Ten cykl tekstów będzie składał się z trzech cześć: o nauczycielach, o uczniach i o administracji edukacją w Polsce. W końcu dążymy do potęgi jaką jest Okcydent, a szkolnictwo to jego filar.
Idąc do liceum, przeżyłem straszny zawód, opuściłem niezliczoną ilość godzin spotkań z przyjaciółmi, zabaw czy przyjemności, na naukę po nocach, przygotowań do egzaminów i pogłębianiu swojej wiedzy, aby jak najlepiej zdać egzamin gimnazjalny i dostać się do wymarzonej szkoły. Najlepszego liceum w mieście. Karmiłem się opowieściami kolegów, historiami o ludziach kończących tę szkołę i swoimi wyobrażeniami o starych profesorach, którzy zgłębiają tajniki nauk w bibliotekach. Chciałem czuć prestiż który miałem zawdzięczać jakoby własnej inteligencji i mądrości. Miałem też nadzieje na spotkanie autorytetu.
I spotkałem, dwóch profesorów z prawdziwego zdarzenia, uwielbiających swoją dziedzinę, z wiedzą której nie powstydziliby się pracownicy CERN’u. Obaj w wieku przedemerytalnym. Dwójka najlepszych ludzi jakich w życiu spotkałem. Czyli nauczyciel matematyki i polskiego. Okołu czwórki całkiem dobrych nauczycieli którzy wiedzieli co robią i około trzydzieści kilka miernot. Było to dla mnie szokiem. Wiedziałem, że to nie będzie Harvard jednak jakoś podświadomie liczyłem na poziom chociaż zbliżony do tego co opowiadał mi o tej szkole dziadek. Sądziłem w błędzie, że poziom szkoły bierze się bezpośrednio z poziomu nauczycieli którzy w niej uczą. Niestety jednak mityczny poziom szkoły utrzymywał się niejako z przyzwyczajenia, z opinii. Wysokie rankingi brały się z selekcji uczniów o konkretnym poziomie zdobytych punktów na teście, którzy zaś rekrutowali się z uwagi na te wysokie rankingi właśnie. Spodziewaliśmy się znaleźć myślicieli oddających swoją wiedzę nowym pokoleniom ludzi, którzy z założenia mieli by stanowić wyższą warstwę społeczeństwa, dostaliśmy za to etatowców wyrabiających codzienną dniówkę, opowiadających rok w rok ten sam ciąg zdań. Czasami przypominali rzemieślników którzy raz nagrane wideo odtwarzają od 30 lat. Miałem wtedy do nich dużo żalu. Obwiniałem ich o zniechęcanie mnie do nauki (z wyjątkiem matematyki i polskiego, miałem szczęście), dziś wiem, że to nie ich wina.
Kraj w którym pracownik podrzędnej korporacji zarabia więcej od nauczyciela musi upaść.
Nie będę pisał o technikach nauki, o tym jak rozbudzać kreatywności, pomagać w samodzielnej nauce i tym podobnych, bo się na tym nie znam, niestety zdecydowana większość nauczycieli też nie. I powtarzam jeszcze raz nie będę ich winił, bo to w żadnym wypadku to nie jest ich wina, jak od ludzi przeciętnych miałbym wymagać zachowywania się jak specjalista. Rozpoczęcie pracy w roli nauczyciela nie przemieni człowieka w mistrza, to mistrz powinien stać się nauczycielem. Tylko w tym jest właśnie problem, w systemie, w selekcji negatywnej. Mistrzowie nie idą do szkół. Najlepszym przykładem tego kto idzie do szkół jest to kto z moich kolegów na roku po ukończeniu studiów został na uczelni. Niestety ten którego nigdzie indziej nie chcieli przyjąć. Prawda jest taka, że nikt o zdrowych zmysłach nie rozpocznie pracy w szkole, kiedy w każdej podrzędnej korporacji na dzień dobry może liczyć na dwa razy wyższą podstawę. Słyszałem różne bzdury o misji nauczycielskiej i że tego nie robi się dla pieniędzy. Cóż żadnym powołaniem człowiek się nie naje, a specjaliści są w cenie. Kapitalizm potrafi docenić fachowców i odpowiednio zachęcić do pracy za odpowiednią stawkę. Mamy więc tą osobę którą w żadnej korporacji nie chcieli, została nauczycielem i patrzy teraz jak jej koledzy robią hajs i czuje frustrację.
I ja się jej nie dziwie.
Nauczyciel powinien swoim przykładem pokazywać, że nauka popłaca. Rodzice powinni pokazywać nauczyciela i mówić dzieciom, że jak się będą uczyć to może uda im się żyć na poziomie takim jak on. Bo nauczyciel to mistrz. Powinna to być osoba najlepsza na roku studiów, która dzięki swojej wiedzy dostąpi zaszczytu nauki nowych pokoleń.
Jak można oddać swoje dziecko do pobierania nauk człowiekowi który posiada mniejszą wiedzę od nas samych? Jaki autorytet posiada nauczyciel który pracuje w szkole tylko dlatego, że nie nadaje się nigdzie indziej?
Ludzie godzinami wybierają najlepszy model telewizora, najwygodniejszą kanapę czy nowy telefon, a własne dziecko, które bodź co bądź jest ich przyszłością, wysyłają do najbliższej szkoły. Bo każda przecież jest taka sama. Jakie przesłanie dostaje dziecko które widzi, że nauka jego nauczycielowi jednak się nie opłaciła?
Tak się zamyka kwadratura koła, nauczyciele zarabiają żałośnie mało jak na odpowiedzialność która na nich spoczywa. Tylko dlaczego mieliby zarabiać więcej skoro są mierni? W takim razie, żaden fachowiec w swojej dziedzinie nie zostanie nauczycielem, bo to mu się zwyczajnie nie opłaci. A potem mierni nauczyciele produkują miernych Polaków.
Kolejna kwestia to czy Polaków w ogóle stać na wyższe płace dla nauczycieli. Odpowiedz brzmi oczywiście, że nie. Systemu nie naprawimy bezmyślnie rozdając pieniądze na prawo i lewo. Polscy nauczyciele są bardzo mało wydajni, to co robi obecnie dwóch spokojnie mógłby wykonywać jeden gdyby odjąć od tego jakieś dwadzieścia godzin tygodniowo nikomu nie potrzebnej pracy. Wizja osiemnastogodzinnego etatu wydaje się mocno kusząca gdyby nie to, że doliczyć to tego trzeba zajęcia kompensacyjne, konsultacje, zebrania, zespoły nauczycielskie, rady, zajęcia dodatkowe z trudnymi uczniami plus wypełnianie ton dokumentów zawierających różne opinie, tok nauczania, ekspertyzy, nie wliczając popraw sprawdzianów czy przygotowania materiału na kolejną lekcję. Takim oto sposobem robi się dodatkowe dwadzieścia dwie godziny za które społeczeństwo płaci pieniądze, a które są ciężką, wyczerpującą i nikomu nie potrzebną pracą. Swoją drogą to ciekawe, że Polska to taki bogaty kraj, że płaci naukowcom za prace która mogłaby wykonywać sekretarka.
Nauczyciel powinien przekazywać wiedzę. Następnie pogłębiać ją i znów przekazywać tylko lepiej.
Za to właśnie dostaje pensje, żeby uczył najlepiej jak potrafi, żeby uczniowie czuli po lekcji niedosyt, głód wiedzy. Jeżeli jakaś jednostka nie nadąża, trudno, istnieją korepetycje, istnieją szkoły z niższym poziomem, istnieją książki. Nie można marnować czasu nauczycieli na darmowe korepetycje czy pisanie jakiś bzdurnych toków nauczania gdy w klasie czekają na nich uczniowie gotowi na przyjęcie kolejnej dawki wiedzy. Nie stać nas aby marnować jego potencjał na głupoty.
Mamy w końcu stanowisko budżetowe jakim jest nauczyciel. Niepodlegającym żadnym zasadom rynkowym, którego nie można zwolnić, którego zarobki są proporcjonalne do tego jak dobre ma układy z dyrektorem. Mamy finansowanie szkół nie za efekty, ale za ilość uczniów. Mamy programy podciągające słabych uczniów do pozycji średnich i średnich nauczycieli którzy tępią dobrych uczniów.
Nie stać nas aby dobrzy nauczyciele siedzieli przytemperowani w czasie gdy słabego nauczyciela nie można zwolnić.
Ten kraj musi upaść.
Wiedza znowu musi być w modzie. Komuna już dano się skończyła jednak system wciąż dąży do produkcji absolwenta średniego. Istnieje ogromna ilość programów, szkoleń czy innych zajęć dodatkowych dla tępych uczniów żeby jakkolwiek podciągnąć ich do mitycznej średniej przy tym zupełnie tłamsząc jednostki wybitne. Chora ideologia doprowadza do patologii gdzie słabych uczniów umieszcza się w klasie z dobrymi, aby ci mieli sowim wpływem podciągnąć kolegów. Może i ta strategia miała by sens gdyby nie powtarzanie na każdym kroku schematów o równości i braku pozwolenia na jakiekolwiek podziały. Moja szkoła doszła do absurdu gdzie nie wolno było stworzyć dwóch grup z angielskiego lepszej i gorszej, bo gorsza grupa mogła by się poczuć urażona, a w związku z tym, że słabsze dzieci nie mogły się uczyć w tempie tych lepszych to cały rok uczył się na poziomi niskim.
Ja ponownie nie winię nauczycieli. Bo szkoła to bagno. Bycie dobrym nie pomaga w awansie. Jak dzieci mają być uczone kreatywności skoro sami nauczyciele wiedzą, że ona nie popłaca bo najwięcej zarobi kumpel dyrektora, a nie ktoś kto się wykaże. System nagród nie tylko powinien motywować uczniów do nauki, ale też nauczycieli do przekazywania wiedzy i dyrektorów do dobierana nauczycieli według umiejętności. Najlepsze szkoły z najlepszymi nauczycielami tworzące elity kraju. Tego nam trzeba.
Tylko co z tego skoro nawet najlepszy nauczyciel jest popychadłem, który boi się wystawić słabą oceno uczniowi z uwagi na potencjalne skargi jego rodziców. Problemem nie jest to, że uczeń nic nie umie, ale to, że dostał słabą ocenę i za to jego nauczyciel będzie odpowiadał. Wiedza zeszła na dalszy plan, rodzice mają wymagania dobrych ocen i ich oczekują, niezależnie od stanu wiedzy. Dzieciaki maja świadomość, że posiadają swojego belfra w garści, jest za nie całkowicie odpowiedzialny. Pilnuje ich tak samo na lekcjach jak i na przerwach, żeby nie zrobili sobie krzywdy, pilnuje żeby dostawali dobre oceny i żeby się nie smucili. Właściwie jest ich niańką, a najlepiej żeby je jeszcze wychował.
Ludzie w końcu muszą odczuć, że wiedza to najcenniejsze dobro. Oczywiście powinna być ogólnodostępna, ale nikt nie powinien być na nią skazany. Nie można dopuszczać do relacji w której to mistrz musi zmuszać do nauki swojego ucznia. Nie może być upokarzany jakimiś śmiesznymi uwagami wpisywanymi do dzienniczka. Nie może krzyczeć, pluć się i złorzeczyć. Te dziecinne zachowania występujące już za moich szkolnych czasów pokazywała tylko bezradność i poniżenie nauczycieli. Nauka znowu musi stać się przywilejem z którego może skorzystać każdy, ale na który nikt nie jest skazany. Nie potrzeba żadnych kar cielesnych czy śmiesznych rozmów, wystarczy tylko, że nieodpowiedni uczeń posiedzi do końca lekcji za drzwiami, a już rodzice wytłumaczą mu dlaczego odcięty dostęp do edukacji do zły pomysł.
Na studiach nauczyciel angielskiego opowiadał kiedy dlaczego nigdy nie chciałby uczyć w szkole. Tutaj na uczelni ludzie traktują wiedzę jako dobro do którego mają szczęście być dopuszczeni, a gdy z jakiegoś powodu będą się źle zachowywać to wezwie ochronę i się skończy studiowanie. W szkole cóż, nawet ze śmietnikiem na głowie nadal będzie odpowiedzialny za samopoczucie swoich uczniów. Dlatego czasem się zastanawiam czy eksperyment z powszechną edukacją aby na pewno się udał.
Chociaż z drugiej strony może te wszystkie zmiany mają jakiś cel, przecież głupkami łatwiej się rządzi. Zdaje się też, że dzięki demokracji głupi wyborcy wybiorą sobie sprytnych rządzących którzy wiedzą co obiecać. Ten problem prześladuje nas już pewnie od pierwszych wyborów, ale przecież wszystkim to pasuje, no może z wyjątkiem ludzi którzy chcą coś w życiu osiągnąć. Może nie przypadkiem każdy kolejny rząd reformuje szkolnictwo i nie przypadkiem po każdej reformie jest ono coraz gorsze. Cóż Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie…
Okcydent to świadome społeczeństwo, ale ono nie weźmie się z nikąd. Pokoleniami będziemy odbudowywać zaniedbania pokoleń. Im szybciej zaczniemy tym większa szansa, że przetrwamy, a energia atomu nas w tym wspomoże. A Bóg jest po naszej stronie.
Congratulations @fuczin! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
To support your work, I also upvoted your post!
Do not miss the last post from @steemitboard:
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!