Śmierć na ekranie – sesja #10

in #polish6 years ago

Kwestia zabijania i niezabijania graczy na sesjach RPG to temat na dłuższą debatę i jeszcze przyjdzie mi o tym pisać (w kontekście kolejnych sesji być może nawet kilka razy). Dziś jednak zaczniemy łagodnie – bo chociaż na poniższej sesji ginie Bohater Gracza, to jednak jest to postać porzucona, gdyż chodzi o Balgatora.


Dominik zrezygnował, bo jego wizja mechaniki, kłóciła się z moim sposobem prowadzenia. Poza tym nie do końca chyba dogadywał się z pozostałymi graczami. Dla porządku jednak wyjaśnię tutaj wszystko, co z jego bohaterem działo się przed wydarzeniami z sesji oraz to, co przyjąłem że wydarzyło się niejako poza sesją (a co dopiero pozostali gracze, z lepszym lub gorszym skutkiem, odkrywali).

Zaczęło się oczywiście od przeklętego artefaktu, w postaci rubinowego pająka. Wykradziony ze starej świątyni jeszcze zanim trafili tam gracze, zostawiał po sobie krwawy ślad, którym podążała drużyna. Finalnie przedmiotu nie znaleziono, choć już zdradziłem Wam, że tak naprawdę sprawa wyglądała nieco inaczej.

Autek, który wszedł w posiadanie artefaktu, został uwięziony w pajęczej sieci i czekał na śmierć. Kiedy drużyna do niego dotarła był żywy, lecz nieprzytomny – mógł nawet odpowiedzieć na niktóre pytania, gdyby tylko został uwolniony. Gracze jednak nie wykazali odpowiedniej inicjatywy w kwestii jego uwolnienia. Losem nieszczęśnika zainteresował się tylko Balgator, który zamiast mu pomóc – dobił go. I zabrał rubinowego pająka.


Ów przedmiot miał jednak pewną dziwną właściwość – korumpował umysł właściciela i powodował niekontrolowane wybuchy agresji. Jestem przekonany, że gracze o tym wiedzieli, ślady były aż nadto jasne – a mimo wszystko Balgatora to nie powstrzymało. Wiedziałem, że będzie to miało na postać jakiś wpływ, ale nie do końca widziałem wtedy jaki. Bo jak wiadomo, gracze traktowani są w sposób szczególny – nie mógłbym po prostu przejąć bohatera i zacząć nim wariować, ale mogłyby pojawić się zaniki pamięci (podczas których wydarzałyby się dziwne rzeczy), albo ataki niekontrolowanego bólu... Mistrzowie Gry mają na podobne sytuacje cały asortyment narzędzi. Z czasem okazało się jednak, że Balgator zasili szeregi bohaterów niezależnych.

Z góry muszę powiedzieć, że nie jest tak, że pozostali nie wiedzieli co się wokół nich rozgrywa. Gonzaga usilnie starał się poszukiwać rzeczy wykradzionej ze świątyni, ale nieudolność, z jaką to robił, pozwoliła mi lawirować wokół deklaracji gracza i mydlić mu oczy. Pewnie nie miało to większego znaczenia (bo gracze nie są głupi i widzą jak MG zaczyna kombinować), ale doświadczony gracz wie dobrze, kiedy przestać drążyć.


Podobnie było ze Scarbardisem, który po powrocie do obozu przez cały wieczór i pół nocy śledził Balgatora. Być może bardziej chodziło mu o bezpieczeństwo, bo nie ufał tej postaci za grosz, ale dostał cenną wskazówkę, że iluzjonista zakopuje coś w swoim namiocie. Z drugiej strony o swoje bezpieczeństwo obawiał się także Balgator – święcie przekonany, że niedoszli przyjaciele w nocy przyjdą go zamordować. Nic takiego się jednak nie stało.

Mimo że pająk został zakopany, jego wpływ na nowego właściciela był niezaprzeczalny. Rezygnacja gracza pozwoliła mi przyspieszyć nieco ten proces i zaplanować sesję, której główną atrakcją miało być polowanie na niedoszłego towarzysza. Zanim to nastąpiło, trzeba było przygotować otoczkę fabularną: zabitego w gniewie niziołka, który próbował przywłaszczyć sobie cudze fanty (przy okazji zamknął się wątek obozowego złodzieja), ucieczkę połączoną z kolejną ofiarą (nie ma wyjścia z obozu bez zezwolenia!) i zlecony pościg.

Sama sesja była już formalnością – miałem przygotowanych kilka przeszkód, które mogły, ale nie musiały spowolnić graczy i walk. Zakładałem jednak, że raczej do konfrontacji dojdzie, dlatego przygotowałam na koniec pewną niespodziankę. A trzeba przyznać, że to i tak to lepsze zakończenie, bo zrobiłoby się jeszcze ciekawiej, gdyby bohaterowie dotarli do jaskini po realizacji planów Balgatora...