Nie każdy wie, ale w październiku biorę ślub kościelny z moja żona (mamy cywilny). Termin się zbliża, więc trzeba porozwozić zaproszenia w rodzimym mieście. Korzystając z „odskoczni” od życia codziennego, wyruszyliśmy nad Zaporę Solińską.
Tama. Dość długa i często zatłoczona przechodniami. Super widowiskowe to nie jest, ale jest dziwnie miło i przyjemnie tędy spacerować. A tak wyglada jezioro nocą. Oczywiście tu zadziałała magia telefonu, bo zdjęcie jest dużo jaśniejsze niż faktycznie było.
A tak to wyglada z drugiej strony tamy. Mała rzeka, góry i po lewej na dole stacja helikopterów.
Z tej strony, zapora ma również namalowany wielki obraz, lecz widać go z „ziemi”.
Oczywiście, jako że to miejsce turystyczne, nie może obejść się bez „wesołego miasteczka" i wielu innych atrakcji. Puby czy restauracje na każdym kroku, lodziarnie, gofry, zapiekanki, jakieś maszyny do grania itd itd. Ogólnie rzecz ujmując to jestem z Bieszczad, więc tutejsze miejsca turystyczne wcześniej nie robiły na mnie wrażenia ale odkąd mieszkam w Krakowie, to są jakby ciekawsze.
Spacerując po takich miejscach, chce się wracać. Duże miasto to duże „możliwości”, ale są miejsca które zatrzymują serca tych, co się w nich wychowali. Z pewnością są to Bieszczady. Nie ma tu wiele rzeczy które są w większych miastach, czy jak to mówią „możliwości”, ale jest tu specyficzny klimat który przyciąga.
Pozdrawiam wszystkich :)