2 miesiące temu pokazała mi się kulka w pachwinie na zasadzie rano nic nie było a popołudniu "wyskoczyło", jako że ćwiczyłem w tym czasie dość dużo wiedziałem że to na pewno przepuklina a więc trzeba było odwiedzić lekarza, okazało się że... przepuklina pachwinowa, tyle że jest jeszcze druga strona niewidoczna a wiec dwustronna. Wypisane skierowanie do chirurga na którym dowiedziałem się, że dwóch stron jednocześnie zrobionych mieć nie mogę bo nie będę przez tydzień w stanie chodzić(dziś wiem że chirurg miał rację)-ustalenie terminu zgłoszenia się do szpitala 21 maja w miedzy czasie wizyty u "swojego" lekarza do kontroli, szczepienie przeciw żółtaczce, jako że była to kulka wielkości ping-ponga lub ciut mniejsza bardzo rzadko mnie coś rwało czy przeszkadzało. Jest i "upragniony" poniedziałek (21 dzień maja)- sekretariat i procedury związane z przywitaniem nowego pacjenta na oddział chirurgi ogólnej, szybkie rozpakowywanie, przebieranie się i pobieranie krwi a następnie EKG, kolejne godziny czas dla mnie i czekanie na anestezjolog. Myślałem że w szpitalu będzie nudno, ale drugi raz leże na chirurgii i drugi raz się nie nudzę, tym razem ani razu nie puszczając telewizora czy ani razu nie słuchając muzyki a wszystko za sprawą... 88 latka, który w tym samym czasie co ja przyszedł na operacje także przepukliny pachwinowej. Od razu znalazł we mnie słuchacza jako że wyglądał na 70+ i fizycznie to było dla mnie nie do pomyślenia jak dobrze sobie radzi w swoim wieku, śmieszek niesamowity w dodatku nie mieszka ode mnie jak się okazało tak daleko, tematy mimo ogromnej różnicy wieku się kleiły a czas szybko uciekał. Po wizycie bardzo miłej anestezjolog zostało mi parę godzin jedzenia i picia gdyż nazajutrz planowana operacja a więc trzeba być na czczo. O dziwo jako że dużo naczytałem się w internecie o przepuklinie a także mój sąsiad miał więc opinie były w skrócie "raz,dwa" i po krzyku, więc jak i przed szpitalem tak i w szpitalu byłem spokojny, bez stresu. Ładna Pani anestezjolog poinformowała mnie jak będzie wyglądać operacja. Znieczulenie tak jak przypuszczałem podpajęczynówkowe czyli zastrzyk do kręgosłupa i od pasa w dół nic nie czuję bólu, tylko dotyk. Mój ostatni posiłek i nawodnienie o 19:30 chociaż do 00.00 mógłbym spokojnie jeść. Rano dowiedziałem się, że jestem drugi w kolejce z oddziału więc fajnie, czym szybciej tym lepiej, jednak jako że przyjechał pilny pacjent wskoczył na "już" a że na bloku operacyjnym tego dnia szło to pojedynczo czas się wydłużał a z nim moje pragnienie na wodę i na posiłek. Wreszcie podjeżdża łóżko tyle że... po mojego śmieszka z sali jak to ? przecież byłem drugi w kolejce, ale okazało się że na bloku ruszyło wszystko podwójnie więc jedziemy jakby razem. Jestem jak w filmach pod lampami na stole operacyjnym, krótki instruktaż, pytania, polecenia, zastrzyk w kręgosłup i czekanie chwilę aż zacznie działać, sprawdzanie czy wszystko gra a ja tracę kontrolę nad swoimi nogami, już ciężko mi je podnieść, szczypanie mnie ile czuje ile nie czuję odkąd dokąd, aż całkowicie nie potrafię nic zrobić z sobą od pasa w dół i do tego głowa nieruchomo cały czas "przylepiona" do stołu. Godzina operacji i z powrotem wjeżdżam na moją salę chwilę po moim sąsiedzie z łóżka obok, polecenie takie: do 20 nie dźwigać głowy, nie jeść, nie pić. Powinno być nudno przez ten czas ale przecież jest starszy Pan a także moi najbliżsi, czas płynie a ja z każdą godziną odzyskuje czucie w nogach. Jest po 19 więc codzienna wizyta lekarzy i polecenie- możecie próbować wstać i zacząć chodzić, więc zgodnie z poleceniem tak robię i już wiem że nie jest to tak jak było w opowiadaniach w internecie, jest ciężko usiąść na swoim łóżku a co dopiero chodzić. Po kilku próbach w końcu siedzę ale nie ma mowy bym mógł gdzieś wstać i iść-nie dam rady a jako że nie dam rady a nie chcę "dwójki" robić do basenu postanawiam nic nie jeść dalej tylko pić i w nocy poprosić o kaczkę z nadzieją na "jutro będzie lepiej". Ja i śmieszek konsekwentnie robimy to samo z tym że On nawet nie umie i boi się usiąść. Z kolejną godziną powinno być lepiej, więc z tą nadzieją z tabletką na spanie i kroplówkami na ból, noc mija "kaczkowo" a rano pierwszy posiłek po przeszło 30 godzinach no cóż trzeba zaczynać walkę z samym sobą. Udaję się wstać, ale nie ma mowy bym dzisiaj wyszedł ze szpitala, choć tak to w planach miało być, trenuję ja i sąsiad z łóżka obok- w końcu jesteśmy skazani tylko na siebie przecież, trenujemy w szpitalnym korytarzu małymi kroczkami jest ciężko, ale trzeba. W miedzy czasie dowiadujemy się o jutrzejszym wyjściu ze szpitala, dzień mija "tylko z jedną kroplówką przeciwbólową ranną i jedną wieczorną. Ostatni dzień w szpitalu- 24 dzień maja, wizyta lekarzy, procedury wypisu, zmiana opatrunku (auć), polecenia od lekarzy co robić czego nie, pożegnania i podziękowania. Tak o to jestem pierwsze godziny w domu, jest lepiej niż wczoraj rano, ale jeszcze duuuużo brakuje do pełnej sprawności. Mam z głowy treningi siłowe na parę miesięcy. 8 tygodni zakazu podnoszenia cokolwiek (w sensie cięższego, niż szklanka itd) a później kolejne 8 wdrażanie powoli, stopniowo kilogramów. Dodatkowo na pocieszenie dostałem informację że ból będzie przez około miesiąc ech. No pięknie :) Napisałem ten tekst by sobie kiedyś przeczytać, odtworzyć jak już o tym "zapomnę" a także by uświadomić ludzi jak to wygląda lub wyglądało u mnie dosłownie od środka. Być może mój organizm tak źle zareagował a być może to nie jest takie raz, dwa i po krzyku jak się piszę lub ktoś pisał po dłuższym czasie a ja na gorąco. Może ktoś miał operacje na przepuklinę pachwinową i jak to u niego wyglądało? Jako, że mam jeszcze drugą stronę do roboty to już mnie to odpycha no ale cóż... kiedyś znowu nadejdzie ten dzień operacji, choć już będę bardziej doświadczony. Jedno mnie martwi, ten kto jest przed operacją a to przeczyta to się wystraszy. Aaaaa i jeszcze coś nie bierzcie za dużo rzeczy z sobą to się naprawdę nie przyda, jeśli macie mieć operację.
Nigdy nie byłam w szpitalu ale zdaje sobie sprawę że to musi być ciężkie przeżycie. Napewno wszystko będzie dobrze. Zdrowia życzę.
Dzięki bardzo, czuję się dużo lepiej fizycznie niż 2 tygodnie temu. Super, że omijasz szpitale szerokim łukiem, oby tak dalej!