Ręce,nogi mówią nie.Jak z tego wyjść,ćwiczę.
Wołam,krzyczę bo nie widzę.
Czernią opętany mózg,strach,zesztywniały tułów.
Nić Ariadny zgubiłem znów.
Wołam,krzyczę bo nie widzę.
Prowadzony powiewem jutra.
Jak na wietrze liść.
Nie wiem jak iść.
Nic nie jest wieczne?
Miało być tak pięknie,a wyszło jak zwykle.
Długie noce,dnie w ciszy i kłębiące się myśli.
Błądzę co sen,widząc ten dzień.
On jest początkiem końca.
Płynąc na fali cieni,nie dostrzegam słońca.
Koniec.