Moje lato było pełne uniesień
Niesłonych łez i obojętności
Moje lato było bezmiary samotne
Jak modlitwa, jak czuwanie
i tyle słońca przeszło mi bokiem
Jak krew i woda
I choć krzyczałem: – Pragnę!
To nigdy nie przepadałem za octem
zresztą
Dziś i tak nikt nie wie, co to hizop
Smutny więc schodziłem z drzewa konkludując
że to nie krew spływa mi z czoła
tylko sok z podeptanych czereśni
[słodka posoka przebrzmiałej miłości]
I choć chciałem być dla niej p o e t ą
– wielkim jak Stanisław Balbus –
i nosić koronę z pędów dzikiej róży
To swoją Zosię najchętniej widziałbym w trumnie
wyścielanej białym jak lilie atłasem
– bez tego całego szwendania się po szpitalnych korytarzach
bez chłodu jarzeniówek i oczekiwania
bo to miasto
nie nadaje się do umierania
a już na pewno nie latem
Moja lato było tak piękne, że zaparło mi dech
I kwitły mi drzewa, wszystkie fiołki
piwonie
narcyzy
Więc kochałem je, to miasto, tylko moje
miasto [Miasto]
i za nic, za nic nie chciałem w nim umierać
Wszędzie indziej – mówiłem – raczej w Pécsu,
w Tymbarku!
– choć już wiem, że to była tylko moja historia –
ale nie tutaj...
bo to miasto [Miasto!]
nie nadaje się do umierania
Dobry ten wiersz.
Skoro wróciłeś na Hive, to najwyższa pora zajrzeć na Biskupią 18 :) [w czwartek kończy się przerwa świąteczna]
Pozdrowienia od seminarzysty Balbusa sprzed kilkunastu lat :)
Congratulations @filippal! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)
Your next target is to reach 700 upvotes.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Check out our last posts: