Zasiadam do pisania bloga. Instynkt wiedzie mnie ku użalaniu się nad sobą.
Spróbuję się z tego wytłumaczyć.
Chcę się jakoś wypowiedzieć. Zazwyczaj kiedy coś do powiedzenia mam. Najczęściej dlatego, że jest to ciekawe dla mnie. Na swoim blogu jeszcze mogę.
Trzeba mieć coś ciekawego do powiedzenia, ale i umieć dobrze to opowiedzieć. Jak najwięcej satysfakcjonujących informacji, w jak najzwięźlejszym pakiecie.
Trzeba pokonać barierę algorytmów.
Pierwotnie zamierzałem blog niniejszy wykorzystać jako narzędzie do dzielenia się swoimi beletrystycznymi tekstami. Niestety nadal mam duży kłopot z napisaniem zwięzłego tekstu zamiast wielostronicowych Ę-pickich opowieści.
To już powinien być sygnał ostrzegawczy. Po dziesięciu latach w końcu jestem w stanie wyartykułować swój problem.
Mam zbyt rozbudowaną wyobraźnię w stosunku do warsztatu pisarskiego.
Jak chcę opisać scenę, wskazówka kompasu pisarskiej intuicji zaczyna świrować.
Kłóci mi się percepcja domniemanego czytelnika z moją własną percepcją. Moje problemy na polu ogólnego wypowiadania się stawiają kolejną barierę.
Ciężko mi utrzymać rytm który pozwoliłby mi pogodzić czytelnictwo i pisarstwo. A to jest podstawa, jak chce się pisać.
Pisarstwem zresztą zająłem się z braku umiejętności plastycznych.
Chciałem móc zatrudnić rysownika, programistę, muzyka.
Wiem jak to brzmi, ale marzenia mieć warto.
Wielkie dostatki materialne, baseny wielkości boiska, prywatne deski do surfowania w powietrzu, mnie to póki co nie korci. Podróże dalekie trochę bardziej, ale jeszcze nie przekręcam się z ich braku. Kto ma takie marzenia, dąży do nich i je spełnia, ten ma Moje Błogosławieństwo.
To też materiał na tekst - gdy wyrażenie preferencji postrzegane jest jako atak albo rozkaz.
Jeśli mam to powiązać z dzisiejszym tematem, mamy do czynienia z rozdźwiękiem między pisarstwem gatunkowym (czymś co próbuję uprawiać) a literaturą piękną.
Niektórzy próbują dyskutować o tym, czy te światy mogą się ze sobą pogodzić, czy podział jest faktyczny, czy sztuczny. Sam albo jestem mało ambitny albo zbyt pesymistyczny, ale jedyne co przychodzi mi do głowy to "nic na siłę".
Odnoszę przy okazji wrażenie że pewnego rodzaju rytuałem przejścia dla pisarza literatury gatunkowej jest napisanie kryminału. Podziwiam, sam nie dałbym rady.
Podobno jestem inteligentny, ale jak dotąd inteligencja pozwala mi na ocenę swoich ograniczeń. Jest ich niestety jak dotąd całkiem sporo.
COŚ POZYTYWNEGO COŚ POZYTYWNEGO COŚ POZYTYWNEGO
Pisanie negatywnych rzeczy psuje nastrój. W ramach czegoś pozytywnego mogę ogłosić, ze napisałem książkę, albo jak kto woli książkę. To znaczy napisałem na nowo, starałem się by była lepsza niż pierwsza wersja, zgnojona/zignorowana przez wydawców. Teraz brnę w poprawianie literówek. A najlepsze że nie będę mógł tutaj jej promować bo wolę wydać ją pod pseudonimem, jeśli w ogóle.
No i na koniec zostaje dylemat.
Szlifować się i robić karierę, czy zapełniać szufladę tym co po prostu chce mi z głowy wyjść. Dylemat jest fałszywy bo można robić i jedno i drugie, tylko trzeba to robić dobrze.
Proste. Cholernie trudne, chyba że ktoś umie.
W snach o potędze zakładam że niektóre pozycje wydam pod pseudonimem tajnym a inne pod pseudonimem pół-tajnym i być może kiedyś uda mi się tu wypromować te drugie.
Pozdrawiam i przepraszam za opóźnienie Łotewskich Gwiezdnych Wojen. Wrzucę je prędzej niż pewien zespół nagrał album o Chińskiej Demokracji, tak mi się zdaje.