że nic z tego piątku nie będzie, a jednak. Po południu sypało kilka godzin i świat wokół zmienił się nie do poznania.
Było w okolicy zera i bezwietrznie, więc z nieba leciały ogromne, mokre strzępy, szybko topniejące na ubraniu. Mogę zrozumieć tych, którzy takich wrażeń nie lubią, wiadomo - wszystko zależy od okoliczności i nastawienia. Celowo wyszłam w tę wilgotną biel, więc będę ją chwalić. Zresztą, tak żem narzekała tydzień temu, to dziś już nie wypada.
Żadnych wielkich wędrówek nie było, skoczyłam najpierw do lasku, czyli parku obok mojego bloku, w którym ukrywa się fort Mistrzejowice.
I patrzcie, co znalazłam! W życiu nie widziałam takich śladów. Czyż nie wyglądają słodko? Widzę te drobne, zmarznięte łapki, dziergające idealny szlaczek. Natura tworzy zdumiewające wzory.
Osiedlowy lasek prezentował się bajkowo.
Nie wiem o co chodzi, ale nagle zaczęłam widzieć psie szlaczki wszędzie! Jak w jakiejś powieści przygodowej, z ponadprzeciętnym zagęszczeniem starożytnych kodów i szyfrów.
Moje bunkry wciąż w remoncie, bardzo czekam na efekty. Choć to już nie będzie to samo co za dzieciaka... dziury w podłodze, powyginane blachy i zbrojenie, oberwane balkony... Cud, że nikt z osiedlowej dzieciarni nie skończył jak ci poboczni bohaterowie w Indiana Jones, którzy ginęli gwałtownie na różnych torach przeszkód.
Już jak byłam dorosła, pojawiły się chodniki, ławki i oświetlenie. Niektórzy zaczęli nazywać to miejsce parkiem.
Dla mnie to już na zawsze będzie lasek.
Mocno sypało i szybko przemokły mi spodnie i rękawiczki, więc postanowiłam podjechać do cioci parę przystanków. Podsuszyć się na kaloryferku i przy okazji zjeść coś, bo u mnie w lodówce tylko cebula, jak oznajmił niegdyś mój syn w przedszkolu, prosząc o dokładkę. Pewne rzeczy się nie zmieniają. W tramwaju zagapiłam się w telefon i wysiadłam trzy przystanki za daleko, w okolicy mojego liceum.
Mokre spodnie trudno ignorować nawet w pięknych okolicznościach przyrody, więc nie ociągając się przemaszerowałam przez park Wiśniowy Sad.
Zatrzymałam się na chwilę tylko przy ślimaku. To nasza lokalna, kultowa rzeźba, która w tym roku będzie obchodzić 60. urodziny. Jej oficjalna nazwa to flirt wodorostów z muszlą.
Autorką rzeźby jest Magdalena Jaroszyńska, która w tym samym parku zostawiła jeszcze jedną pracę - nowohucką syrenkę. Tym razem do niej nie zajrzałam, ale widujemy się od czasu do czasu.
Te zdjęcia zrobiłam w 2018 roku.
Chcąc nie chcąc zahaczyłam o dwunastkę, moje liceum. Niechętnie wspominam cały okres szkoły podstawowej i średniej, więc tylko przemknęłam bokiem.
--
A potem pobiegłam do cioci, która mnie nakarmiła i ogrzała, jak zawsze.
Wieczorem jeszcze się przeszłam, tropiąc psie szyfry.
Obstawiam jakąś sarenkę, typ ratlerek lub cziłała. Poduszeczki i pazurki odciśnięte detalicznie, jak w glinie.
Było fajnie. Zimo zostań na chwilę.
😊❤️
Ja do Polski pojechałam, żeby sie takimi widokami nacieszyć, ale dopiero w ostatni dzien zaczelo padac 🙈
Pieknie! Mnie to tez na lasek wyglada 😉
Dziękuję 🙂
Kapryśna ta nasza zima, trudno się wstrzelić :)
The rewards earned on this comment will go directly to the people( @polish.hive ) sharing the post on Twitter as long as they are registered with @poshtoken. Sign up at https://hiveposh.com.
Nie lubię pogody w Polsce. Lubię zimę, lubię lato. Nie lubię zimy, w której temperatura oscyluje wokół 0C. Niech spadnie śnieg, dużo śniegu, ale niech też będzie zimno. A potem niech będzie cięplo
Oj wiem, i mnie zero wykańcza. Mam wrażenie, że mi się termometr zepsuł miesiąc temu ;) Dziś przynajmniej słońce wyszło... na chwilę 🙂
Zima zostanie na dłużej, przynajmniej w Beskidach