Czy pytając o obniżanie stadardów innym masz na myśli na przykład rezygnację z 500+ czy emerytury za czwórkę dzieci?
A ja w przedszkolnych grupach z przygotowaniem szkolnym i na pierwszym etapie edukacji szkolnej widzę bardzo duże zmiany. Dotyczy to przede wszystkim diagnozowania potrzeb edukacyjnych ucznia, dostosowywania sposobów pracy, kompensowania braków, wspierania uzdolnień i kontaktu z rodzicami. Mój mąż też miał takie wyobrażenie, że szkoła jak szkoła, że co tam się mogło zmienić. W naszej rodzinie to ja chodzę na spotkania rodziców i nadzoruję aktywność szkolną dzieci. Gdy mąż zaczął powtarzać opinie przeczytane w necie, pokazałam mu po prostu, czego aktualnie nasze dzieci uczą się w szkole, co czytają, z jakich zajęć pozalekcyjnych korzystają, jak nauczyciele w ostatnich tygodniach uatrakcyjniali dzieciom naukę (wyjścia, spotkania z gośćmi specjalnymi, lekcje poza klasą szkolną, nauka przez zabawę). Pokazałam mu również moją korespondencję z wychowawcami. Stwierdził, że jednak zmieniło się bardzo dużo, a on po prostu "nie zagłebiał się w temat".
Ale cóż - to tylko dowód anegdotyczny, podobnie zresztą jak Twoje uwagi do edukacji córki w przedszkolu.
Godziny "przy tablicy" faktycznie w Polsce są ustalone na niskim poziomie. (Przedstawiona tabela zawiera błąd - w Finlandii na pierwszym etapie edukacji pensum wynosi 24 godziny lekcyjne, a nie zegarowe.) Z tym, że w Polsce do pensum nie wliczono funkcjonujących wcześniej dwóch tak zwanych "karcianek", zajęć pozalekcyjnych, nauczania indywidualnego, które to w innych krajach działają w ramach pensum. Niektóre systemy regulują tymi godzinami również zastępstwa.
Ale do rzeczy. Argumenty niskiego pensum i długich wakacji służą przede wszystkim przedstawianiu pracy nauczyciela jako "niepełnowartościowej", co ma uzasadnić niskie zarobki. A moim zdaniem jest to etat jak najbardziej pełnowartościowy i zasługujący na wynagrodzenie, które zwłaszcza na skandalicznie wynagradzanych etapach stażysty i nauczyciela kontraktowego nie będzie miało jedynki z przodu (netto).
Czy rolnicy muszą wysypywać zboże i blokować drogi? Czy pielęgniarki muszą odchodzić od łóżek pacjentów? Czy nauczyciele muszą organizować strajk w czasie egzaminów? Żadna z tych grup nie powinna tego robić. Dlaczego? Dlatego, że ich postulaty powinny być wysłuchane przez rządzących i powinien być wypracowywany kompromis, w wyniku którego podjęte zostaną działania. Jednak wyszło tak, że przez lata rząd postulaty zbywał i w międzyczasie wprowadzał niekorzystne zmiany (chaos związany z podwójnymi i pustymi rocznikami).
Raczej kosztem podnoszenia obciążeń podatkowych, które raczej powinny być cięte, a zwiększając tylko obciążenia pracodawcom, pracownikom, podatnikom dobrobytu nie zbudujemy. Raczej Ci co mogliby ten kraj podnieść prędzej stąd wyjadą. Ja nie chcę 500+ (pomimo posiadania dwójki dzieci) i innych socjalnych wymysłów. Każdy powinien utrzymywać się ze swojej pracy.
"Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy".
Skoro polscy nauczyciele, jeśli przyrównać zarobki innych osób z wyższym wynagrodzeniem nie zarabiają najgorzej, bo 0,74-0,84 tego co średnio zarabiają inni, a w tym lekarze, prawnicy, którzy podnoszą średnią, to może powinny im rosnąć wynagrodzenia wraz z wynagrodzeniami innych, to samo się tyczy całej budżetówki.
A jaka jest rzeczywistość młodych polskich inżynierów, którzy rzadko mają 40h pracy, a raczej pracują do późnych godzin nocnych?
Mi genialne decyzje rządzących już drugi raz powodują w branży zastój i zamrażają zarobki, gdzie moja opona do podpalenia? Będę po prostu musiał chyba zmienić pracę, ale innym grupom jakoś to nie przychodzi do głowy.
Nie zawsze średnia dobrze obrazuje sytuację, bo początkujący nauczyciel z wyższym wykształceniem i przygotowaniem pedagogicznym zarabia skandalicznie mało. Już teraz widać brak początkujących w zawodzie i starzenie się kadry pedagogicznej.
Młodzi ludzie po roku, dwóch zamieniają szkołę na inne miejsce pracy. Tym, którzy poświęcili ileś tam czasu i pieniędzy na zrobienie stopni awansu zawodowego po prostu trudniej podjąć taką decyzję. A i wielu z nich po prostu dobrze się czuje w pracy pedagogicznej - to jest coś co naprawdę chcieli robić.
I ja nie chcę 500+ ani innych socjali. Referendum?
Wynagrodzenia powinny rosnąć, bo mamy inflację. I tak - powinny rosnąć powoli wszystkim. Ale co zrobić, jeżeli u nas jest niechlubna "tradycja" podwyżek tylko wtedy, gdy sytuacja zrobi się paląca?
W sumie uważam, że dobrym uzdrowieniem sytuacji i motywatorem do realnych i realistycznych zmian w oświacie byłby masowy odpływ nauczycieli ze szkół. Kto wie, może już niedługo demografia wymusi naprawdę konkretne reformy.
Jeśli ktoś zarabia dużo mniej, to ktoś zarabia też dużo więcej średniej i dyrektorzy raczej średniej nie robią. Postulują podwyżki dla kwoty bazowej zdaje się. Czyli dla tych co zarabiają powyżej średniej też. Nic nie miałbym do najmniej zarabiających.
WTF?!?!
Tu się zgodzę, tylko że w innych zawodach nie ma wcale tak kolorowo, dlatego strajki a nie składanie wypowiedzeń.
Nawet te tysiączłotowe, czyli maksymalne oczekiwane przez jeden związek (drugi postuluje 15% w tym roku i 15% w przyszłym) podwyżki dla każdego nauczyciela kosztowałyby około 6 mld złotych. 500+ to 24,5 mld rocznie.
Właśnie te średnie zarobki to jest specyficzna ciekawostka. "Newsweek" ostatnio opublikował grafikę z informacją, że nauczyciel w Polsce zarabia średnio 98 tys. zł rocznie. Związki zazwyczaj mówią o kwotach netto, ministerstwo o brutto, co slinie rozmywa obraz sytuacji. Wiem, jakie kwoty zarabia kilku nauczycieli znanych mi osobiście - w dyskusji zapewne znów byłby to dowód o niskiej wartości, ale są to pewne fakty, coś co widziałam na własne oczy.