Na kulturalnej mapie Polski Kraków bez wątpienia jest jednym z najsilniejszych ośrodków. Konkurencja jest spora, ludzie mają w czym wybierać, do tego trudno przebić się z informacją. Nic dziwnego, że trzeba było kilku lat zanim Królestwo Bez Kresu zaczęło jakoś sobie radzić. Co jakiś czas zresztą trafiam na inicjatywy przypominające to co robimy. Ot, wczoraj na przykład wyświetliło mi się wydarzenie Polish Language Cafe organizowane przez Centrum Wielokulturowe. Z kolei kilka dni temu Facebook zaproponował obserwowanie Pracowni Młodych. To takie przestrzenie, które mocno przypominają KBK. Otwarte od poniedziałku do piątku oraz w dwie soboty miesiąca. Można tam przyjść spędzić czas lub wziąć udział w różnych wydarzeniach.
Ośrodki te nie działają jednak samodzielnie. Są finansowane przez miasto. Pojawia się więc pytanie, czy dla KBK jest miejsce w Krakowie i czy w ogóle jest sens tworzyć coś takiego całkowicie oddolnie, bez finansowania z pieniędzy publicznych. No bo po co ludzie mieliby wspierać niezależne ośrodki kultury, skoro mają za darmo te stworzone przez miasto?
No cóż, nie jest to takie proste...
- Po pierwsze, instytucje mają swoje ograniczenia. Czy wyobraża sobie ktoś polskie centrum kultury korzystające z Hive (lub w ogóle z blockchaina)? Ja niezbyt. Nie wspominając o tak prozaicznych kwestiach jak np. godziny otwarcia. Planszówki do północy? Zapomnij!
- Po drugie, wyżej wspomniane inicjatywy są skierowane tylko do szczególnych grup. Wiele się mówi o inkluzywności, ale w praktyce tworzy się zamknięte grupy, żeby móc spełnić te czy inne założenia. I tak Centrum Wielokulturowe skierowane jest do obcokrajowców, a Pracownie Młodych do młodych (do 26 roku życia). Moim zdaniem wielką wartością KBK jest fakt, że jest to przestrzeń dla wszystkich: dla młodych i starych, dla Polaków i obcokrajowców, dla uczniów, studentów i pracujących. Na Biskupiej 18 mogą się spotkać ludzie z naprawdę różnych grup i każdy może wynieść z tego jakąś korzyść. Ma to o wiele większy potencjał integracyjny niż Centrum Wielokulturowe, gdzie praktycznie nie ma... Polaków.
- Po trzecie, nieodpłatność wcale nie jest regułą. O ile w Pracowni Młodych wszystkie warsztaty są za darmo (nawet kawa i herbata), to w osiedlowych domach kultury zwykle jest już inaczej i "za darmo umarło". A tymczasem na Otwartą pracownię w KBK każdy może przyjść i zrobić coś kreatywnego bez konieczności płacenia za uczestnictwo. Jeden zrobi darowiznę 100 zł, inny 10 zł, a inny w ogóle.
Czy jest zatem miejsce dla KBK w Krakowie? Myślę, że zdecydowanie tak. Miejskie ośrodki kultury mają stabilne finansowanie (o którym my możemy pomarzyć), ale z drugiej strony mają różne ograniczenia. Tymczasem siłą Królestwa jest różnorodność tematów, aktywności i ludzi, którzy je odwiedzają. Do tego dochodzi wsparcie Hive, które w ostatnim roku zdziałało cuda. A to (moim zdaniem) dopiero początek.
Na marginesie, niespełna miesiąc temu trafiłem na taki artykuł:
No cóż, ludzie w tych krakowskich urzędach to jakby z innej planety byli. "Pierwszy w Krakowie społeczny dom kultury". PIERWSZY. Od śmiechu aż rozbolał mnie brzuch...
Sending you an Ecency curation vote!
![](https://images.hive.blog/768x0/https://images.ecency.com/DQmV8nzx9164NXdiQRb6VwL6R5rZSctapyQ4DKcJn4tYbN9/1723139763568.jpg)