Pod tym względem racja. Poezja czy sztuka często oddziałują na nas całościowo poprzez konkretny styl albo budowanie emocji. Nie należy jednak mylić tej warstwy uczuciowej z warstwą interpretacyjną. Przytoczyłem Norwida, bo często sam mam tak z jego wierszami: bardzo mi się podobają, chociaż nie do końca je rozumiem. Po prostu trafiają mi do serca. Nie podjąłbym się jednak ich interpretacji, bo po prostu czuję, że nie potrafię uchwycić w słowa tego co do mnie trafia, a wielu odniesień po prostu nie rozumiem.
Co do lekcji polskiego, to zawsze miałem ambiwalentne odczucia. Z jednej strony wiele rozjaśniały mi omówienia wierszy, a z drugiej czułem, że przez to jednak coś traciłem. Bo jednak mając w głowie to, co wynikało z omówienia traciłem jakąś część tego nieokreślonego odczucia, które dodawało poezji uroku. Ale to już bardzo trudno opisać.
You are viewing a single comment's thread from:
Mam wrażenie, że wiem co masz na myśli. Sam miałem podobnie. Zdarzało się, że na lekcji języka polskiego czytałem pierwszy raz jakiś wiersz i w ogóle nie wiedziałem o czym on jest. Ale gdy wraz z nauczycielką zaczęło się omawianie tego utworu i następowało stopniowe oświecenie, to taki wiersz często zaczynał się podobać. Ale czasami było tak, że czułem jakiś niedosyt. Brak satysfakcji. Bo chyba często po prostu wolałbym, żebym to ja rozwiązał zagadkę jaką jest odnalezienie sensu wiersza. A na lekcjach ktoś za mnie odkrywał tą tajemnicę...