Wisi jeszcze nad ściętą głową symfonii żelazny miecz tutti. Puste pulpity - nagie szypułki, z których opadła kantylena płatek po płatku. Widać trzy poziomy milczenia: kocioł - wystygła kadź huku, pęk basów, które śpią pod ścianą jak pijani chłopi, a niżej, najniżej ucięty smyczkiem pukiel. /Zbigniew Herbert "Po koncercie"/
Dziś w końcu mogłem się wyspać i zrobić wszystko na spokojnie. Wczorajsza premiera wyjątkowo udana. Główna sala KBK zapełniła się, choć kilkanaście osób dałoby się jeszcze zmieścić. Zdjęcie w 360 stopniach można zobaczyć tutaj (choć nie wszyscy na nim są).
Jak zwykle nie obyło się bez problemów technicznych. Najpierw źle odpalił się stream, który zaplanowałem. Kolejny nie dość, że obrócony o 90 stopni, to jeszcze przerwał się w trakcie siódmej pieśni (na 10 zagranych). Ale już do tego przywykłem. Tak jak do opóźnień PKP. Są rzeczy, z którymi po prostu trzeba się pogodzić i wliczać je w ryzyko.
Sam koncert bardzo dobry. Nadzwyczaj dobry, biorąc pod uwagę, że w takim składzie udało się zagrać tylko jedną próbę. Pieśni, które do tej pory śpiewałem tylko z akompaniamentem gitary nabrały nowego charakteru z pianinem i altówką. Ale to akurat już wiedziałem, bo przez ostatnie tygodnie nie robiłem nic innego tylko miksowałem ścieżki. Cały proces zresztą jest opisany w blockchainie. Oczywiście na koncercie zagraliśmy tylko część utworów, które udało się nagrać w ramach projektu. Wszystkie kawałki można ściągnąć ze strony zapomnianepiesni.pl.