Wojenne losy ludzi są bardzo ciekawe i rzucają światło na "ludzką" stronę wojny przypominając, że jest ona czymś więcej, niż jedynie różnokolorowymi kreskami na mapie i morzem cierpienia bezpośrednich uczestników, których te kreski symbolizują.
Pamiętam opowieści dziadka, który spędził wojnę w rodzinnym Kutnie. Opowiadał na przykład historię, jak oficer Wehrmachtu ze swoimi podkomendnymi zabrali dziadkowi, który był wówczas kilkuletnim dzieckiem, piłkę zrobioną z gałganów, typową "szmaciankę", i po kilku kopnięciach ciężkich podkutych butów ją zniszczyli. Nazajutrz oficer przyniósł na osiedle nowiutką piłkę ze sklepu, oddał ją i przeprosił za kłopot. Była też opowieść o żołnierzach-robotnikach z Leningradu, którzy zdobywszy Kutno dzielili się w 45 roku konserwami ze swoimi gospodarzami, a w razie niedostatku żywności, zawsze dzielili się z dziećmi. Było znacznie więcej tych opowieści, mam je gdzieś spisane. O, jeszcze dobra opowieść o cioci mieszkającej gdzieś na wsi opodal miasteczka, gdy ofensywa Armii Czerwonej oskrzydliła już z obu stron tereny Kraju Warty, u ciotki stacjonowali niemieccy strzelcy, którzy zbierali się do odwrotu, było ich kilkunastu - nie dysponując innym środkiem transportu niż swoje nogi mieli nikłe szanse do dostania się do swoich. Ciocia zauważyła krzyżyk na szyi jednego z Niemców i powiedziała coś w stylu: "Oddaj mi go, Tobie już nie będzie potrzebny" - domownicy zamarli, ale znużony żołnierz o pustym spojrzeniu po prostu zbył tę "prośbę" milczeniem - sprawa mogła się skończyć tragicznie.
Dziadek zwracał też uwagę na zapach wojny - II Wojna Światowa pachniała mu benzyną, naftą i prochem, mówił, że nie da się wyrugować z pamięci tego zapachu, który powracał w snach.
Do słowa, według wspomnień mijej babci jak niemcy w 1944 r. odchodzili to wszystko co mieli zostawiali miejscowym, może to tez byłó związane z tym, że obok naszej miejscowości od XIX wieku była kolonia niemiecka.