Musiałem wczoraj pojechać na Borek Fałęcki. Gdybym nie musiał, to bym nie jechał bo sama nazwa brzmi jak obelga. "Ty Borku Fałęcki!" Podejrzewam, że nikomu nie zrobiłoby się miło, gdyby coś takiego usłyszał. Mi na pewno nie. A najgorsze jest to, że na Borku musiałem się jeszcze przesiąść w autobus i przejechać dwa przystanki. Łącznie cała podróż (z dojściami) trwała godzinę, czyli mniej więcej tyle ile zajęłoby mi dojechanie do oddalonego o 80 km Tarnowa.
Na szczęście nie muszę zbyt często jeździć na Borki Fałęckie, Nowe Huty, Wole Duchackie, Olszanice. Takie sytuacje uświadamiają mi jednak jakim błogosławieństwem jest mieszkanie w centrum, 4 minuty od KBK. Ot na przykład, wczoraj o 10.00 zadzwonił jakiś gość z pogotowia technicznego, że musi wejść do naszej piwnicy, bo tam jest zawór i trzeba go zakręcić. No nie wyobrażam sobie jechania pół godziny (albo i więcej) do @krolestwo z innej części Krakowa i wracanie potem na mieszkanie, by po 4 godzinach dostać telefon, że znów muszę otworzyć, bo jogini nie mają wody. Pomijam kwestię czasu, który traciłbym na standardowe codzienne dojazdy. Nawet mieszkając na Olszy II, czyli w całkiem spoko lokalizacji, każdy mój wyjazd do KBK pożerał mi godzinę. Pół godziny tam, pół godziny z powrotem. Do tego dochodziła kwestia czekania na autobus. Za późno sprawdziłem nocny? No to +1h czekania na kolejny. Gdy więc ktoś zastanawia się skąd mam czas na wpisy na Hive to m. in. właśnie stąd...