Jest gorąco. Nawet bardzo.
Ciężki arabski wentylator zatacza leniwie koła swymi drewnianymi ramionami.
Wprost pod tymi ramionami leży dwudziestoparoletni mężczyzna, sącząc równie leniwie zmrożony napój ze świeżych limon i miażdżonej mięty.
Lata całe temu, w akompaniamencie cykad i podmuchów samumu, arabski czarnoksiężnik uplótł z magicznej tkaniny pufę, która chłodzić miała swą cudowną fakturą i strukturą, znużone ciała obrzydliwie bogatych szejków i sułtanów.
Drodzy państwo. Jest 12:00 w południe, środek pory suchej, 36*C (w cieniu murów arabskiej knajpy). Mam na imię Paweł, niebieskooka niewiasta zajmująca pozycję horyzontalną po przeciwnej stronie stołu – Aga, a miasto to KL.
Ciąg dalszy tu:
https://www.azjatyckitrip.com/single-post/Pierwsze-wyjście-z-cienia