Odważny tytuł, bo i odważnie autorka staje w prawdzie, choć istnieje szansa, że to tylko jedna perspektywa
moja
osoby która uciekała przed sobą przez całe życie. Łatwo pisać o uciekaniu i teoretyzować, ale autorka niniejszego tekstu (za) dobrze zna to poczucie pod koniec dnia że eee, czegoś brakuje.
I teraz wiesz co, do pisania tego tekstu, ku inspiracji, zażyłam mikrodawke psylocybiny. A planuje pisać o trzeźwości, się wymądrzać pewnie nawet troche o tym jak ta trzeźwość jest ważna i potrzebna, ale widzisz
eee, czegos brakuje
okej, zacznijmy od ogółów. Trudno sie chyba nie zgodzic ze stwierdzeniem że jako ogół społeczeństwa zachodniego jesteśmy przebodźcowani, przestymulowani. Korporacje jak TikTok czy Meta płacą ciężkie pieniądze za usprawianie algorytmów które mają nas uzależniać - potrzeba stymulacji poziomu neuroprzekaźników są już zatem chyba elementem składowym życia na Ziemii w tych czasach, bo obiektywnie bardzo trudno żyłoby sie nam bez telefonów. Na drugim planie łatwy dostęp do bardzo uzależniającego alkoholu, dalej do nielegalnych - ale przez to (dla części ludzi) bardziej kuszących używek. Prym tu wiodą stymulanty których używanie sieje prawdziwe spustoszenie w naszym układzie dopaminowym w efekcie czego organizm bardzo łatwo przyzwyczaja sie do wysokiego poziomu dopaminy, pragnąc jej więcej i więcej.
O, pragnienie, żądza - hasła współistniejące ze słowem "uzależnienie". Skupię się na swoim przypadku, bo doświadczeń z uzaleznieniami mam już co nie miara mimo młodego wieku.
Nie moją rzeczą jest szukanie przyczyn na ten moment, ale faktem jest że nadużywałam alkoholu odkąd go tylko poznałam. Byłam klasycznym przypadkiem człowieka który stacza się w dół z każdym dniem, bo piłam regularnie i "do odcinki". Nie satysfakcjonował mnie stan delikatnego rauszu i wolałam nie pić niż mieć to poczucie bycia "niedopitą". Teraz mi wstyd za te wszystkie głupie akcje ale na szczęście w porę się ogarnęłam i oddałam na terapię. Klasyczna terapia dwunastu kroków w ośrodku owszem, podziałała - byłam wolna od alkoholu na mniej więcej 1.5 roku. Z obecnej perspektywy uznaję, że dopóki człowiek nie jest uzależniony fizycznie (ja na szczęście nie byłam), to często wystarczy porządny detoks i można niejako zresetować podejście do używki - obecnie mam spory dystans do alkoholu. Z pewnością nie przeginam, ale nie nazwę siebie abstynentką.
Być może dlatego że poznałam inne, ciekawsze używki na których tle alkohol wydaje się zwyczajnie mało interesujący - odbierający kontrolę, drogi, niezdrowy. W tym czasie po terapii kiedy to nie piłam, zaczęłam palić trawę i o tej "niewinnej używce" dziś będzie głównie mowa. Być może nieco zaburzyłam chronologię, bo w międzyczaqsie miałam za soba też epizody w których za bardzo polubiłam mefedron (pierwsza używka którą poznałam - uzaleznienie z miejsca), amfetaminę i ketamine, ale z każdym z tych problemów poradziłam sobie przez detoks. Z trawą było inaczej przez otoczkę "cudownego zioła" wokół niej i mimo nielegalności - sporego społecznego przyzwolenia.
Palą wszyscy.
Okej, prawie wszyscy. Wiele osób spróbowało, wielu z nich zostało z paleniem weedu jako zastępstwem dla codziennego browarka po pracy, ale to ciągle ta sama rzecz - układ nagrody. Z niejakim wstydem przyznaję, że do niedawna sama usprawiedliwiałam jaranie w kontrze do alkoholu - co wydaje się być całkiem logiczne, tylko czy rzeczywiście załatwia sprawę?
Oczywiście, że nie
problem jest zatem juz z grubsza naszkicowany - wielu ludzi ma problemy z układem dopaminowym, bo w takim świecie żyjemy po prostu. Wszystko jest kolorowe, głośne, krzykliwe. Pisze ten tekst, wpada mi jakaś myśl - sprawdzam, piszę wiadomość. Wracam w małym rozproszeniu. Radosław Kotarski mówił, że bodajże siedem minut zajmuje powrót do stanu sprzed rozproszenia, że to jest zakała naszej koncentracji. Kiedys nawet obudziłam się z myślą "robienie jednej rzeczy na raz is the key" i wiesz, ja to logicznie wiem, ma to sens, ale co na to pułapki współczesnego świata? Może ten powszechny dostęp do informacji to tak naprawde przeszkoda w rozwoju a nie ułatwienie? O, teraz na przykład przerwę pisanie na chwile bo muszę zapisać na playliście utwór który leci w tle.
Pozwalam sobie na to teraz, nawet jeśli ta notka na tym traci - ale w międzyczasie "tylko zerknęłam" na instagram, bezsensowne medium
i taki obraz tam zastałam.
Widocznie coś jest na rzeczy skoro dokonuje publicznego obnażenia - być moze w ten sposób chcę zwrócić na siebie uwagę.
A moze w ten sposób próbuje ozdrowić to, co łaknie uwagi? Bo ostatecznie, przynajmniej w teorii, wymaga to pewnej dozy odwagi, prawda? Uzaleznienia są ciągle tematem tabu, ciągle wielu ludzi, jak ja do niedawna - usilnie odwraca wzrok starając sie tego nie zauważyć, że ten "blant na fajrant" nie jest niewinną nagrodą ale wskazuje na jakiś problem. Wydaje mi się, choć nie mam pewności, że ten problem jest nasz, wspólny, bo wracając do początku niniejszej notki - ktoś nam celowo funduje te rozproszenia. I wtedy tak: idzie szanowny jegomość do poradni, przybija mu się diagnoze "ADHD" i tym werdyktem zasłania się jak tylko może. Nie chcę nikogo wpędzać w poczucie winy.. ale osobiście większość współcześnie stawianych diagnoz widze jak odwracanie uwagi od istoty problemu - odwrócenia się od siebie, odłączenia od natury.
Dobra, dobra, można mnie ignorować - to tylko pierdolenie odklejonej Natalii, nie?
Niosę sztandar odklejady z dumą :D a tymczasem problemem przepalonych styków dopaminowych jestem zmęczona tak bardzo, że zaczyna świtać mi myśl, żeby oddać życie
tak, poważne deklaracje
trzeźwości, studium trzeźwości (nie w formalnym sensie..) i promowaniu tejże. Ale jak w grafice przedstawionej powyzej - nikomu nie pomogę mając na koncie spektakularne cztery dni bez weedu. Ale gdyby tak pomysleć, to zapotrzebowanie na sober rave i w ogóle miejsca wolne od używek rośnie, jak rośnie świadomość ludzi w ogóle.
I tak sobie dumam, i tak sobie myslę - teraz jestem tu, chcę być wolna, ale być moze za dwa dni uznam, jak już uznawałam w przeszłości, że droga srodka być moze istnieje, że moze można być "tak trochę w melanżu", że może nie trzeba sobie zaraz tam wszystkiego odmawiać. Bo przecież po coś nam to Bóg dał. Albo jak mi to dziś zostało przedstawione - człowiek ma układ kannabinoidowy więc do poprawnego funkcjonowania powinien te kanabinoidy przyjmować.
Tymczasem zgodnie z filozofią dwunastu kroków - przynajmniej dzisiaj jestem trzeźwa, przynajmniej dziś próbuje. Być moze jutro upadnę - Jezus też upadał. Ale próbuje. Przypominam sobie o trzeźwych rozrywkach:
Czwartego dnia bez trawy wstałam w dobrym nastroju, zaproponowałam morsowanie koledze a on mi na to "za półtora godziny widzimy się pod Bajem". Słowo ciałem się stało, po morsowaniu odmówiłam blanta. Widzę w tym głębszy sens ale być może niedługo odwróce wzrok - dlatego piszę te notkę i rzucam wielkie hasła, żeby sobie przypomnieć być może za jakiś czas.
Brzmi jak ładne zakończenie, ale mam jeszcze kilka refleksji.
Jeśli wierzymy w te dualną narrację, to jest ruch ku górze i ku dołowi - czyli dbanie o siebie albo autodestrukacja. Zaskakujące jest to jak wiele osób świadomie wybiera drogę w dół.
Oho, i czuję ze tym zdaniem otwieram jakąś małą puszkę pandory we mnie - "w zasadzie to jaki jest cel tego mitycznego dbania o siebie? Jaka jest pewność, że będzie jakaś nagroda, że to ma sens?" - pyta dziecko we mnie które najwyraźniej nie dowierza w to co JA WIEM. A wiem, że będą dobre czasy kiedy o siebie zadbam, kiedy przestanę odwracać wzrok. Odpowiadam sobie zatem: zaufaj mi.
Jest jeszcze kilka tematów do poruszenia wokoło tego jednego zagadnienia tak naprawdę, ale czuję że tym razem wystarczy - być może wrócę do tematu a może go oleje - wszystko, jak zwykle, dopiero się okaże.
Congratulations @neisti! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)
Your next target is to reach 600 upvotes.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Check out our last posts:
Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!