Z wykształcenia nie jestem polonistką. Ba, nawet nie jestem po studiach.
Ale postaram się,najlepiej jak tylko potrafię, opowiedzieć Wam na swoim własnym przykładzie
jak jeden dzień z dzieciństwa odbija się piętnem na moich relacjach z ludźmi...
Ten wpis byłby bardzo długi gdybym miała opisywać każdy szczegół, mój dom, moje ówczesne otoczenie.
W tej opowieści będę ja. Moje miejsce-mój dom w puncie A i 'niczegoniezapowiadający' dom sąsiedni B.
Miałam 5 lat. Podwórko oraz sąsiednie domy to był "mój teren". Teren, który doskonale znałam a wraz z nim młodzi ludzie (starsi ode mnie o 10 lat), którzy traktowali mnie jak młodszą siostrę.
Byli troskliwi. Nigdy nie stała mi się przy nich żadna krzywda.
Jeden z młodych ludzi mieszkał w domu B. Miał w swoim kąciku Eurobusiness. Na tamte czasy sztuczne pieniążki dla dzieci były czymś wspaniałym. Można by je porównać z dzisiejszymi "srajfonami" czy "makbukami".
Byłam jednym z tych dzieci, dla których sztuczny banknot był spełnieniem marzeń bym w wymyślonym sklepiku mogła kupić uśmiech dla swoich rodziców.
Chłopak z domu B. powiedział, że jeżeli będę miała ochotę pobawić się tą grą to mogę przyjść i sobie wziąć kiedy jego nie będzie. Dziecko rozpalone taką zachętą długo nie czekało na okazję...
Poszłam do domu B. Wzięłam grę, odwróciłam się do wyjścia i wtedy pojawił się on......
Dużo starszy brat... brak, który z podwórkowymi dziećmi nie miał żadnego kontaktu. Każdy wiedział jak ma na imię ale nikt go nigdy nie widział... Tak jak z Yeti...
Zamknął za sobą drzwi od pokoju... zabrał dziecku grę z małych rączek i popchnął na łóżko, mówiąc: "Jeżeli powiesz rodzicom o tym co się stało to oddadzą Cię obcym ludziom bo nie będą Cię już chcieli"....
Wielki, ciężki zbok wkładał swoje tłuste paluchy w małe majteczki dziewczynki...sapiąc jej do ucha...
Nigdy więcej moja mała stopka nie stanęła na tamtej ziemi...
Nigdy nikomu z rodziny o tym nie powiedziałam...
A przechodząc do sedna... jak to wydarzenie odbija się w dorosłym życiu?
Człowiek szuka stabilizacji. Ja szukam bezpieczeństwa.
Dla normalnego człowieka zwykła kłótnia to błahostka- dla mnie to katastrofa i koniec świata, bo ta ciągle mała dziewczynka boi się, kiedy ktoś podnosi głos...kiedy ktoś rzuca talerzami w swojej furii...
Od każdego człowieka uciekam... Każda próba fizycznego zbliżenia się do mnie skutkuje atakiem nerwów z mojej strony.
Nie mam znajomych... Przez te wydarzenia czuję się gorsza od innych... napiętnowana... trędowata...
Po każdym kolejnym związku i jego rozpadzie obwiniałam siebie.
Teraz jestem introwertyczką. Nie nawiązuję kontaktów. Często płaczę po nocach bo nie jestem w stanie pozwolić, aby ktoś zaczął się mną opiekować.
Myśli samobójcze mam już za sobą a w każdy nowy dzień mam chęć znaleźć "starszego brata" z domu B. i sprawić, aby przez resztę swoich dni cierpiał tak, jak ja cierpię już 21lat.
D.A.S.
Congratulations @czarnadoris! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :
Award for the number of upvotes
Click on any badge to view your own Board of Honor on SteemitBoard.
For more information about SteemitBoard, click here
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Nie jestem psychologiem, więc tylko Ci podziękuję za zaufanie, jakim obdarzyłaś naszą społeczność... Wstrząsająca historia...
Kiedyś tłumaczyłem na język polski korespondencję Watykanu w sprawie pedofilii księży, w tym także niektóre listy, napisane przez ofiary. Są dostępne w sieci.
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,7274/q,Sprawa.Johna.Doe.16.przeciw.Stolicy.Apostolskiej.Josephowi.Ratzingerowi.i.innym
Niektórzy z nich starali się o sprawiedliwość nawet po dziesiątkach lat....