Ormianie mają szczęście do muzyków. Ten niewielki w liczbie naród wydał na świat co najmniej kilka osobowości, które zyskały szeroką rozpoznawalność i stały się ikonami swoich stylów.
Brudny metal z artystyczną pretensją? Serj Tankian i cały SOAD! Popowa diva, która rozsławiła auto-tune? Cher (właśc. Cherylin Sarkisian). Ikona klawiszy w classic rocku? Derek Sherinian (m.in. Billy Idol, Alice Cooper czy Dream Theater). A przecież Kim Kardashian także ma ormiańskie nazwisko...
Dzisiaj przybliżę wam postać bodaj najbardziej genialną w zestawieniu choć reprezentującą niszowy styl.
Tigran Hamasyan to ormiański pianista jazzowy i kopozytor, który pełnymi garściami czerpie z tradycyjnej i folkowej muzyki swojej ojczyzny. Słychać to szczególnie w zakresie używanych skal, które z perspektywy europejskiego słuchacza brzmią - by tak rzecz - bliskowschodnio czy wręcz orientalnie.*
Megaciekawe są też jego wycieczki w stronę progmetalowych polirytmii i akordów, a już zupełnie fascynujące, słyszalne niekiedy, nucenie granej melodii - jakby przypadkowe i spontaniczne, a przecież przypominające klasyki z czasów Glenna Goulda.
Jazda bez trzymanki, zapraszam!
*wiem, że dosłownie orientalnie znaczy właśnie wschodnio, ale przyznacie, że znaczeniowo niesie ono nieco inny ładunek niż bliskowschodnio