Read this post on TravelFeed.io for the best experience
"Mieszka we mnie Polak i Tatar
Jeden nosi maciejówkę drugi krymkę.
Szablę w snach ostrzą tak samo
Szalony poezją na stepach Kipczaku
tatarską szablą walczę o Wielką Polskę
Wilcze futro z litewskich lasów
leży na obu tak samo."
Selim Chazbijewicz "Tatarski sen"
Oj napsuli nam krwi swego czasu, napsuli.
Ich najazdy wpisały się w naszą historię krwią i krzywdą. Brali w jasyr ludność polską, ukraińską i ruską, by używać jej potem, albo Turkom odsprzedać.
Dopiero co oglądałam w Sandomierzu malowidła w kościele św. Jakuba, ilustrujące mord dokonany przez Tatarów na mnichach dominikańskich. Działo się to w lutym 1260 roku, gdy po oblężeniu miasta napastnicy dopuścili się strasznych czynów, zarówno względem ludności cywilnej, jak i duchowieństwa. A bliski memu sercu krakowski Lajkonik? Choć jego geneza wciąż jest niejasna (napady tatarskie w XIII wieku czy spuścizna zabawy cechowej?), kojarzy się dzisiaj z Tatarem właśnie.
Los brańców był straszny, szczególnie kobiet i małych dzieci. Maluchy transportowano jak kocięta w workach, upchnięte po kilka w poszewkach przerzuconych przez koński grzbiet.
Taki obraz Tatarów większość z Polaków nosi w sobie do dziś. Co z tego, że nawet sam Sienkiewicz pisał o Lipkach służących Rzeczpospolitej, skoro ich przywódca Azja Tuhajbejowicz okazał się zdrajcą, który bunt Lipków rozpoczął? Pamiętacie jakieś inne powody, niż chęć zemsty i namiętność do Baśki Wołodyjowskiej? W świadomości zbiorowej ponownie ostał się tylko krwawy i nieobliczalny Tatar.
A Tatarzy dość chętnie osiedlali się najpierw na ziemiach litewskich, potem w Koronie. Służyli w wojsku litewskim (brali udział w Bitwie pod Grunwaldem pod dowództwem Księcia Witolda) i dla Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Lipkowie, o których pisze Sienkiewicz, zbuntowali się naprawdę w drugiej połowie XVII wieku. Głównym powodem było to, że sejm ignorował obietnice składane im przez króla, odmawiał też wypłacenia zaległego żołdu. Liczbę chorągwi redukowano, zakazano budowy meczetów. Ostatecznie bohaterowie walk z Chmielnickim, Moskwą i Szwedami powiedzieli dość i w 1672 roku doszło do przejścia znacznych sił tatarskich na stronę turecką.
Kilka lat później, za króla Sobieskiego, poczęto czynić starania by Lipków zachęcić do powrotu. Wprowadzono amnestię dla buntowników, przywrócono przywileje, pozwolono odbudować meczety. Problemem pozostawał zaległy żołd, ponieważ skarb państwa był pusty. Dlatego też król rozpoczął nadania ziemskie dla najbardziej zasłużonych żołnierzy. Wielu z nich osiadło m.in. na Podlasiu i Lubelszczyźnie.
Jednym z nich był Adam Ułan. Słowo ułan w języku tatarskim oznaczało młodzieńca, było także czymś w rodzaju tytułu arystokratycznego. Ród Adama przyjął go jako swoje nazwisko, a że jego potomkowie kontynuowali żołnierską posługę jako doskonali jeźdźcy, termin ten wszedł do naszego języka na stałe. Czy wyobrażacie sobie polską kawalerię bez ułanów? Wiedzieliście, że to właśnie Tatarzy byli pierwszymi ułanami?
W każdym bądź razie królowi bardzo opłaciła się przyjazna polityka wobec Lipków, którzy już wkrótce wsparli go podczas Bitwy pod Wiedniem. Oczywiście po stronie tureckiej także walczyli Tatarzy, ale ci ponoć wcale się nie przykładali. Nie to co nasi, polscy!
I tak oto, zupełnie naokoło dotarłam do sedna. Czy tak obszerny podkład historyczny jest konieczny? Na pewno nie zaszkodzi.
Poza tym w tej historii kryje się coś, co bezpośrednio dotyczy miejsca, o którym chcę napisać. W 1679 roku, podczas wspomnianych wyżej nadań ziemskich jeden z Lipków, płk Samuel Murza Krzeczowski otrzymał m.in. wieś Kruszyniany, w której osiadł na stałe.
Kruszyniany wciąż istnieją, a w niej żyją potomkowie żołnierzy Krzeczowskiego. Niepozorna wieś na Podlasiu, w której można doświadczyć pokojowej koegzystencji trzech wyznań i otrzeć się o historię niełatwych relacji polsko-tatarskich.
Przed wojną w Kruszynianach mieszkali także Żydzi, więc ta mała wioska była ojczyzną aż czterech wyznań. Zarówno wtedy, jak i teraz mieszkańcy żyją ze sobą w pełnej zgodzie.
Da się?
Jeśli dobrze pamiętam z opowieści przewodnika, to obecnie we wsi żyje 8 rodzin tatarskich, to jest około 20 osób.
Historii o Kruszynianach, opowiedzianej ze swadą i humorem, wysłuchałyśmy podczas odwiedzin w meczecie.
Świątynia na pierwszy rzut oka niewiele się różni od tutejszych cerkwi. Zapewne budował je ten sam cieśla.
Zastosowałyśmy się oczywiście do zwyczajów gospodarzy. Przed wizytą w meczecie dobrze jest sprawdzić, czy nie macie dziur w skarpetkach ;)
Opiekun tego miejsca, Dżemil Gembicki, sympatyczny i otwarty człowiek, w sposób bardzo przystępny streścił nam historię polskich Tatarów. Przytaczał przy okazji mnóstwo anegdot, które sprawiły, że uśmiech nie schodził nam z twarzy. Jak mówił o różnorodności wyznaniowej Kruszynian?
Staramy się we wsi żyć w zgodzie, ale jest jeden problem. Mamy święta katolickie, prawosławne, muzułmańskie i nie ma kiedy pracować, bo w święta sąsiada nie wypada przeszkadzać.
Powiedział też coś, co powtarza od lat, a co bardzo mnie ujęło:
My się Polakami nie czujemy, my Polakami jesteśmy.
Ci, którzy osiedlili się w Polsce dzięki staraniom Jana III Sobieskiego, pozostali wierni swej nowej ojczyźnie. Ich potomkowie także.
Meczet, jak każda stara świątynia, wzbudza zachwyt. Nie czuje się "obcości" odmiennej kulturowo religii czy dystansu. Można wszystko z bliska obejrzeć, dopytać o szczegóły. Nie zdążyłam jedynie zajrzeć do części wydzielonej dla kobiet, bo do środka już wtłaczała się wycieczka, która przybyła wielkim autokarem. Na szczęście udało mi się zrobić na szybko kilka zdjęć.
Co jeszcze warto zobaczyć w Kruszynianach? Na pewno mizaret, czyli muzułmański cmentarz.
Tutaj zamierzchłe czasy mieszają się ze współczesnością. Obok nowoczesnych nagrobków leżą kamienie z wytartymi napisami. Niektóre ledwo wystają z gruntu i z łatwością możnaby je pomylić ze zwykłymi głazami.
Pan Dżemil opowiadał, że muzułmanie nie chowają swych zmarłych w miejscu, w którym ktoś już spoczywa, nawet jeśli to bardzo stary grób.
Na grobach widziałam napisy arabskie, polskie i w cyrylicy. Najstarszy nagrobek z czytelną inskrypcją pochodzi z końca XVII wieku, nie udało mi się go znaleźć. Niezwykłe jest to zestawienie bogato rzeźbionych, eleganckich płyt z omszałymi kamieniami, w których ledwie ktoś wykuł kilka słów.
Cmentarze, szczególnie stare, zawsze pobudzają mnie do rozmyślań i podróży w przeszłość. Lubię wyobrażać sobie, kto w danym miejscu spoczywa, kim był. Czy był dobrym człowiekiem, spełnionym? Myślę o jego sprawach, o których nikt już nie pamięta, a które były przecież takie ważne, najważniejsze!
Spacery spacerami, ale człowiek jeść też musi. Wprawdzie z mizaretu wygonił nas nasilający się deszcz, ale to nawet dobrze, bo w planach miałyśmy jeszcze jeden punkt programu.
Otóż to, czas na prawdziwy tatarski obiad!
O właścicielce restauracji "Tatarska Jurta", pani Dżennecie Bogdanowicz, mogłabym napisać osobny artykuł. W dużej mierze to jej wiara w potencjał tego miejsca, zamiłowanie do gotowania i chęć dzielenia się tradycjami przyczyniła się do tego, że Kruszyniany stały się prawdziwą atrakcją dla turystów. Kiedyś była to zapomniana wioska, z której mieszkańcy raczej uciekali. Ona wbrew rozsądkowi wróciła tutaj wraz z rodziną pod koniec lat 70-tych. Jej sławną Tatarską Jurtę odwiedzali aktorzy, sportowcy, celebryci i całe rzesze zwyczajnych turystów. Gościł tu nawet książę Karol! Dwa lata temu jurta spłonęła, w noc przed weekendem majowym. Pani Dżenneta się nie poddała, karmiła gości w naprędce zorganizowanej kuchni polowej. Dzięki pomocy mieszkańców i przyjaciół, zbiórkom oraz koncertom, już buduje się nowa "jurta". Restauracja działa tymczasowo w budynku Centrum Edukacji i Kultury Muzułmańskiej Tatarów Polskich.
Kiedy dostałyśmy kartę dań, powstał poważny problem. Chciałyśmy spróbować wszystkiego!
Ostatecznie zamówiłyśmy dwa różne obiady na miejscu, by wymienić się smakami, a także dwa różne na wynos :)
I herbatę "Tatarska Jurta"
Na pierwszym planie kryszonka, na drugim - babka ziemniaczana. Ta potrawa, nawiasem mówiąc, była hitem naszego wyjazdu. Dlaczego ja, wielbicielka ziemniaków, nie znałam jej wcześniej?
Kuchnia tatarska jest prosta, wynikająca z niegdysiejszego, koczowniczego trybu życia - potrawy jednogarnkowe albo różne zawijańce z ciasta i farszu, z dużą ilością mięsa. W karcie znalazłam tylko dwie pozycje bezmięsne (nie licząc słodkości), podejrzewam, że to wariacje tradycyjnych dań przygotowane specjalnie dla wegetarian.
Wszystko było bardzo smaczne, herbata aromatyczna, atmosfera przyjazna. Przemiłe kelnerki każdemu z gości cierpliwie opisywały poszczególne potrawy. Przy stoliku obok siedziała Pani Dżenneta, robiąc jakieś notatki czy podliczenia. Na początku nie wiedziałam, że to ona, zwróciłam tylko uwagę na jej wyraźnie orientalne rysy. Po sprawdzeniu w interniecie zyskałam pewność.
Na pożegnanie kupiłyśmy jeszcze opakowanie ze słodką przekąską zwaną czak-czak. Małe, kruche ciasteczka smakiem i konsystencją przypominające faworki, z makiem i bakaliami, polane miodem. Przepyszne! I bardzo wciągające.
Ciastka zjadłyśmy na kwaterze, popijając miejscowym piwem, a obiady kupione na wynos zostały nam na dzień następny.
Odwiedziny u polskich Tatarów mocno zapadły mi w pamięć i serce. Odświeżyłam przy okazji kawałek naszej historii, rozprawiłam się z kilkoma stereotypami w głowie. Co innego czytać o czymś podręcznikach, a co innego dotknąć tego i doświadczyć.
Trzymajcie się zdrowo!
źródło do części historycznej:
Henryk Mierzwiński, Osadnictwo tatarskie na Podlasiu za Jana III Sobieskiego
Cudowna podróż. Przypomina mi pewnego św. pamięci wariata, którego kiedyś poznałem. Pod koniec życia odkrył w historii swojej rodziny korzenie właśnie tatarskie i się zaczęło. Czub na głowie, charakterystyczne spływające wąsy i krótka bródka (po cichu farbowane na czarno), dywany i kindżały na ścianie :-). Szukanie tatarskich cmentarzy w całej Polsce i mocna fiksacja w tym temacie. Pozytywnie zakręcony człowiek.
A czak-czak sądząc z opisu i nieco ze zdjęcia to musi być to cudo, które odkryłem ostatnio w lokalnej piekarence pod nazwą Mrowiska - przysmaku z kresów :-D. Trochę inaczej podane, uformowane w taki stos, przypominający (szczególni dzięki makowi) rzeczywiście mrowisko. Poszczególne kawałki mogły być nieco większe ale założyłbym się, że smak taki sam albo bardzo podobny. Pychota.
To jest to samo! Sprawdzałam po przyjeździe w internecie, przysmak jest przygotowywany w różnych wariantach, może to zależy od regionu. Widziałam np takie duże "ulepki", które się kroi, są też różne kształty - kulki, robaczki i takie tam.
Pamiętamy to miejsce z naszego Green Velo. Kulinarne eldorado. Byliśmy na kolacji zjeść obiad i potem na śniadanie... znowu zjeść obiad...
No właśnie :)
Congratulations, your post has been added to Pinmapple! 🎉🥳🍍
We are giving away 2000 Hive for reaching 1000 travel digests
Anyone and everyone can join!
Join the raffle and check the 1000 contest post
Did you know you have your own profile map?
And every post has their own map too!
Want to have your post on the map too?
To:
Szkoda, że takiej toleracji u niektórych ze swiecą szukać.
Jedzenie wygląda bardzo pysznie!
No niestety dziś na zwykłym głupim forum ogrodniczym niektórzy popaprańce potrafią wrzucić zdjęcie z pracy i podkreślić że pracowali kosiarką w niedzielę żeby zrobić innym na złość. A tam faktycznie tak jest jak napisane. Jak było święto tatarów, to sklep nie sprzedawał alkoholu pomimo tysięcy gości. Widziałem za to taksówkę z Białegostoku ktoś pewnie z gości zamówił wódkę i kratę piwa, przy mnie to odbierał.
Otóż to. Ale niektórych pseudopatriotów w oczy kole, bo kilka lat temu był tam jakiś incydent, niezidentyfikowani debile zdewastowali nagrobki i meczet. W dodatku nabazgrali znak Polski Walczącej, no ręce opadają... Równie dobrze mogli wymalować myszkę miki.
Musieli to być raczej przyjezdni, bo mieszkańcy solidarnie się zebrali i szybko naprawili szkody.
that was an intresting post. I am very fond of walking around an old cemetaries, your walk was very lovely. thanks a lot for sharing!
ps. dont you happen to have any old Jewish cemetary around, or plan to travel to any distant one, or already posted smth like this?.. thanks!
Thanks, I also like old cemeteries very much. During the same trip, I visited a similar places, maybe you will like it:
https://peakd.com/@astinmin/behind-the-picture-postcard
and this one:
https://peakd.com/@astinmin/travel-east-the-holy-mountain-of-grabarka
thank you, I will check it!
also, will try not forget to mention you, when I will put out my photo post about one of SPb's greatest cemetaries I vizited... took the pics... and just hoadling the stuff for ages after that, hehe :P
!ENGAGE 30
ENGAGE
tokens.Sympatycznie miejsce też tam bywam od czasu do czasu, bo mam nie daleko :) ale głównie zawodowo w reko ;) śmiechem żartem jak ostatnio byłem na święcie (ichniejsze dożynki) to w TV leciał serial o sułtanie, chyba dlatego pierwszy raz w życiu biegały za mną laski z aparatami :D ledwo coś sobie kupiłem bo mnie z kolejni wyciągały :D
Z kolejki wyciągać? Barbarzyństwo 🙂.
Na to ich święto się niestety nie załapałam, bo w październiku byłam. Może kiedyś jeszcze tam dojadę.
Congratulations @wadera! You received the biggest smile and some love from TravelFeed! Keep up the amazing blog. 😍 Your post was also chosen as top pick of the day and is now featured on the TravelFeed.io front page.
Thanks for using TravelFeed!
@lesiopm (TravelFeed team)
PS: You can now search for your travels on-the-go with our Android App. Download it on Google Play