Z zachowaniem proporcji (brak wulkanów i wodospadów), Islandia z Twoich opisów to taki Beskid Niski na środku oceanu. Maciupeńka wioska z cerkwią, wędrówka przez pole między krowimi plackami - i nikt nie przegania, bezludne szlaki, zapomniane cmentarze w środku lasu i nieistniejące wioski. Taki był mój ostatni weekend. Tylko bramy do innego wymiaru brakuje
Tęsknię czasem za naszymi górami, takimi, jakie opisujesz.