Termin NFT, czyli Non-Fungible Token w ostatnich miesiącach wszedł na pierwsze strony mediów w działach technologia i biznes i odmieniany jest tam przez wszystkie przypadki. Czytamy o ludziach, którzy kupują cyfrowe obrazki za setki tysiące czy nawet miliony dolarów. Słyszymy, że to rewolucja i niesamowita innowacja, kolejny etap w rozwoju kryptowalut a nawet internetu. A do tego nastawienie korporacyjnych gigantów cyfrowych do tego wynalazku jest entuzjastyczne, choć do samych kryptowalut do tej pory jest co najwyżej mieszane, jeśli nie sceptyczne.
O co w tym wszystkim chodzi i ile sensu mają artykuły mówiące o rewolucji technologicznej?
Zacznijmy od wyjaśnienia technicznego. A więc blockchain. Czytelnicy, którzy wiedzą czym on jest i na jakiej zasadzie działają kryptowaluty mogą ominąć ten akapit. Blockchain jest rodzajem systemu komputerowego, który składa się z łańcucha generowanych po sobie w jakimś odstępie czasu bloków, z których każdy zawiera pewne informacje, powiązany jest z poprzednim blokiem oraz zabezpieczony w specjalny sposób, m.in. za pomocą silnej kryptografii. Oznacza to, że raz dodanej informacji do blockchainu nie można usunąć, ani zmienić. Praktycznym zastosowaniem blockchainu i oryginalnym celem jego twórcy (tajemniczej osoby używającej pseudonimu Satoshi Nakamoto) było stworzenie waluty cyfrowej, która nie potrzebowałaby zaufanej strony trzeciej tak jak ma to miejsce w przypadku przelewów bankowych. Blockchain bitcoina, bo tak została nazwana ta waluta, zawierał informacje o transakcjach, stanowiące w istocie rodzaj księgi rozliczeniowej, w której praktycznie niemożliwe jest dokonanie żadnego fałszywego zapisu. Powstanie bitcoina było prawdziwą rewolucją i stanowiło złamanie monopolu banków na waluty cyfrowe, jednak zrozumienie tego faktu w przestrzeni publicznej przychodziło powoli. Jednocześnie, po przyswojeniu zasad działania bitcoina, niektórzy ludzie stwierdzili, że jego kręgosłup, czyli blockchain, może mieć szersze zastosowanie. I tak powstało Ethereum, system oparty na blockchainie, który umożliwia funkcjonowanie w jego ramach wielu różnych walut (tokenów), tworzenie nowych oraz uruchamianie smart kontraktów, czyli różnego rodzaju umów czy mechanizmów działających wewnątrz tego blockchainu.
W styczniu 2018 roku opracowano dla Ethereum standard pod nazwą ERC-721, który umożliwiał praktycznie każdemu wyemitowanie specyficznego tokenu posiadającego tylko jedną jednostkę (później mógł być to zestaw unikalnych jednostek), ale zawierającego wybrany zapis, utrwalony na zawsze w blockchainie. Takie tokeny nazwano właśnie NFT, czyli tokenami niewymiennymi. W odróżnieniu od walut używanych w płatnościach, tutaj jednostka ma unikalne cechy i jest niewymienna na inne jednostki (tak jak możemy wymienić monetę 1 zł na inną monetę 1 zł lub zestaw mniejszych monet, wspólnie dających wartość 1 zł), nawet jeśli funkcjonuje razem z innymi jako forma kolekcji. W praktyce jednak jest to po prostu jednostkowy, trwały zapis w blockchainie.
ERC-721 opracowano w związku z popularną już od połowy roku 2017 grą CryptoKitties. Gra umożliwiała hodowanie, rozmnażanie i handel cyfrowymi kotkami, z których każdy miał pewne unikalne cechy na wzór genów. Każdy kotek był jednocześnie smart kontraktem na Ethereum i wygenerowanie nowego kotka, np. przez rozmnożenie wymagało wyemitowania nowego smart kontraktu i opłacenia kosztów opłaty transakcyjnej w systemie Ethereum. Smart kontrakt zawierający unikalne cechy kotka został powiązany z zapisem NFT wskazującym w swojej treści na identyfikator tego konkretnego kotka i zależność była dwukierunkowa: token wskazywał na kotka, a smart kontrakt kotka wskazywał na jego token. Bez tokenu niemożliwe było przejęcie kontroli nad danym kotkiem w grze, ale jednocześnie ta kontrola nad kotkiem była możliwa również dzięki smart kontraktowi danego kotka. Innymi słowy smart kontrakt danego kotka dawał realną moc kontraktowi na niego w formie NFT, a ów sprawiał, że można było wygodnie handlować kotkami.
Można dyskutować nad tym, czy tak wysoka (setki tysięcy dolarów już w 2017 roku) wycena niektórych, rzadkich egzemplarzy kryptokotków była racjonalna, jednak niewątpliwie sposób ich funkcjonowania miał sens i wykorzystywał w technicznie sensowny sposób możliwości blockchainu. Po CryptoKitties zaczęły się pojawiać kolejne projekty. Jednym z nich było Cryptopunks. W tym przypadku mamy zestaw 10 000 NF-tokenów, które wskazują na jedną z miniaturowych grafik, które zostały zbiorczo wprowadzone do blockchainu. Jednak w tym przypadku, o ile zarówno NF-token, jak i obiekt na który on wskazuje znajdują się na blockchainie, to funkcjonalność obiektu, czyli grafiki z cryptopunkiem jest realizowana poza blockchainem. Tą funkcjonalnością było po prostu chwalenie się zakupionym kontraktem i eksponowanie obrazka w internecie, np. w postaci obrazka profilowego w mediach społecznościowych. Tyle że w tym przypadku każdy mógł sobie skopiować dowolny z tych 10 000 obrazków i ustawić na profilówce. Nie mógł natomiast potwierdzić tego, że jest unikalnym posiadaczem certyfikatu na tego punka. Dlatego wartością tych tokenów było tak naprawdę potwierdzenie wejścia do pewnego klubu, nazwijmy go kolekcjonerskiego. Twórcy w dość uczciwy sposób rozdali za darmo 9000 tokenów, a 1000 zostawili dla siebie. Użytkownicy zaczęli nimi handlować.
W którymś momencie ceny tych obrazków urosły na tyle, że cryptopunkami zainteresowały się znane osoby, celebryci. Kilku z nich zakupiło swoje tokeny i zaczęły je ustawiać na swoich profilach społecznościowych. To napędziło popyt, gdyż wielu ludzi uznało, że nabycie takiego punka pozwoli im się zbliżyć do wielkich gwiazd i innych, bogatych osobistości, które być może nawet odpowiedzą, jeśli napisze do nich osoba z cryptopunkiem na profilu, a ich boski blask na nich spłynie i odmieni ich życie. Mamy zatem do czynienia w tym przypadku z niczym innym jak jakąś formą piramidy finansowej. Wartość tych tokenów jest w tym przypadku zależna wyłącznie od tego, kto posiada jeden (lub więcej) z tej kolekcji. Dla tych celebrytów żadną wartością nie jest możliwość kontaktu z jakimiś frajerami, którzy kupili token, a sami zakupu dokonali jedynie z powodu oczekiwania, że jego cena wzrośnie. Ewentualnie z myślą o wyciągnięciu z frajerów jeszcze więcej kasy w przyszłości. Gdy popyt się nasyci, ceny punków osiągną swoje maksimum, a następnie temat straci swój efekt nowości, nastąpią spadki cen. Wówczas celebryci zaczną sprzedawać swoje punki, w następstwie czego nastąpi dalszy, gwałtowny już spadek cen aż do bardzo niskich wartości, drobnego ułamka cen ze szczytu bańki. Użyteczność NFT Cryptopunks zniknie wraz ze znanymi ich posiadaczami. Staną się z powrotem bezwartościowymi certyfikatami na jakąś grafikę, którą każdy może skopiować.
Takie zjawisko jak Cryptopunks stwarza również dodatkowe problemy. Nawet jeśli dany obiekt atencji, celebryta jest chętny by zniżać się do maluczkich, bo dzięki drogiemu tokenowi trochę w jego oczach urośli i wstąpili do jakiegoś „klubu”, to skąd ma wiedzieć, czy rozmówca z punkiem jest nabywcą tokena tego punka, czy po prostu sobie go skopiował i wstawił na profil. Za każdym razem weryfikować jego tożsamość? Może prosić o okazanie id jego NFT? Kolejna sprawa, nie ma przeszkód by ktoś inny wstawił zdjęcie z cryptopunkami na inny system blockchainowy i powystawiał na nie osobne NFT i uruchomił ich sprzedaż. Albo nawet na ten sam blockchain, ale osobno. Jedyną różnicą byłaby data. I kolejne weryfikowanie, kto ma token, skąd i z kiedy. Oczywiście taką weryfikacją mogłyby się zająć portale społecznościowe, tak samo jak teraz weryfikują np. osoby publiczne lub rozpoznają (i blokują) muzykę objętą licencjami autorskimi. Swoją drogą, nabycie NFT danego cryptopunka nie daje nam żadnych praw w sensie właśnie ważnej prawnie licencji na użytkowanie od twórcy. Nie ma żadnego związku z prawami autorskimi. Nawet jednak uzyskanie tutaj wsparcia trzeciej, zaufanej strony, która weryfikowałaby posiadaczy NFT na dany obrazek na danym serwisie, nie zmieniałoby tego, wciąż byłaby to piramida finansowa, jedynie może przedłużyć ją w czasie.
O ile Cryptopunks jest przekrętem dość subtelnym i opartym na jakichś pozorach bezpieczeństwa i technicznej użyteczności, to NFT, których wysyp nastąpił później, są po prostu ordynarnymi wyłudzeniami (choć paradoksalnie często nieświadomymi) charakteryzującymi się już całkowitym brakiem powiązania zwrotnego obiektu do tokena. W ten sposób próbuje się sprzedawać naiwnym dane cyfrowe (bo przecież każda rzecz funkcjonująca w internecie to jedynie jakiś zbiór 0 i 1), które nie są w żaden sposób unikalne, ani osadzone na żadnym blockchainie. Do tego dochodzą znane już z wielu naciąganych „biznesów” sztuczki w rodzaju specjalnych wejściówek na zamknięte imprezy, biznesowej otoczki „na bogato” i psychologicznego żerowania na kompleksach naiwniaków z kasą. Przypomina to jakąś gorączkową akcję, w której spora grupa Georgów C. Parkerów (słynny oszust z przełomu XIX i XX wieku) próbuje naiwnym opchnąć tyle Mostów Brooklińskich, ile się uda, zanim wszyscy się zorientują, że to bez sensu.
NFT zainteresowali się różni artyści, choć w wielu wypadkach lepiej byłoby użyć zapisu „artyści”, mam na myśli bowiem adeptów tzw. „sztuki nowoczesnej” czyli autorów prymitywnych bohomazów lub obliczonych na skandal, mało wymyślnych „instalacji”, opatrzonych obowiązkowo pretensjonalnym tytułem, który ma tworzyć pozór „głębokiej dyskusji”. NFT otwiera bowiem dla nich furtkę do nowych możliwości żerowania na naiwnych. Oczywiście NFT w sztuce, zarówno tej estetycznie i artystycznie wartościowej, jak i tej „nowoczesnej” nie ma dla kupującego żadnego faktycznego sensu, ani użyteczności. Przede wszystkim, nie przekazuje żadnych praw od autora. Jeśli więc dotyczy fizycznego obiektu, jest co najwyżej bezwartościowym dodatkiem do zakupu. O ile w ogóle następuje przekazanie i zakup obiektu. W przypadku, gdy odnosi się do cyfrowej kopii może być najwyżej pewną iluzją posiadania. Np. w przypadku, gdy dotyczy zakupu od autora kopii cyfrowej obrazu z jednoczesnym zobowiązaniem autora, że wszystkie swoje kopie cyfrowe usunie. Jednakże w tym przypadku niemożliwe jest uzyskanie pewności, że autor rzeczywiście usunął swoje kopie, ani że w przyszłości nie wykona nowej kopii z fizycznego dzieła. Te kopie mogą w przyszłości być np. ukradzione albo i świadomie udostępnione przez autora i unikalność cyfrowego obrazu znika. Dodatkowo ten sam problem dotyczy sytuacji każdej odsprzedaży tokenu. Jednak okazuje się, że rzadko kiedy przy okazji handlu NFT na zdigitalizowaną sztukę w ogóle mają miejsce takie rozważania. Najczęściej sprzedaży podlega całkowicie bezwartościowy zapis w księdze bloków pod szumną nazwą NFT, a niepowiązany z tokenem w żaden sposób obiekt jest powszechnie dostępnym w internecie pakietem danych. Nawet od strony samego NFT wskazanie na jakiś obiekt jest problematyczne, bo najczęściej realizowane jest w formie linku, gdzie umieszczony jest zasób, a oprócz samego skopiowania zasobu przez osobę bez NF-tokenu możliwe jest przyszłe zniknięcie pliku z danej lokalizacji internetowej.
Podsumowując powyższe: można wyróżnić następujące rodzaje NF-tokenów:
• Rzeczywiste (prawdziwe) – takie, których obiekt jest oparty na blockchainowym smart kontrakcie, jest funkcjonalny w ramach blockchainu i powiązany zwrotnie z tokenem. Takie NFT mają sens techniczny.
• Pozorne – takie, których obiekt jest wpisany w jakiś sposób w blockchain, ale jego funkcjonalność ma miejsce poza nim i niezależnie od niego, więc w rzeczywistości powiązanie zwrotne ma jedynie pozorny charakter.
• Puste (niepowiązane) – takie, których obiekt nie jest w żaden sposób powiązany zwrotnie z tokenem. Takie tokeny są całkowicie pozbawione sensu technicznego.
• Fiducjarne – takie, których obiekt jest powiązany zwrotnie z tokenem za sprawą zaufanej strony trzeciej, tj. operatora systemu, na którym obiekty mają unikalne zastosowanie (np. serwer gry online).
Ważna uwaga w tym momencie jest taka, że dla zrozumienia sensu działania NFT potrzebne jest uświadomienie sobie, że taki token oraz jakiś obiekt, którego dotyczy, nie są tożsame. NFT są najczęściej przedstawiane w sposób, który fałszuje ich naturę. Niektórzy wręcz mówią o „plikach NFT”. Plik plikiem, a token tokenem – konieczne jest za każdym razem ustalenie zależności między nimi.
Na chwilę obecną obserwujemy ogromny hype, medialną modę na NFT, które w znacznej większości przynależą do kategorii pustych lub pozornych. Ich obecność i popularność stanowią formę zmultiplikowanej piramidy finansowej, o której mało kto mówi, a już najmniej media należące do korporacyjnego kapitału. Te ostatnie rozpisują się o „rynku” NFT w samych superlatywach, jednocześnie pozostając krytycznymi wobec kryptowalut jako takich. To należy podkreślić: rynek wypełniony głównie prymitywnymi formami naciągania i piramid finansowych nazywają rewolucyjnym, perspektywicznym i rozwojowym, a rynek oparty na faktycznie rewolucyjnej technologii o ogromnej wartości, której dowiódł swoim ciągłym rozwojem i coraz szerszą rzeszą ludzi doceniającą fundamenty tej wartości, nazywany jest niepewnym, ryzykownym, potencjalnie niebezpiecznym i wymagającym regulacji. Rynek, który opiera się na pozornym, fałszywym powoływaniu się na technologię blockchain jest „wspaniały”, a rynek faktycznie oparty na blockchainie jest ”zły”.
Z czego wynika ta hipokryzja oraz pompowanie bańki na NFT? Odpowiedź jest prosta, korporacje widzą w tym możliwość zysku, nawet kosztem nieetycznego pompowania piramidy finansowej. Ich celem są jednak fiducjarne NFT – z jednej strony posiadające kontrakt na blockchainie, a z drugiej dające wektor zwrotny ze scentralizowanego serwisu (lub wielu serwisów), na których będą funkcjonować. Ten wektor zwrotny będzie jednak warunkowy. Usługodawca będzie mógł bez przeszkód unieważnić funkcjonalność danego obiektu dla użytkownika, np. banując go na serwisie albo ograniczając czy zawieszając jego prawa na jakiś czas. Ten centralny nadzorca będzie mógł jednak czerpać w pełni z zalet NF-tokenu, np. pobierając prowizję od jego sprzedaży, nawet jeśli dokona jej ten zbanowany użytkownika – poza samym serwisem. Będzie czerpać zyski z handlu tokenami na swojej ewentualnej platformie handlowej, a także i poza nią. Takimi tokenami będą (czy nawet już są) różnego rodzaju przedmioty w grach online, a także elementy pozwalające się wyróżnić na platformach społecznościowych lub uzyskać na nich jakąś dodatkową funkcjonalność. Jest to model, w którym korporacje będą wykorzystywać zalety blockchainu, a użytkownicy otrzymają starą biedę, czyli zależność od widzimisię gigantów. Serwisom pozwoli to zarabiać na dodatkowych usługach, a jednocześnie uniknąć ewentualnych problemów legislacyjnych związanych z obrotem wirtualnymi przedmiotami, gdyż to zostanie wyoutsourcowane na zewnątrz i oparte na zdecentralizowanych platformach. Jednak użyteczność tych przedmiotów będzie istnieć na scentralizowanej platformie, a ta będzie otrzymywać procent od transakcji zawieranych poza nią. Być może początkowo handel będzie odbywać się za pomocą dotychczasowych kryptowalut, czyli głównie etheru, jednak prędzej czy później nastąpi próba przejścia na bezpieczniejsze z punktu widzenia nośniki wartości, np. własne kryptowaluty o bardziej scentralizowanym charakterze. Już teraz narzekanie na różne rzekome wady kryptowalut, np. krytykowanie ich sporego zapotrzebowania na energię w kontekście niechybnie nas czekającej i straszliwej katastrofy klimatycznej, ma służyć przyszłemu uzasadnieniu ich wymiany na „bezpieczniejszą i lepszą alternatywę”. Meta czyli Facebook, który niedawno ogłosił chęć implementacji rozwiązań związanych z NFT być może wróci do prac nad swoim projektem Libra, który obecnie przykryty jest litościwą zasłoną milczenia, po tym gdy nie ukazał się w żadnym z zapowiadanych terminów. Na chwilę obecną zainteresowanie rynkiem NFT wyraziło wiele dużych firm, organizacji i korporacji, łącznie z MasterCard, Visa, Nike, Adidas, Walmart, a nawet kontrolowaną przez chiński rząd siecią Blockchain Services Network. W dniu pisania tych słów (21.01.22) Twitter ogłosił wdrożenie mechanizmu weryfikacji NFT, czyniąc m.in. cryptopunki obiektami tokenów fiducjarnych (w ramach tej platformy). To się już dzieje.
A co za bańką na bezwartościowych, pustych i pozornych NFT? Kiedy zacznie pękać, będzie to właśnie argument dla korporacji: „chodźcie do nas, my oferujemy bezpieczeństwo i gwarancje dla użytkowników, u nas wszystkie NFT będą zweryfikowane”. Kto zdąży, ten się wzbogaci kosztem naiwnych, a reszta z dzisiejszych „rewolucjonistów” zostanie z niczym, ewentualnie w najlepszym razie z takim samym wodotryskiem, jak każdy kto zapłaci 19,99 w promocji na jakimś znanym serwisie. Cały ten owczy pęd jest potrzebny, żeby wytworzyć – najpierw zapotrzebowanie na nowy „bajer”, a potem na usługę jego zabezpieczenia. Pęknięcie bańki NFT będzie też dodatkowym argumentem dla rządów, żeby może tu jakieś regulacje dla krypto wprowadzić i zyskać w oczach wyborców, że niby chronią ich przed „internetowymi oszustami”.
Tomasz Waryszak
Kilka chwil po wprowadzeniu weryfikacji NFT przez Twittera: "Żeby dodatkowo wyróżnić posiadaczy NFT i pokazać, że są właścicielami tokenów, a nie tylko skopiowali plik jpg, Twitter dodał specjalne ramki w kształcie sześcianów. Użytkownicy platformy szybko jednak złamali to "zabezpieczenie". Wystarczyło umieścić zwykły obrazek w specjalne przygotowanej grafice, żeby na pierwszy rzut oka wyglądał dokładnie tak samo, jak wersja NFT." 😄
Jestem dumny z tego, że nie straciłem ani grosza na ICO w 2017 r. jak również z tego, że nie kupiłem żadnego NFT...
Prawda jest taka, że NFT jako technologia ma dużo uzyteczności, ale na pewno nie są nimi jpgi na awatary
That comment has been deleted.
Skupiłem się tutaj na finansowej i medialnej stronie zagadnienia. Natomiast uczciwa i sensowna część NFT (te, które nazywam rzeczywistymi) jak najbardziej istnieje.
Twórcy NFT sami od siebie "kupują", a goje myślą, że te ceny są prawdziwe. Cyfrowy JPEG za pół miliarda dolarów? Paaaaaaanie, daj pan spokój.
https://bithub.pl/kryptowaluty/nft/cryptopunk-9998-sprzedany-za-ponad-pol-miliarda-dolarow/
Kup pan cegłę ;)
Congratulations @waryszak! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s):
Your next target is to reach 50 upvotes.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Check out the last post from @hivebuzz:
Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!