Od niemal dwóch lat żyjemy w stanie pandemii. Myślę, że dla nikogo nie jest to komfortowa sytuacja. Wydaje się też, że ta mityczna "normalność" jest coraz odleglejszym mirażem, że to coś, co bezpowrotnie minęło. Jasne, że większość z nas stara się żyć jak najnormalniej w świecie, traktując wirus i płynące z niego zagrożenie, jako coś naturalnego, ale nie wartego stawiania świata na głowie. Choćby noszenie masek - wiele miejsc, gdzie logicznym byłoby ich noszenie, jest od nich wolne. Tak jak dzisiejsza tylko obserwacja ze ślizgawki na lodowisku. Nie mam na myśli samej tafli, bo tam ludzie się przemieszczają i możliwość zarażenia się zdaje się być minimalna. Ale szatnia? Tłok, rozemocjonowani ludzie, często zmęczeni i zmarznięci, co powoduje różne niekontrolowane splunięcia czy kichnięcia. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć tych, którzy mieli na sobie maskę. Może to ci niezaszczepieni, człowiek pomyśli. Tych też nikt nie weryfikuje, choćby tylko pytając się o ten fakt. Wiadomo, że to i tak fikcja, ale w niektórych miejscach jednak utrzymywana. Tak dla picu chyba.
Tego rodzaju i jeszcze wiele innych obserwacji i doświadczeń rodzi mnóstwo pytań. Dlaczego akurat w Polsce tak jest? Przecież w szeregu państw wprowadzano daleko posunięte restrykcje i obostrzenia. Tamtejsze rządy nie miały problemu z zamykaniem ludzi na tygodnie w domach. Mam tutaj na myśli tak samo demokratyczne, przynajmniej z nazwy, państwa. Czy tamte rządy wiedzą więcej i dlatego tak radykalnie działają? Albo odwrotnie, to nasz rząd wie więcej i pozwala nam funkcjonować w miarę normalnie, od czasu do czasu tylko dając do zrozumienia, że wciąż posiada jakąś moc sprawczą? Co z tego, że obywatele mają poczucie bezsensu, niepewności i chaosu. Konsekwencją jest degrengolada przy przestrzeganiu narzutów władzy.
Jest też konsekwencja znacznie bardziej straszna - ponadmiarowe zgony, których liczba w 2020 roku tylko, szacowana jest na blisko 100 tys. Kończący się rok wcale nie będzie pod tym wzgędem lepszy. Paraliż służby zdrowia wywołany próbami walki z pandemią, sprowadził na Polaków ogromne zagrożenie, które objawiać się będzie jeszcze przez lata. Nawet po ustaniu sytuacji nadzwyczajnej związanej z wirusem. Liczba niezdiagnozowanych w tym czasie schorzeń, przede wszystkim onkologicznych, ale też kardiologicznych i innych będzie się ujawniała z nadzwyczajną siłą w przyszłości. I za późno będzie na leczenie.
Te i szereg jeszcze innych aspektów poruszonych zostało w wywiadzie rzece, który wydany został przez Wydawnictwo Nowej Konfederacji. Wywiadu udzielił profesor Wojciech Maksymowicz - neurochirurg związany z olsztyńskim środowiskiem medycznym i uniwersyteckim, ale przede wszystkim polityk wcześniej związany z ugrupowaniem Jarosława Gowina, a teraz z Polską 2050 Szymona Hołowni. To również człowiek pełniący ważne funkcje w ministerstwie nauki i będący, jak sam mówi "w oku cyklonu" i to w podwójnym znaczeniu - jako członek rządu podejmującego decyzje związane z pandemią i jako lekarz pracujący na oddziale covidowym.
Nie mam zamiaru silić się na recenzowanie medycznej strony związanej z wirusem. Nie jestem medykiem, nigdy nie pracowałem w systemie zdrowia publicznego, a jako pacjent mam z nim sporadyczną, na szczęście, styczność. Ale to co mówi w wywiadzie Maksymowicz potwierdza i podkreśla moje obserwacje jako człowieka zajmującego się teoretyczną stroną polityki i jako obywatela tego państwa, poddanego zadziwiającym, na pierwszy rzut oka, decyzjom władz. Przestaną one być zadziwiające, jeśli człowiek uzmysłowi sobie jakie przesłanki stały za decyzjami związanymi z walką z tym niewidzialnym wrogiem. Bo niestety nie była to dbałość o zdrowie Polaków. To była i jest dbałość o utrzymanie władzy, o podtrzymanie własnej popularności wśród wyborców.
Ostatnia część wywiadu kończy się w sierpniu 2021 roku. Wtedy jeszcze można było nie zdawać sobie sprawy, że decyzje są podejmowane pod wpływem sondaży. Nie pod wpływem rzetelnych badań naukowych, nie pod wpływem opinii ekspertów od wirusologii, epidemiologii czy fachowców od zarządzania sytuacjami kryzysowymi (no, chyba, że mówimy o kryzysach medialnych). To sondaże determinowały w pierwszej kolejności te decyzje. Stąd chaos, stąd szereg spóźnionych działań, które w efekcie dawały wrażenie nonsensu i groteski, stąd wreszcie szereg nie podjętych, a, zdaniem Maksymowicza, potrzebnych decyzji i działań. Przykładem tych ostatnich jest proponowany szeroki zakres programu testowania, który mógłby zmniejszyć skalę przenoszenia się wirusa i jednocześnie dać możliwość niezamykania gospodarki en mass, a jedynie punktowo, tam gdzie wystąpiłyby ogniska. Tym bardziej, że Polska otrzymała w całej tej sytuacji pewien handicap związany z opóźnieniem epidemii. Mieliśmy już doświadczenia państw Europy Zachodniej, dotkniętych epidemią wcześniej. Nasze państwo okazało się jednak niezdolne do reagowania na tą nadzwyczajną sytuację.
Oprócz więc PR-owego podejścia do zwalczania wirusa, Polska okazała się rzeczywiście państwem z kartonu, które nie jest przystosowane do sprawnej reakcji na zagrożenie. I to wcale nie jest tak, że brak nam zasobów. Maksymowicz wylicza szereg zaniedbań organizacyjnych, które niewykorzystane doprowadziły do bezsensownego wydawania pieniędzy na dobrze wyglądające w mediach miejsca i wydarzenia. Jak choćby powstanie szeregu tzw. szpitali narodowych. Przy takiej ilości rezerw łóżek szpitalnych, jakimi dysponuje nasz kraj, wystarczyło je uruchomić i wykorzystać, ewentualnie wzmacniając je sprzętowo i osobowo. A to tylko jeden przykład. Inny to kwestia testowania i wykorzystania do tego wszystkich możliwych laboratoriów. Maksymowicz twierdzi, a nie mam powodu by mu nie wierzyć, że Polska byłaby w stanie testować na poziomie pięciokrotnie większym, niż jest to obecnie. Przypomnę, że testujemy ok. 110-120 tys. próbek dziennie w szczytowych momentach tzw. fal. Winna temu jest przyjęta przez rząd metodologia testowania i niechęć do wykorzystania pełnych mocy przerobowych naszych laboratoriów.
I możnaby tak długo jeszcze wyliczać przewiny rządu Morawieckiego. Niemniej zdarzyło się też kilka pozytywnie ocenionych efektów pracy tego rządu. Przykładowo dość sprawnie wdrożona akcja szczepień, choć i ona mogłaby być efektywniejsza. Innym przykładem była reakcja na tzw. pierwszą falę, na wiosnę 2020 roku. Do opinii Maksymowicza można mieć też pewne obiekcje. Przykładowo wtedy, gdy bronił pozakolejkowych szczepień ludzi z salonu warszawskiego w styczniu 2021 roku. Choć oczywiście trzeba tutaj brać pod uwagę, że przekaz medialny był taki a nie inny, tzn. również dostosowany do opinii i emocji ludu. Ludu, który wyczekiwał tych szczepionek, niczym narodzenia Chrystusa rok rocznie w Wigilię. A tu taki klops się zdarzył.
Każdy z nas ma swoje opinie na temat samej pandemii i działań podjętych w jej obliczu. Myślę jednak, że im więcej dowiemy się kulis decyzji, im więcej będziemy wiedzieć o źródłach działań podejmowanych przez ludzi rządzących nami, tym lepiej będziemy mogli ich ocenić przy nadchodzącej okazji. Warto więc sięgać po sprawdzone źródła takich opinii, a "Propaganda, która zabija" takim źródłem jest. Nawet jeśli ma się sprecyzowane poglądy na samego bohatera tegoż wywiadu. I nie są one koniecznie sprzyjające.
Jaki by nie był powód zamordyzmu jak w niektórych krajach europejskich trzeba się z tego tylko cieszyć, a żałować że jednak gdzieniegdzie z fatalnym smutkiem, chaotycznie i bez przemyślenia naśladowano działania innych państw.
@tipu curate 2