Cisza i śnieg. O filmie "Wind River"

in #polish7 years ago (edited)

Każdy, kto z rozczarowaniem przyjął Pierwszy śnieg, w ramach terapii natychmiast powinien sięgnąć po Wind River. Film Sheridana dowodzi, jaki potencjał tkwi w amerykańskim kryminale, który zamiast powielać skandynawskie wzorce w ekranizacji, skupia się na równie chłodnym, społecznym konkrecie kraju, w którym powstaje.

Taylor Sheridan dał się do tej pory poznać głównie jako świetny scenarzysta takich filmów, jak Sicario i Aż do piekła. Teksty łączy wiele: na podstawie obu powstały znakomite filmy, docenione przez krytykę i widzów. Oba filmy, choć łatwo mieściły się w gatunku thrillera, to ostatecznie rozsadzały jego ramy; Sicario oferowało głębszy wgląd w pracę FBI na pograniczu z Meksykiem, zaś Aż do piekła z typowej narracji o napadzie na bank zmieniało się w intymną opowieść o braterstwie i rodzinie. Tym razem Sheridan sam stanął za kamerą, by nakręcić własny scenariusz.

Nie tak miał wyglądać wspólny wypad Cory'ego Lamberta (Jeremy Renner) i jego syna. Rozwiedziony ojciec, z zawodu myśliwy, znajduje w mroźnej głuszy indiańskiego rezerwatu zwłoki młodej dziewczyny. Sprawę szybko przejmuje młoda agentka FBI, Jane (Elizabeth Olsen).

ww.jpg

Zawiązanie intrygi i nakreślenie tła przychodzi reżyserowi z łatwością. Znakomicie inscenizuje zderzenie "miejskich" procedur agentki FBI z odmienną rzeczywistością chłodnego Wyoming. Musi ona, tak jak widz, oswoić się z życiem i zwyczajami rezerwatu. Proces ten ma wiele wymiarów, które są stopniowo przedstawiane. Raz jest to z pozoru nieznaczna, wczesna scena, w której Jane nie zdaje sobie sprawy z warunków atmosferycznych i konieczności ubrania cieplejszej odzieży. Później, z rozwojem śledztwa, zanurzamy się w coraz bardziej ponurą codzienność krainy, przy której niesprzyjająca pogoda wydaje się błahostką.

Kiedy agentka po raz pierwszy konfrontuje się z indiańskim półświatkiem i prosi o dodatkową pomoc, słyszy od szefa policji plemiennej: to nie jest miejsce, w którym otrzymasz wsparcie. Nie tylko służby muszą działać na własną rękę. Tak samo wygląda to w przypadku młodych Indian, którzy poza dilerką i działalnością przestępczą nie widzą dla siebie innych dróg. Siłą filmu są między innymi te sceny, w których przedstawiciele miejscowej policji i Cory rozmawiają z młodymi kryminalistami, lecz nie są to typowe przesłuchania znane z większości filmów. Starsi wiedzą, jaka jest rzeczywistość, i rozumieją, co pchnęło młodzież w tym kierunku. Zupełnie tak, jakby nieprzyjazna ziemia odbierała wszelkie perspektywy i mimo czyichś starań nie pozwalała na jej opuszczenie.

Sheridan jako zręczny scenarzysta wie, że powinien unikać łatwych osądów, zwłaszcza w kruchych kwestiach społecznych związanych z wspólnym życiem Indian i białych. Doskonale wie też, że film powinien "działać" w sferze formalnej i gatunkowej ‒ a więc sprawdzać się jako dreszczowiec. Dlatego kiedy reżyser prowadzi nas ku ostatecznej konfrontacji, istotnie łatwo poczuć to, co nazywa jedna z postaci ‒ lodowate piekło. Finał rozgrywa się na terenie jeszcze bardziej złowrogim i pustym, jawiącym się jako miejsce skrywające największe mroki Wyoming. Napięcie podkręca wszystko: sceneria, charakterystyka "przeciwnika", świetny montaż i dźwięk.

wind-river-movie-olsen-renner.jpg

Sheridan w swych dwóch poprzednich scenariuszach rozpisywał starcia, teraz sam je nakręcił. I wypadły znakomicie: sceny przemocy są krótkie, lecz intensywne, robiące użytek z broni krótko- i długodystansowych. W końcu rozbrzmiewające w niezmierzonej głuszy odgłosy potężniejszych karabinów to wręcz niezbywalny element tego typu filmów. Osobna eskalacja jest udziałem wstrząsającej, wprawnie zaaranżowanej retrospekcji przedstawiającej ostateczną wersję zdarzeń.

Nie sposób powstrzymać się od pewnej refleksji związanej nie tyle z samą realizacją filmu, co sytuującą się ponad nim i dotyczącą współczesnego kryminału w ogóle. Otóż niezwykle bujny rozwój seriali kryminalnych z pewnością w pewnym sensie zmienił oczekiwania widzów. Jesteśmy już przyzwyczajeni, że w dobie telewizji jakościowej wiele produkcji oferuje nam śledztwa rozpisane na wiele sezonów, mnóstwo bohaterów i szeroką panoramę społeczną. Reprezentatywnymi przykładami są tutaj Dochodzenie czy Broadchurch, nie wspominając o "zasłużonych" przedstawicielach skandynawskich. Seriale te często zostawiają odbiorcę z myślą, że zło jest do ujarzmienia, że praca detektywa zawsze przynosi efekty i ład.

wind-river-4.jpg

W przypadku Wind River zarówno jego treść, jak i sama przynależność do medium kina sugeruje coś bardziej gorzkiego: mroźne Wyoming będzie prowokowało tego typu ponure kryminalne sprawy ‒ niestety, nie tylko filmowe, o czym informują ostatnie słowa filmu. Opowieść się zakończyła, lecz napaści na tubylcze ludy Amerykanów, zwłaszcza indiańskie kobiety, są faktem. Wymowę dzieła uzupełnia znamienne zdanie Cory'ego: śnieg i cisza to jedyne, czego mieszkańcom tych ziem nie odebrano. Wokół tego Indianie musieli organizować swe życie. W przeciwieństwie do wielu seriali, widz nie czuje swoistej kontroli i owego ładu. Bieda, przestępczość, bezkresne tereny, napięte stosunki wewnątrz rezerwatów, jak i poza nimi są czynnikami, które każą pytać o to, czy faktycznie te autonomiczne obszary spełniają swą funkcję ochrony tożsamości i praw danej grupy rdzennych mieszkańców.

Omawiany film w tej perspektywie jest nad wyraz doniosły. To kolejny przykład tego, co już ponad dziesięć lat temu objawił nam Stieg Larsson: współczesny kryminał jak mało który inny gatunek może interweniować i przepracowywać społeczne problemy. Wind River jest znakomitą, pełną napięcia opowieścią o sporym walorze poznawczym. Wprowadza korektę do naszego potocznego myślenia o Indianach jako barwnych, "filmowych" postaciach z piórami we włosach i fajką w ustach. Rzeczywistość jest nieco inna, mówi Taylor Sheridan. Nie widzę powodu, by mu nie wierzyć. Jego częściowo kontemplacyjne i poetyckie, częściowo realistyczne i brutalne dzieło uważam za czołówkę kryminału drugiej dekady XXI wieku.

Zdjęcia: materiały prasowe, https://posterspy.com/posters/wind-river-poster-design/