Według Paula Johnsona „nikt nigdy nie osiągnął większej sławy za pomocą cudzych tekstów prezentowanych jako własne”, niż Bertolt Brecht. Brytyjski dziennikarz nie przypuszczał chyba jednak, że w tej materii mistrz może zostać przerośnięty przez ucznia. Szczególnie, jeśli uczniem tym mianuje się Jean- Luc Godard. Zarazem twórca i krytyk, filozof z kamerą w ręku, który adaptuje znane już teksty kultury na swoje potrzeby, umieszcza je w nowym kontekście i z każdym swoim kolejnym projektem wciąga widza w grę- prowokując go do odszukiwania ukrytych motywów, odniesień, cytatów. Serwując odbiorcy prawdę, z częstotliwością dwudziestu czterech razy na sekundę, nie daje jednoznacznych odpowiedzi na to, jaka ta prawda w rzeczywistości jest. Godard, tak jak nie lubi dosłowności w przejawach własnej twórczości, tak sam wydaje się być wielością sprzeczności, które nałożone na siebie tworzą całość. Jak te przeciwieństwa ze sobą współgrają i czy są chociaż 2 lub 3 rzeczy, które o nim wiemy…?
Jean-Luc Godard w Berkeley 1968 r., fot. Gary Stevens
Jeśliby wierzyć przekonaniu, że dziecko różnorakie wzorce przejmuje w pierwszej kolejności od swoich rodziców to można powiedzieć, że Jean- Luc Godard od samego początku predestynowany był do bycia w przyszłości tym, kim się stał. Godard ojciec był specjalistą w dziedzinie okulistyki- pomagał ludziom, aby w sposób dosłowny mogli jak najlepiej widzieć otaczający ich świat. Godard syn stał się filmowcem- na poziomie metaforycznym pozwalał odbiorcom swoich dzieł zobaczyć więcej, pokazywał świat w szerokiej perspektywie. I nie pozwalał sobie ograniczyć tej perspektywy w żaden sposób, nawet jeśli techniczne bariery stawiało pole widzenia obiektywu kamery. Przełamuje tę przeszkodę poprzez umieszczanie „kadru w kadrze”. Obraz tego, co w efekcie prezentowane jest widzowi na ekranie, rozszerzają otwarte na oścież drzwi, okno z widokiem na zatłoczoną ulicę, wszechobecne zwierciadła
i lustra, czy ciemne okulary w szkiełkach których możemy się dopatrzyć tego, czego kamera normalnie nie byłaby w stanie objąć swoim okiem. Dwa ostatnie z wymienionych elementów, były szczególnie często wykorzystywane przez Godarda w Do utraty tchu, czyli jego pełnometrażowym debiucie.
Jean Seberg na planie filmu "Do utraty tchu"
Ogromne ciemne okulary były czymś więcej niż modnym rekwizytem, dzięki któremu aspirująca amerykańska dziennikarka Patricia Franchini zyskiwała na tajemniczości, a drobny cwaniaczek Michel Poiccard mógł choć iluzorycznie chronić swoją tożsamość. Podobnie lustra towarzyszące głównym bohaterom na każdym kroku- w pokoju hotelowym gdzie toczą rozmowę o sobie zamiast rozmawiać ze sobą, w samochodach którymi przemieszczają się po ulicach Paryża, czy w kawiarniach w których bywają. Było to niezwykle istotne, ponieważ dostrzeganie rzeczy i wiara w to co się widzi, to zasady leżące u podstaw awangardowego nurtu w kinie francuskim. Nowa Fala zrywała z tym co przestarzałe, banalne i schematyczne- zarówno w kwestii formy jak i środków, którymi posługiwali się twórcy.
Godard z pasją akcentuje też różnice doprowadzając do zderzenia różnych światów- męskiego z damskim, romantycznego z pragmatycznym, kultury amerykańskiej z europejską. Detal- zarówno w scenografii jak i kostiumie- ma dla tego twórcy ogromne znaczenie i często właśnie za jego pomocą podkreśla wszelkie różnice. Odwraca też jednak stereotypowe role. Patricia jest rozważna i wyzwolona, szczegółowo analizuje sytuację i bez skrupułów podejmuje decyzje, które przyniosą jej korzyść. Michel natomiast przyjeżdża do Paryża i naiwnie wierzy, że dziewczyna (którą ledwie zna) da się namówić na wspólną ucieczkę do Rzymu. Z podziwem patrzy na wizerunek Humphreya Bogarta, pali papierosy i kradnie samochody chcąc nadać swojemu życiu odcień noir. Rozbieżności między bohaterami akcentowane są nawet poprzez odpowiedni dobór desenia na ich ubraniach. W obu przypadkach są to paski- jednak te na sukience Patricii, są przeciwstawne do tych na koszuli Michela.
Jean-Paul Belmondo na planie filmu "Do utraty tchu"
Reżyser wciąga w swoją grę, nie tylko widzów ale także aktorów. Godard cenił sobie pracę
z debiutantami , którzy na jego oczach i za jego zasługą budowali swój aktorski dorobek. Wielokrotnie nakłaniał odtwórców ról w swoich filmach do improwizacji, uciekając tym samym od sztywnych ram scenariuszowych. Zafascynowany granicami (w różnym znaczeniu) sam świadomie je zacierał i łamał, igrał także z gatunkami filmowymi. Do utraty tchu to przewrotna interpretacja stwierdzenia Charlesa Chaplina o tym, że „tragedia to życie w zbliżeniu, a komedia życie w planie ogólnym”. Godard nakręcił „komedię w zbliżeniach”, nadając tym samym całej historii ton tragikomiczny.
W swoich filmach demontuje obraz, łącząc jednocześnie w zgrabną całość cytaty malarskie, muzyczne, a także te literackie. Tutaj jawi się kolejny paradoks. Choć sam Godard przyznaje, że rzadko czyta książki w całości, to literatura jest w jego filmach pełnoprawnym językiem. Bohaterowie nie tylko piszą powieści, czytają prasę czy literaturę ale mówią nią. Snują filozoficzne rozważania na temat utworów, tak jak Patricia w Do utraty tchu rozmyśla nad przesłaniem Dzikich Palm Williama Faulknera. Godard wkłada w usta swoich postaci sentencje wyciągnięte z utworów prozatorskich i poetyckich. Pokazuje, że są zdolne przetrwać próbę czasu, albo wręcz przeciwnie neguje ich aktualność.
Jean- Luc Godard tworzy filmy, chociaż jednocześnie twierdzi że kino skończyło się
w momencie gdy kresowi dobiegła epoka kina niemego. Żywi ogromny sentyment do filmów braci Lumiere czy Siergieja Eisensteina. W opozycji sam w swoich produkcjach przywiązuje dużą wagę do dźwięków tła, otoczenia a także ścieżki dźwiękowej. To co dzieje się dookoła niejednokrotnie zakłóca nawet dialogi aktorów. Taka sytuacja ma miejsce gdy Patricia i Michel rozmawiają w pokoju hotelowym- jazz miesza się z muzyką klasyczną i odgłosami syreny radiowozu. Dla mnie to jak się słucha filmów Godarda jest ważne przy całościowym ich odbiorze, jednak sam reżyser zapewnia, że są skonstruowane tak, że oglądając je bez dźwięku nie tracą na swojej wartości. Sprzeczności i paradoksów w twórczości- jak się go dziś nazywa- jednego z ojców Nowej Fali jest o wiele więcej. Krytycznie nastawiony do instytucji telewizji „produkującej zapomnienie", sam w pewnym okresie twórczości robił filmy na jej zlecenie. Wychowany w duchu pacyfistycznych tradycji, niemal w każdym swoim filmie przemyca odniesienia do wojny i przemocy. Jest indywidualistą, a jednak przez całe swoje dotychczasowe życie dążył do utworzenia wspólnoty, twórczej grupy która zapoczątkuje coś nowego. Jest rozpoznawalny, ale nie powszechnie znany- od jego debiutu minęło ponad pół wieku, w tym czasie Godard stworzył ponad dziewięćdziesiąt filmów. W świadomości odbiorców funkcjonuje przede wszystkim na podstawie swoich produkcji zaliczanych do nurtu nowofalowego , można to więc uznać za dowód na to jak olbrzymią wagę miało to zjawisko nie tylko dla rozwoju Jean- Luca Godarda, ale dla rozwoju całej kinematografii.
To doskonały moment na zapoznanie się z życiorysem i dorobkiem twórczym tego niezwykłego artysty, bowiem już 2 lutego na ekrany polskich kin wejdzie film pt. Ja, Godard. Oś fabularna tego obrazu oparta będzie na skomplikowanej relacji emocjonalnej i związku Jeana- Luca z jego największą muzą, aktorką Anne Wiazemsky. Drogi tych dwojga wielokrotnie krzyżowały się na planach filmowych, a w życiu prywatnym połączył ich węzeł małżeński. Tu nie ma miejsca na przypadkowość i wszystko spięte jest swoistą klamrą. Potwierdzeniem tego może być fakt, że w produkcji wyreżyserowanej przez Michela Hazanaviciusa w rolę Godarda wcieli się ceniony francuski aktor Louis Garrel, prywatnie syn jednego z kontynuatorów poetyki Nowej Fali- Philippe’a Garrela. Z niecierpliwością czekam na premierę, by jeszcze głębiej zatonąć w życiu Godarda, i by przekonać się czy młody Garrel podoła postawionemu przed nim wyzwaniu i wespnie się na wyżyny aktorskiego kunsztu, tak jak w Marzycielach Bernardo Bertolucciego, czy Wyśnionych Miłościach Xaviera Dolana.
Źródła:
Do utraty tchu, reż. Jean- Luc Godard (1960)
Godard. Pasaże., Paweł Mościcki, Korporacja ha!art, Warszawa 2010
Intelektualiści, Paul Johnson, Wydawnictwo Zysk i Spółka 1998
Pasja. Filmy Jeana- Luca Godarda., Ewa Mezierska, Korporacja ha!art, Warszawa 2010
Zdjęcia:
www.visualhunt.com
Do utraty tchu to jeden z moich najukochańszych filmów. Super se zwróciłas uwagę na aspekt dźwiękowy, rzeczywiście jest bardzo charakterystyczny
To prawda, Do utraty tchu to wspaniały film 😃 To jeden z tych obrazów, które można oglądać wielokrotnie, a mimo wszystko za każdym razem odkrywać w nim coś nowego.
To prawda, zwykle oglądam go w sytuacjach romantycznych ;) i zawsze wzbudza zachwyt
Nad wyraz zgrabnie.
Do tego stopnia, że skradłaś moje Follow :)
To jest nas już dwóch.
Ehhh Nigdy nie odbuduję swojej Mocy :)
Dziękuję! Bardzo się cieszę, że tekst Wam się tak spodobał 😊
Dzięki za spostrzeżenie! Postaram się dopracować tę estetyczną stronę w kolejnych moich artykułach, żeby jeszcze lepiej się czytało 😉