Niedawno miałem okazję pojechać na spotkanie na szczycie w Polskiej Lidze Koszykówki pomiędzy Anwilem a Stelmetem. Drużyna z Włocławka zajmowała przed konfrontacją (aktualnie również) 1. miejsce w tabeli ze sporą przewagą nad rywalem.
Na mecz pojechałem po prostu pooglądać koszykówkę. Nie kibicowałem ani jednej ani drugiej drugiej drużynie. Wszystkie bilety na to spotkanie były wyprzedane, a kibiców gości można było policzyć na palcach jednej ręki. Hala Mistrzów wypełniona więc po brzegi białymi koszulkami, w związku z czym musiałem dopingować gospodarzy - czy mi się to podoba czy nie. Trafiłem w sektor raczej bardziej zagorzałych kibiców. Po każdej akcji albo były wielkie brawa, albo wyzywanie własnych zawodników, sędziów lub przeciwników. Czy tak zachowują się prawdziwi kibice? Wyzywają zawodników swojej drużyny, kiedy im się nie powiedzie? Wyzywają sędziów, nie mając pojęcia o przepisach? Niestety taka właśnie jest mentalność większośći kibiców. Takie typowe nie znam się, to się wypowiem.
W tym całym gąszczu ku*w i ch**ów udało mi się wyłapać jednego chłopaka, który siedział za mną. Nie wiem za bardzo do kogo mówił, ale w tym zniszczonym negatywną energią obszarze to było aż dziwne. Był faul zawodnika Anwilu. Wszyscy na hali oczywiście zaczęli krzyczeć, machać rękami, rzucać ku**ami. I w tym momencie takim normalnym głosem słyszę tego chłopaka:
Eh, no był faul, faktycznie. Źle się ustawił Łączyński, spóźniony, źle na nogach. Szkoda.
Na owym meczu oczywiście byli i fanatycy. Skrajny sektor trybun od lat przeznaczony jest dla robiących hałas mężczyzn. I co w tym wszystkim ich wyróżnia? Że w przeciwieństwie do kibiców piłki nożnej, potrafią oni naprawdę dopingować, a nie wyzywać. Zawsze w takiej grupie jest jeden lider, czyli osoba z megafonem, która zaczyna przyśpiewki. Z jego ust i generalnie z tego sektora nie padło ani razu hasło typu: "SĘ DZIA CH*J" albo "PA JA CE... PA JA CE...". Takie wyzywanie raczej było w moim sektorze, tym mniej "zagorzałym". Uważam, że w tym miejscu należy im się szacunek, bo swoimi przyśpiewkami nie byli agresywni, nie wyzywali drużyny przeciwnej czy sędziów. Po prostu dopingowali jak najmocniej swoją drużynę.
W piłce nożnej na tzw. żylecie można usłyszeć często bez powodu, tak potocznie mówiąc ich językiem: "z dupy", ambitne hasła typu: Zawsze i wszędzie, policja je**na będzie... Zawsze i wszędzie, policja je**na będzie. Pomijam fakt tych słów, ale jaki jest sens śpiewania czegoś takiego na meczu? Ci ludzie uważają się za kibiców czy za je**ków policji? Pozostawię to bez komentarza. Więcej o kibicach można przeczytać na moim głównym koncie - @thedragonnis - w poście o ich mentalności.
Nie będę omawiał tutaj całego meczu, bo uważam, że nie ma tak naprawdę czego. Anwil przez całe spotkanie przegrywał, aczkolwiek zdarzały się momenty, że wychodzili nawet na prowadzenie. Schodząc na przerwę po 3. kwarcie prowadzili dwoma puntkami z wynikiem 51:49.
Niestety, rzucając jednak w następnej kwarcie całe 6 punktów ciężko jest wygrać spotkanie.
W związku z tym końcowy wynik prezentuje się następująco:
Anwil Włocławek 57 : 70 Stelmet Zielona Góra
Ciekawostki
Na wejściu dostałem taką oto książeczkę. Dla zainteresowanych mogę podesłać na chacie zdjęcia wszystkich stron, chociaż nie wiem czy warto. Sama okładka zachęca do przeczytania i znajdziemy tam nawet ciekawe informacje, jak choćby przewidywane składy na to spotkanie wraz ze statystykami zawodników.
19 stron reklam z 32. wszystkich nie robi jednak dobrego wrażenia, a w gratisie dostałem jeszcze w środku ulotkę banku. Podejrzewam, że gdyby nie te reklamy, to nie opłacałoby im się tego drukować, szczególnie że rozdają je za darmo, ale ponad połowa stron reklam to gruba przesada.
Drugą z ciekawostek, którą zaobserwowałem jest taki prowizoryczny bar, czyli tak naprawdę tylko wydawanie posiłków. Szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia, ale nie pomyślałem o tym. W rogu, gdzieś gdzie po prostu było dużo miejsca ustawiono kilka lodówek z napojami oraz mini piekarniki do zapiekanek i hotdogów. Profesjonalnie za ladą stoi duży "goryl", który przyjmuje zamówienia, wydaje polecenia stojącym pół metra dalej paniom i obraca pieniędzmi. Normalnie mafia.
Powiem szczerze, że na hali, która może pomieścić ponad 4000 osób, brak normalnego sklepiku albo w ogóle jakiejś restauracji jest dla mnie niedopuszczalny. W moim byłym już liceum jest lepszy sklepik. Kilka lat tam nie byłem, no ale miałem wrażenie jakbym cofnął się 10 lat do jakiejś rudery niszowego klubiku w 3. lidze, a nie aspirującego do Mistrzostwa Polski zespołu.
Podsumowując. Sam wyjazd był udany i cieszę się, że mogłem obejrzeć coś z perspektywy trybun, a nie tylko w telewizji. Poziom oczywiście nie powala, ale osobiście - skupiłem się w tym meczu chyba nawet bardziej na pracy sędziów, niż na obserwacji samego przebiegu gry. Takie chyba już zboczenie zawodowe przyszłego sędziego, gdyż od następnego sezonu to ja będę musiał mierzyć się z wyzwiskami pod moim adresem. Na razie, na szczęście tylko na najniższym szczeblu.
Moje główne konto - @thedragonnis.