Operacja Overlord opowiada o grupie aliantów zrzuconych na ziemie okupowane przez nazistów, ich zadaniem jest wysadzenie wieży kościoła we francuskim miasteczku, aby zniszczyć nadajnik uniemożliwiający atak z powietrza, na miejscu odkrywają, jednak że Niemcy prowadzą straszliwe eksperymenty na mieszkańcach mogące zmienić raz na zawsze przebieg wojny. Od wielu lat kibicuje J.J. Abramsowi i firmie Bad Robot, ponieważ udaje im się tworzyć oryginalne, nieoparte na istniejących już markach historie ich filmy są raz lepsze, raz gorsze, ale zawsze w kreatywny sposób podchodzą do różnych gatunków szukając nowych rozwiązań.
Podobnie jest z filmem operacja Overlord, który równie dobrze mógłby być niszowym tanim, ale i kultowym filmem klasy B, ale dzięki talentowi twórców i nieco większemu budżetowi, który nadal i tak stanowi ułamek budżetu superprodukcji, filmowcy mogli podejść do tematu z klasą wykraczając poza grono miłośników gatunku. Operacja Overlord to film, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czym jest. Poprzedni film reżysera Juliusa Averego „Son of a Gun” który mimo maleńkiego budżetu wyróżniał się stylistyką i pomysłowością realizacji, dokładnie za to samo można pochwalić jego najnowsze dzieło, scenariusz Marka L. Smitha i Billy’ego Reya świetnie buduje napięcie stale stawiając bohaterów w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia zamieniając ograniczony budżet filmu w jego zaletę. Otwierająca film sekwencja desantu opowiadana jest niemal w całości z wnętrza samolotu, a gdy już go opuszczamy przez cały czas kamera towarzyszy jednemu z żołnierzy ograniczając wydarzenia przedstawione w filmie do perspektywy głównych bohaterów w pełni wykorzystując potencjał poszczególnych lokacji i operuje jedynie elementami wprowadzonymi w pierwszym akcie.
Overlord wielokrotnie zaskoczył mnie pomysłowością poszczególnych scen oraz sekwencji, zaskoczyło mnie również ile informacji i napięcia udaje się przekazać za pośrednictwem pojedynczych ujęć a szczególnie że mamy tu do czynienia z kilkoma zaskakująco złożonymi mastershotami. Film trwa prawie dwie godziny, dzięki czemu twórcy nie spieszą z opowiadaniem historii pozwalając by sceny odpowiednio wybrzmiały, i właśnie dzięki temu oglądałem je siedząc na skraju fotela, przyznaje, jeśli chodzi o głównych bohaterów nie są zbytnio złożeni i mamy raczej do czynienia z zarysowanymi archetypami takimi jak małomówny twardziel, świeżak czy cynik i tak dalej a ich przemiana ograniczona jest do minimum i tak naprawdę sprowadza się do trzech kluczowych scen, ale wcielający się w nich aktorzy mają wystarczającą charyzmę i spędzamy z nimi odpowiednią ilość czasu na początku filmu, żeby zdążyć ich polubić i kibicować im kiedy w końcu akcja się rozkręca. Na wyróżnienie zasługuje rola Pilou Asbaka, wcielającego się w rolę statystycznego dowódcę nazistów, który w późniejszej części filmu doskonale zdaje sobie sprawę, w jakim filmie występuje i świetnie bawi się na ekranie.
Operacja Overlord nie jest jednak filmem dla wszystkich, moim zdaniem jest to najbliższa rzecz, jaką otrzymaliśmy do ekranizacji serii gier komputerowych Wolfenstein i jeśli słowa naziści i potwory w jednym zdaniu nie koniecznie do was przemawiają to po prostu nie oglądajcie tego filmu, ponieważ nie został stworzony dla was. Moim zdaniem to rozrywkowe kino w najczystszej postaci skierowane do miłośników gatunku, sprawdza się równie dobrze jako przygodowe kino wojenne i jako horror, chociaż elementy fantastyczne wykorzystywane są tutaj zaskakująco oszczędnie więc nie nastawiajcie się zbytnio na nie. Oceniając ten film za to, czym jest otrzymuje ode mnie 7/10.
Kolejna pozytywna recenzja tego filmu. Umacnia mnie to tylko w przekonaniu, że obejrzeć warto :)
Na pewno obejrzę ;-)
Jak oglądałam trailer to miałam wrażenie, że film będzie podobny do Hellsing: Ultimate. Nie wiem na ile w rzeczywistości jest podobny, ale takie miałam skojarzenie.