Islandzka postapokalipsa - recenzja książki "Wyspa" Sigríður Hagalín Björnsdóttir

in #pl-culture7 years ago (edited)

IMG_3899.JPG

Getto literatury popularnej, mimo wielu prób przełamania jego murów, zdaje się funkcjonować wcale nieźle. Są jednak gatunki, które niczym kładki do lepszej dzielnicy, łączą literaturę piękną z jej popularniejszą siostrą. Wbrew pozorom postapokalipsa (jeśli wspomnieć chociaż “Końcówkę” Becketta czy “Pamiętnik przetrwania “ Dorris Lessing) należy do jednego z takich nurtów. Opowieści o zagładzie gatunku, cywilizacji czy społeczeństwa fascynują i fascynować będą.

Może właśnie z tego powodu z dużym zainteresowaniem rzuciłem się na powieść islandzkiej dziennikarki Sigríður Hagalín Björnsdóttir pod tytułem “Wyspa”. Przyznam szczerze, że spodobał mi się już sam pomysł - zagłada nie znajduje racjonalnego wyjaśnienia. Po prostu w pewnym momencie Islandczycy orientują się, że pozostali sami. Nie ma łączności z resztą świata, a wysłane statki i samoloty znikają we mgle.

Losy kraju poznajemy z punktu widzenia kilku bohaterów. Pierwsze nomen omen skrzypce, gra tu skrzypaczka Maria, jej dwójka dzieci i były-niedoszły partner Hjalti. Portrety psychologiczne bohaterów nie są nakreślone zbyt dokładnie, autorka posługując się schematami, kieruje uwagę czytelnika w inną stronę. “Wyspa” to bowiem opowieść o rozpadzie postawionego pod ścianą społeczeństwa. W prostych, brutalnych obrazkach Björnsdóttir ukazuje wizję kruszących się więzi międzyludzkich i tego jak widmo głodu weryfikuje nasze wyobrażenia o tym co moralne, a co nie.

Przyznam szczerze, że jestem uczulony na straszenie widmem nacjonalizmu i faszyzmu. Tyle że akurat Björnsdóttir jestem w stanie wybaczyć fakt, że pcha swą książkową Islandię w tym właśnie kierunku. Jeśli bowiem w jakimkolwiek kraju skandynawskim miałby kiedyś wykluć się oparty na prymitywnym trybalizmie totalitaryzm - to właśnie na tej dziwnej wyspie. Zupełne zeświecczenie, stosunkowo duży konsumpcjonizm i jednoczesne samouwielbienie mogą w czasie kryzysu stanowić mieszankę wybuchową. Problem polega jednak na tym, że autorka zdaje się nie rozumieć przyczyn takiego stanu rzeczy. Wprawdzie słusznie krzyczy o upadku więzi i ucieczce Islandczyków od problemów, ale gdy schodzi na temat religijności, ograniczania się do kilku wytartych frazesów. Rozwiązania próbuje szukać, w jakimś wewnętrznym imperatywie moralnym, który powinien posiadać w sobie każdy człowiek. Taka koncepcja (zawarta chociażby w pracach Lawrenca Kohlberga) ma jednak pewien poważny minus - samoistne zrozumienie tego czym jest dobro, a czym zło dostępne jest jedynie niewielkiemu odsetkowi ludzi, a to na czas kryzysu zdecydowanie za mało. Reszta powinna otrzymać więc jasny przekaz na temat dobra i zła od strony duchownych lub polityków. Ci drudzy w “Wyspie” stoją po zdecydowanie “ciemnej stronie mocy”, a tych pierwszy Islandczycy nie słuchają już od wielu lat.

Wracając do samej powieści - nie mamy tu do czynienia z książką przełamującą schematy fabularne czy pchającą gatunek na nowe tory. Powieść Björnsdóttir to raczej nietypowa kompozycja typowych elementów. Przywodzi nieco na myśli “Chaotyczne akty bezsensownej przemocy” Womacka, skupiając się jednak na ogóle niż jednostce.
Warstwa językowa i konstrukcyjna “Wyspy” również zasługuje na kilka słów. W klasycznie prowadzoną narrację (z kilku różnych punktów widzenia) pisarka wplata komunikaty prasowe czy fragmenty dokumentów rządowych. Ten ciekawy (choć nie nowatorski) zabieg zdecydowanie ubogaca krótką powieść. Język “Wyspy” jest oszczędny, choć stosunkowo często Björnsdóttir pozwala sobie na długie akapity zdań wielokrotnie złożonych, próbując oddać dokładny przebieg myśli bohaterów. Trudno mi jednoznacznie ocenić skuteczność tego zabiegu trzeba jednak przyznać, że jest on stosowany konsekwentnie.

Na plus zasługuje nieco naiwne, ale bardzo tu potrzebne zakończenie. Rzecz jasna można mieć pewne uczucie niedosytu (wiele wątków nie zostaje zamkniętych) ja jednak bardzo lubię takie otwarte historie. Jeśli więc nie jest to furtka do napisania kontynuacji to trzeba przyznać, że Björnsdóttir zakończyła całość dość zgrabnie.
Reasumując - “Wyspa” nie jest arcydziełem gatunku, nie jest powieścią która zmieni wasze życie i skłoni do przemyśleń nad sensem istnienia. Mamy tu jednak do czynienia z przemyślaną i przyzwoicie zaprezentowaną wizją ginącej cywilizacji. Dla miłośników literatur skandynawskich i tych, którzy w postapo szukają czegoś więcej niż opowieści o dzielnych komandosach (o ile przy okazji nie węszą wszędzie symptomów “lewactwa”) “Wyspa” to pozycja obowiązkowa.

Recenzja specjalnie dla Steemit - wstawiam ją tutaj, na dzień przed publikacją i na kilka dni przed premierą książki.

PS - wiem, że na obrazku to nie "Islandia" ale mi się podoba :)

Sort:  

Hi @grafzero! You have received 0.1 SBD tip + 0.03 SBD @tipU from @cardboard :)

@cardboard wrote lately about: Just Testing. Feel free to follow @cardboard if you like it :)

Tipuvote! - upvote any post with with 2.5 x profit :)

Idealny post do tagu #pl-ksiazki. Zapraszam!

O widzisz - z pewnością się będę częściej tam pojawiał :)

Czytałem niedawno tę książkę. Całkiem przyjemna lektura, biorąc pod uwagę, że wiele z miejsc z książki widuję na codzień, jak chociażby sklep Bonus na Grandi ;)

Jednak sam opis zmian politycznych wydał mi się trochę... zbyt banalny? Pomysł wyśmienity, ale wykonanie mi nie podpasowało do końca. Mam wrażenie, że autor nie mógł zdecydować się czy chce napisać poważną i głęboką powieść czy lekką i przyjemną lekture o lekko mrocznym zabarwieniu.