MUZYKA. Moje ulubione kawałki #14. Kult - Śmierć poety (przeczytanie zajmie ok. 1 min.).

in #polish3 years ago

Dzisiaj piosenka, którą uwielbiam słuchać na głośno. Musi być głośno przy tej muzyce i przy tym tekście. Kazik wyśpiewuje w niej wersy wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego z 1930 roku, do którego muzyke napisał ojciec lidera Kultu. I robi to z taką swadą, że wbija w fotel.


Sam wiersz opowiada ostatnie chwile poety, poety zagubionego w świecie choroby demencyjnej i oparów alkoholowych. Ale życie jego nie spowodowało, że jego nadchodząca śmierć kogokolwiek zmartwi. Wręcz przeciwnie - wszyscy poczują ulgę.

Utwór znajduje się na albumie "Tata Kazika 2". Trochę moich przemyśleń, które przyznam szczerze przez jakiś czas były błędne, bo nie sprawdzałem. Otóż wydawało mi się, że tekst klimatycznie pasujący do reszty utworów z obu "Tat" opowiada o latach PRL-u. Latach, podczas których wielu artystów doznawało pomieszania zmysłów od dylematów twórczych i chęci lub niechęci do oddania się socrealizmowi. Jak wiadomo Gałczyński temu uległ, a później może zawstydził i byłem przekonany, że to o sobie w ten sposób pisał. Dzisiaj oczywistym jest, że to nie tak było. Umarł zanim zdążyłby prawdopodobnie otrzeźwieć z socrealistycznego amoku literackiego. Choć pewnie przesadzam i to żaden amok nie był. Jeden czy drugi panegiryk na cześć Stalina czy nowej ojczyzny musiał powstać. W końcu przecież umysł miał zniewolony, jak sportretował go Czesław Miłosz.

Sort:  

Z tej płyty (a może jedynki) uwielbiam Samotnych Ludzi (melodia niesamowita, uwielbiam ją brzdąkać na gitarze, cudowne spokojne solówki) i Zastanówcie się sami (tekst jak psychoterapia).

Tak, te spokojniejsze kawałki też są fajne. Sprawdzają się jednak w nieco innych sytuacjach - zamyślenia, refleksji, chwilowego spowolnienia. Ale "Śmierć poety" jakoś wybija się dla mnie ponad resztę.