Prosta Ekonomia, bardzo dobry kanał. Natomiast z doświadczenia wiem, że bardzo ciężko namówić ludzi do tej "rzetelnej ekonomii", jak to ładnie nazywasz. Wystarczy jeden cwaniak dołączający do dyskusji, który uderzy na zasadzie - Jak będzie prywatne, to będzie drooogie, kogo stać dziś w Polsce na leczenie!? - i w 99% jest powrót do mentalności leminga oraz żadnych szans na kontynuację merytorycznej dyskusji. Ale próbować warto!
You are viewing a single comment's thread from:
W Stanach masz całkowicie prywatną służbę zdrowia i jest (bardzo) drogo, na Kubie masz całkowicie państwową i jest (bardzo) gówniano (chyba że zapłacisz), a taka np. Kanada ma coś pomiędzy i to chyba jest najlepszy model. Moim zdaniem całkowicie wolny rynek w niektórych segmentach gospodarki chyba się jednak nie do końca sprawdza.
Służba zdrowia w USA, jeśli weźmiemy pod uwagę również sposób finansowania, nie jest w pełni prywatna (istnieją Medicare i Medicaid). A nawet gdyby była w pełni przejęta przez sektor (nominalnie) prywatny, nie oznaczałoby to, że jest całkowicie wolnorynkowa - pisałem o tym jakiś czas temu w artykule Nie mylić z wolnym rynkiem, nawiązując m.in. do problemu amerykańskiej służby zdrowia.
Problemy ze służbą zdrowia w USA zaczęły się właśnie od państwowego interwencjonizmu, o czym napisał Roderick T. Long w artykule Jak państwo rozwiązało kryzys służby zdrowia.
Wspomniana w moim tekście Prosta Ekonomia również przygotowała obszerny artykuł na ten temat: Opieka medyczna w USA – dlaczego jest taka droga?
W temacie mogę jeszcze polecić niedawno opublikowany na stronie Instytutu Misesa artykuł Łukasza Jasińskiego System ochrony zdrowia bez udziału państwa. Świetnie opisuje on problemy, jakie interwencjonizm wywołuje na rynku ubezpieczeń zdrowotnych, odwołując się między innymi do przykładu USA.
Jeśli chodzi o sytuację naprawdę bliską całkowicie wolnemu rynkowi, musimy się cofnąć co najmniej do XIX w. i przyjrzeć się np. działaniu stowarzyszeń wzajemnej pomocy, które oferowały robotnikom bardzo tanią opiekę zdrowotną. Ich szerszy opis można znaleźć na stronie IM w recenzji książki "Opieka społeczna i wiek emerytalny w Europie i Ameryce Północnej".
Formalnie masz rację - w pełni prywatna "służba zdrowia" to jest np. w dżungli amazońskiej. Tam państwo nie ingeruje w nic bo go de facto nie ma. I rzeczywiście w drobnych sprawach sprawdza się taki system doskonale i działa w dużej mierze w oparciu o wzajemną pomoc co mogę potwierdzić z autopsji, gorzej jak potrzeba czegoś bardziej zaawansowanego technologicznie - wtedy zaczynają się schody.
Za brak zaawansowanych technologicznie rozwiązań w dżungli amazońskiej nie odpowiada brak państwa. Szczególnie, że teren ten formalnie znajduje się na terytorium kilku państw i jakoś one tych rozwiązań tam nie dostarczyły. Jest to więc raczej argument za tym, że państwa również nie "gwarantują" opieki medycznej tam, gdzie jest to wysoce nieopłacalne.
Polecony przeze mnie w poprzednim komentarzu artykuł Prostej Ekonomii bardzo dobrze opisuje, jak interwencje państwa pogarszały sytuację w dziedzinie opieki medycznej. Nie znam natomiast przykładu, gdzie państwa zrobiły coś pozytywnego, nie wywołując przy okazji negatywnych konsekwencji, które przeważały nad pozytywnymi. Przykład dżungli amazońskiej na pewno nie wspiera tezy o dobroczynnym działaniu państw.
Jeśli ktoś mieszka w dżungli, musi się liczyć z obniżonym standardem życia. Dlatego podając przykład działania wolnego rynku, pisałem nie o dżungli amazońskiej, tylko o dziewiętnastowiecznych stowarzyszeniach wzajemnej pomocy, które oferowały opiekę medyczną na poziomie nie odbiegającym od ówczesnego standardu.
Dżungla to wyłacznie przykład miejsca gdzie nie ma państwa zatem i nie ma "negatywnych" skutków jego ingerencji w cokolwiek. A jeśli chodzi o wiek XIX i o "stowarzyszenia wzajemnej pomocy, które oferowały opiekę medyczną na poziomie nie odbiegającym od ówczesnego standardu" to przykład jest nietrafiony, bo ówczesny standard był niski, a procedury medyczne prymitywne, więc ich zapewnienie wymagało ponoszenia relatywnie niskich kosztów. Nie bede jednak ukrywał, że mogę być mocno nieobiektywny bo gdyby nie państwowa służba zdrowia w jednym z wysoko rozwiniętych krajów to bym dawno gryzł ziemię ;-)
Wiele dziedzin życia rozwinęło się od XIX w., więc to, że z obecnej perspektywy ówczesne procedury medyczne można uznać za prymitywne, nie oznacza, że dla ówczesnych ludzi koszt był niski. Właśnie niska automatyzacja oznacza, że aby osiągnąć dany - z obecnej perspektywy być może prymitywny - efekt, trzeba było zużyć dużą część dostępnych zasobów.
Trudno to porównać 1:1 z tym, co jest dzisiaj, dlatego odwołuję się do takich standardów, jakie wypracowała ówczesna medycyna - wolnorynkowe rozwiązania potrafiły upowszechnić dostęp do opieki medycznej takiej, jaka ówcześnie była. Jest to po prostu najlepszy przykład, jaki znam - jeśli jest zbyt odległy, to trudno. I tak uważam, że jest lepszy niż obecna amerykańska służba zdrowia, która wolnorynkowa przestała być bardzo dawno.
Co do Twojego przykładu, trudno mi się do niego odnieść, bo nie znam sprawy, a wiele zależy tu od szczegółów. Nawiązując do bastiatowskiego "co widać i czego nie widać", mogę jedynie powiedzieć, że nie powinno się zakładać, że sektor prywatny nie zaoferowałby w tym kraju opieki medycznej w przystępnej cenie, gdyby państwo nie przejęło siłą zasobów i nie zrobiło tego po swojemu.
Koszty procedur medycznych i leków w XIX wieku były relatywnie niskie z powodu niskiego poziomu zaawansowania techniki i nauki. Używano prostego sprzętu i prostych (tanich w produkcji) leków. Skomplikowane procedury wymagające skomplikowanych narzędzi nie były po prostu dostepne dla nikogo, a to co było dostępne to było relatywnie tanie, więc można było niewielkim kosztem (poprzez tanie ubezpieczenie) zapewnić sobie do nich dostęp. Zatem przykład jaki podałeś kompletnie nie przystaje do dzisiejszych realiów.
A jeśli chodzi o suer oferty sektora prywatnego - opieka stomatologiczna jest w Polsce w zasadzie całkowicie urynkowiona (państwowa de facto nie istnieje), a jaki jest tego efekt to widać - makabryczne zdzierstwo, oszukiwanie klientów na kosztach materiałów, super kosztowne wypełnienia, które po 2-3 latach wypadają, choć tani amalgamat z poprzedniego ustroju potrafił sie trzymać lat 30, marże na wiele rzeczy > 100-200%, rynek na materiały stomatologiczne funkcjonujący w warunkach czegoś co ma wszelkie cechy zmowy cenowej więc sorry, ale za taki wolny rynek to ja jednak podziękuję. Jakimś cudem w takich Czechach ceny na usługi tego typu są mniej więcej 30-50% niższe (a są te same materiały, ci sami dostawcy) bo jest państwowa alternatywa, gdzie jest wprawdzie taniej, ale trwa to nieco dłużej.