Geopolityka jest dziedziną, którą trudno zaklasyfikować w sensie jej naukowości. Są tacy, twierdzący, że to jest zdecydowanie nauka, że posiada szereg wypracowanych teorii i hipotez, które mogą być sprawdzane wypracowanymi swoistymi metodami. Z drugiej strony mamy tych, odmawiających geopolityce przymiotu naukowości. Wskazują oni na to, że posługuje sie ona w nazbyt dużym stopniu predykcjami i nieudokumentowanymi faktami, domniemaniami różnorakich autorów, powołujących się na bliżej nieokreślone, a przez to nieweryfikowalne źródła. Stąd niemożliwe są do zweryfikowania hipotezy i teorie wytworzone przez uczonych, zwących się geopolitykami.
W związku z powyższym literatura geopolityczna czy geostrategiczna nie cieszy się szczególnym uznaniem wśród ekspertów. Jednak analiza historycznych zdarzeń w połączeniu z poszukiwaniem w nich prawidłowości stać się może cennym podłożem do budowania strategii prowadzenia polityki w wymiarze globalnym, a co najmniej w wymiarze regionalnym. Czy każde państwo powinno takową strategię posiadać? Chyba niekoniecznie, choć każde powinno znać swoje interesy i o nie dbać. Czy powinna Polska taką strategię posiadać? Myślę, że zdecydowanie tak. Nasz kraj leży na przecięciu interesów dwóch naszych sąsiadów, co od kilku setek lat nie daje nam spokoju.
I o tym zasadniczo jest książka popełniona przez dra Jacka Bartosiaka - najwyrazistszego dzisiaj przedstawiciela polityki realnej w stosunkach międzynarodowych i znawcę tematyki geostrategicznej oraz Piotra Zychowicza - kontrowersyjengo, co by nie powiedzieć, historyka-publicystę, który w tym kontekście już wielokrotnie pisał o niektórych aspektach polskiej przeszłości. Jest to zapis szeregu rozmów pomiędzy nimi, których można posłuchać na kanale YT Historia Realna. Książka jest jednak uzupełniona o szczegóły i źródła. Stąd jest cenniejsza, choć Panów słucha się z zaciekawieniem. Poniżej próbka i drugi z tematów podjęty w książce
Najciekawsze wydają się wątki związane z tytułową III wojną światową, rywalizacją Stanów Zjednoczonych i miejscem w tym świecie Polski. I Bartosiak daje do zrozumienia, że skończyła się tzw. pauza geostrategiczna, czyli 30 lat hegemonii USA i nowa wojna o znaczeniu globalnym jest nieunikniona. Tym razem głównymi aktorami są Amerykanie i Chińczycy, a języczkiem u wagi będzie Rosja. Gra idzie o przepływy strategiczne, co definiowane jest jako możliwości sprawstwa decyzyjnego i kontroli nad strategicznymi szlakami handlowymi i punktami geostrategicznymi.
Bartosiak twierdzi, że ta wojna już się nawet rozpoczęła, przy czym zaznacza, że musimy przestać myśleć o nowej wojnie, jako powtórce drugiej wojny światowej. W pewnym sensie jest to pocieszające, bo wedle tych przewidywań tym razem nie będzie masowego mordowania, nie będzie długotrwałych, wyczerpujących zmagań militarnych i okupacji wielkich połaci terytoriów. Będą za to krótkie spięcia przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu i walka o przecięcie linii logistycznych tych niewielkich oddziałów wojskowych. Wszystko po to by zdobyć możliwość realizacji założeń interesu mocarstwa. Problem polega na tym, że uniemożliwi ona dalszy suwerenny rozwój, przynajmniej w wersji znanej dzisiaj.
Jakie w tej światowej grze mocarstw zajmuje Polska? No cóż, Bartosiak nie ma dobrych wieści. Przespaliśmy moment umożliwiający nam uzyskanie znaczącego miejsca na szachownicy świata. Oczywiście skoncentrowaliśmy się na rozwoju gospodarczo-społecznym, weszliśmy do dwóch najważniejszych, z punktu widzenia Europy, formacji polityczno-gospodarczych, w niezłym tempie nadrabialiśmy zapóźnienie cywilizacyjne. To są bezdyskusyjne sukcesy i nie ma co się wdawać w domniemania pod tytułem: "a co by było, gdyby do UE nie wchodzić i nie poddawać się jej dyktatowi?". Jednocześnie jednak nie myślelismy o naszej strategii polityczno-militarnej, a jeśli coś w tym kierunku robiliśmy, to w złą stronę. Tak przynajmniej twierdzi Bartosiak. Postawienie wszystkiego na jedną kartę-sojusznika jest karygodnym błędem. A to właśnie robią nasi politycy.
Kończąc ten wpis, napisać chcę o jednej sprawie, z którą bezwzględnie się zgadzam z obydwoma rozmówcami. Musimy zmienić nasze myślenie o polityce zagranicznej i relacjach międzynarodowych. Przestać posługiwać się kategoriami emocjonalnymi, a zacząć myśleć i realizować własne interesy. Przestać bezwzględnie zawierzać naszym sojusznikom, a budować możliwości wyboru. Przestać liczyć na wzajemność i współczucie za heroiczną i wierną postawę. W zamian za to zacząć trzeba budować własną autonomiczną pozycję w regionie. Bo przecież nie chodzi o żadne mocarstwowe mżonki. Ale możemy stać się partnerem dla Niemców czy Amerykanów, przy czym kluczowym określeniem jest słowo "partner", a nie wasal czy poddany. Tylko w ten sposób możemy podtrzymać modernizacyjny kierunek naszego rozwoju, który będziemy względnie samodzielnie kontrolować. Zacznijmy prowadzić realną politykę. Co w szczegółach rozumieją pod tym pojęciem Zychowicz i Bartosiak? Zachęcam do poczytania, względnie posłuchania.