Wczorajszy wieczór w wielu domach zdominowany był przez pierwszy półfinałowy mecz Ligi Mistrzów pomiędzy Liverpoolem a Romą.
Stracie - jak mogłoby się wydawać - nudniejsze od meczu Real vs Bayern. Można powiedzieć, że również rozstrzygnięte jeszcze przed pierwszym gwizdkiem na korzyść Liverpoolu. Wiele osób tak mówiło, ale czy aby na pewno wszystko jest już pozamiatane?
Mecz rozpoczął się o magicznej 20:45 (niedługo będzie zmieniona) na Anfield. Od początku eksperci przewidywali, że to Liverpool przyciśnie, a Roma będzie workiem treningowym. Tak się w sumie stało, ale dopiero od około 20. minuty, kiedy to naprawdę zaczęła się dominacja gospodarzy. Dominacja na tyle silna, że Włosi mieli spory problem, żeby wyjść z własnej połowy.
Skutek był taki, że już w 34' kapitalnym strzałem popisał się Mohamed Salah, zdobywając pierwszego gola. Zobaczcie sami w skrócie na samym końcu.
Do przerwy po raz kolejny dobrą akcja popisali się Firmino i Salah, kiedy to po ich dwójkowej akcji padła druga bramka. Ponownie strzelcem bramki został Egipcjanim, a drugą asystę zaliczył Brazylijczyk.
Na początku drugiej połowy na boisko wszedł Patrik Schick, zastępując Cengiza Undera. Mierzący 186 centymetrów wzrostu napastnik odmienił grę gości na dobre. Jego pojedynki główkowe starały się przynajmniej w jakimś stopniu odciążyć obrońców Romy i dać im trochę wytchnienia.
Wstyd powiedzieć, że jedynym i największym zagrożeniem stworzonym przez Rzymian przed jego wejściem, był potężny strzał Kolarova, który trafił na początku spotkania w poprzeczkę.
Liverpool nie poprzestawał jednak na dwóch bramkach. W 55 minucie ponownie akcję skrzydłem dobrze zainicjował Salah, asystując do Sadio Mane na 3:0. 5 minut później mieliśmy już 4:0, po raz kolejny tym samym skrzydłem za sprawą byłego gracza gości. Tym razem do bramki trafił jednak drugi raz Firmino.
Po tych bramkach coś chyba tknęło Eusebio Di Francesco i nie czekał dłużej z następnymi zmianami. Na boisku pojawili się Gonalons i Perotti, zastępując De Rossi'ego i Jesusa.
Zmiany - wydawałoby się - pomogą ekipie ze stolicy Włoch... Nic bardziej mylnego.
Już minutę później wynik na tablicy zmienił się na 5:0 za sprawą kolejnego udanego strzału Firmino.
Jurgen Klopp uznał chyba, ze wszystko w tym meczu jest już rozstrzygnięte i swojego najlepszego aktualnie zawodnika zdjął w 74 minucie.
Uważam, że to był błąd, bo dzięki temu przeciwnicy mogli się jeszcze bardziej otworzyć i postawić wszystko na jedną kartę. Poszukali swojej szansy, która została wykorzystana w 80' za sprawą Edina Dżeko, który po kapitalnym podaniu Nainggolana i sporym błędzie Lovrena, pokonał Lorisa Kariusa. Mamy więc 5:1.
Roma na tym nie poprzestała i dalej starała się wywierać nacisk na obrońców The Reds. Już 4 minuty później po kolejnej dobrej akcji Kolarova bokiem boiska, trafiony w rękę zostaje James Milner, prokurując tym samym rzut karny. Myślę, że bez kontrowersji, sam gracz nie protestował, a sędziujący to spotkanie Felix Brych pewnie i bez wahania podjął decyzję.
Dzięki temu, do jedenastki podszedł Diego Perotti, skrupulatnie wykorzystując kolejny błąd Liverpoolczyków.
Takim sposobem wynik wyniósł 5:2 i chyba ucieszył kibiców gości.
Po tym co zobaczyliśmy przez 3/4 spotkania dziwię się, że nie było 10:0. Jeszcze w pierwszej połowie de facto mogło być 5:0, ale dobra dyspozycja Allisona i słabe jednak strzały gospodarzy zatrzymały machinę tylko na 5. bramkach.
Wynik końcowy: Liverpool F.C. 5 : 2 AS Roma
Chciałoby się powiedzieć, że mamy do czynienia z powtórką z rozrywki. Roma znów potrzebuje 3 gole w rewanżu. Tym razem ma jednak lepszą sytuację, gdyż z Barceloną przegrali 1:4, więc teraz mają lepszy bilans bramek na wyjeździe.
W ramach podsumowania, taki żarcik z mojej wczorajszej dyskusji z kolegą. :D
Moje główne konto - @thedragonnis.
Osobiście kibicowałem Romie żebym mógł później powiedzieć że Barcelona przegrała z drużyną która później wygrała :D