Pogromca mitów. O Josephie Campbellu i jego związkach z popkulturą

in #polish7 years ago (edited)

Chyba każdy ma kilka takich dzieł popkultury, które przeczytał lub zobaczył i od tego czasu cały czas są w jego głowie. Najczęściej te teksty łączy to, że poznaje się je wcześnie, jako dziecko lub nastolatek. Człowiek nie potrafi wtedy ich analizować i interpretować, by dotrzeć do samego sedna prawdy – dlaczego ludziom tak się podobają, że nie mogą wyrzucić ich z pamięci?

Trudno wymienić je wszystkie, za to prowizoryczny podział na kategorie nie przysparza problemów. Pierwszą grupą mogą być przykładowo epickie dramaty historyczne. Należą tu takie filmy, jak Gladiator Ridleya Scotta czy Braveheart Mela Gibsona. Kolejny zespół to literatura fantasy – na czele znajdują się oczywiście Władca pierścieni Tolkiena oraz Saga o wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego. Inny zbiór to opowieści o superbohaterach, które tak mocno angażują pamięć młodych ludzi. Niemal każde dziecko przeżywa nimi fascynacje i chce być jak Superman.

Co łączy te wszystkie historie? Zawierają to, czego młody, dojrzewający człowiek potrzebuje. Twardych, zdecydowanych bohaterów, którym się kibicuje. Epickie walki – czy to pojedynki, czy też bitwy na setki tysięcy żołnierzy. Jasno nakreślone czarne charaktery. Trudniej jednak odpowiedzieć na pytanie, gdzie ukryty jest ten jeszcze jeden składnik, który podświadomie się wyczuwa, ale ciężko go nazwać.

Z pomocą przychodzi Joseph Campbell. Specjalista od tego, co nienazwane.

Campbell.jpg

Urodził się w 1904 roku w Nowym Jorku. Gdy miał siedem lat, ojciec zabrał go na przedstawienie Dziki Zachód Buffalo Billa. Były to widowiska rozrywkowe często przedstawiające losy Indian, popularne od lat 80. XIX w. do końca lat 20. XX w. Ten wieczór zaważył na całym późniejszym życiu Josepha, zafascynowanego od tej chwili amerykańskimi Indianami. We wstępie do Potęgi mitu Bill Moyers pisze, jak to Campbell znalazł się, jeszcze jako chłopiec, w nowojorskim Muzeum Przyrodniczym. Stanął jak wryty przed słupami i maskami totemicznymi. ,,Kto je zrobił?” - zastanawiał się. - ,,Co one znaczą?” I zaczął czytać wszystko, co mu wpadło w ręce, na temat Indian, ich mitów i legend. Już w tym wieku rozpoczął poszukiwania, które miały zeń uczynić jednego z najwybitniejszych w skali światowej specjalistów od mitologii i jednego z najbardziej urzekających wykładowców współczesnych (Campbell, Moyers 2013: 11).

Campbell był mitografem i religioznawcą, lecz o wiele bardziej pasuje do niego określenie myśliciel. To pojęcie najtrafniej charakteryzuje człowieka, który swoimi fundamentalnymi dziełami zmienił tradycyjne pojmowanie religii i mitu. Ponadto był on po prostu pasjonatem - mit władał jego światopoglądem od najmłodszych lat i kierował nim. W twórczości Campbella na pierwszym miejscu stoi pasja i ogień poznania, a nie akademickie wyuczenie. Jak inni wielcy nauczyciele - uczył przykładem. Mówił: kaznodzieje popełniają błąd, usiłując namówić ludzi do wiary: lepiej by było, gdyby sami promieniowali wiedzą objawioną im przez własne odkrycie (Campbell, Moyers 2013: 14).

Czym tak właściwie jest mit? Dziś potocznie kojarzy nam się z jakąś nieprawdą, co widać w związku wyrazowym: prawda i mity. Słownikowa definicja mówi: opowieść o bogach. Z tymi słowami jesteśmy już bliżej sedna. Uzupełnić tę definicję można ustaleniami właśnie Campbella, jak i wielu innych badaczy z różnych dziedzin. Wedle nich, mit to opowieści spajające wspólnoty ludzkie od najdawniejszych czasów, opisujące i tłumaczące świat. Ta funkcja mitu przetrwała do dziś, choć w zmienionej formie. Funkcję tę przejęła twórczość fikcyjna, oferująca człowiekowi współczesnemu historie, w których pobrzmiewają jednak echa pierwszych legend i pierwszych opowieści.

Campbella inspirowało go wielu twórców, do których odnosił się w swych pismach. W literaturze cenił Jamesa Joyce’a i Tomasza Manna. Z kolei własne koncepcje mitograficzne często wiązał z psychoanalizą Zygmunta Freuda i teoriami archetypów. Z tych wszystkich inspiracji i wpływów wykuwały się najważniejsze myśli Josepha Campbella, a co za tym idzie – jego największe mitograficzne i religioznawcze dzieła: Bohater o tysiącu twarzy(1949), Mityczny obraz (1974) oraz Potęga mitu (1988).

Pierwsza z tych książek ukazała się w 1949 r. Na początku miała nazywać się Jak odczytać mit – i ten tytuł również świetnie spełniałby swoją rolę. Już we wstępie autor pisze wprost: celem tej książki jest odkrycie pewnych prawd, ukrytych przed nami pod przebraniem różnych postaci kultowych i mitologicznych, poprzez zestawienie razem niezbyt wielu trudnych do zrozumienia przykładów. Dawni nauczyciele wiedzieli, co mówią. (...) Wtedy natychmiast staną się widoczne paralele między nimi, tworząc stałe zestawienie podstawowych prawd, którymi kierował się człowiek przez tysiąclecia swego istnienia (Campbell 1997: 9).

2.jpg

Książka ta budzi fascynację. Campbellowi zdecydowanie udaje się osiągnąć to, co sobie zamierzył we wstępie. Bardzo łatwo przychodzi czytelnikowi uwierzyć w to, że życie każdego z nas rzeczywiście odtwarza – w mniejszym lub większym stopniu – schemat utrwalany przez tysiąclecia poprzez legendy, podania i mity.

Schemat ten nosi nazwę monomitu. Jest on fundamentem wyprawy, jaką przebywa archetypowy bohater w wielu religiach i mitologiach świata. Monomit posiada swoje poszczególne fazy, które Campbell szczegółowo analizuje. Przygoda bohatera rozpoczyna się w zwyczajnym świecie, kiedy to zostaje on wezwany do wyprawy. Poznaje inny świat, w którym musi przejść próby i stoczyć walki. Bohater zdobywa wiedzę, która pomaga mu w czasie ostatecznej próby. Uzyskana w ten sposób nagroda może przywrócić ład i uczynić świat lepszym.

Przykładów mamy mnóstwo. Przykładowo w Gwiezdnych wojnach wyraźnie realizuje się etap mentorstwa: oto niedoświadczony Luke Skywalker pod czujnym okiem Obi-Wana Kenobiego i Yody uczy się walki i panowania nad Mocą. Tak wyposażony, wreszcie będzie w stanie przeciwstawić się Ciemnej Stronie. Spójrzmy na Jamesa Bonda. Często w filmach zostaje on schwytany i poddany Próbie (torturom i przesłuchaniom), jest to transformacja, z której musi wyjść zwycięsko. Z kolei Harry Potter ciekawie pokazuje Wezwanie do wyprawy. Przewodnikiem jest Hagrid, wręczający Harry'emu list i tym samy poznaje on inny świat, do którego przynależy. Świeżym przykładem mogą być też Igrzyska śmierci. Bohaterka Katniss jest zwykłą dziewczyną, żyjącą blisko natury. Musi ona wkroczyć w obcy, niebezpieczny świat Kapitolu, by nabrać umiejętności, przejść Próby i ostatecznie pokonać zło.

Oczywiście nie wszystkie mity powielają te schematy w całości, niektóre pomijają jedne cykle, za to dodają inne – jak na przykład pojednanie z ojcem. Pozwala on jednak na wykształcenie uniwersalnych ram opowieści, które ludzie opowiadają sobie od zarania dziejów. Najważniejsze w tej koncepcji monomitu jest to, że po prostu się przyjęła. Z zachwytem powitano ją na przykład w Hollywood.

W jaki sposób Fabryka Snów skorzystała z klasycznej pozycji naukowej? Za sprawą Christophera Voglera, amerykańskiego scenarzysty i producenta, na którym Bohater o tysiącu twarzy zrobił olbrzymie wrażenie. Na tyle duże, że postanowił stworzyć on streszczenie tej książki, które byłoby magiczną recepturą na udaną opowieść filmową. Oryginalne streszczenie zawierało siedem stron i dziś uważane jest ono za iście mityczny poradnik, owiany legendą. Na początku służył on Disneyowi i wpłynął na kształt najsłynniejszych bajek tego studia. Z czasem okazało się, że całe kino rozrywkowe tak naprawdę korzysta z koncepcji Campbella – począwszy od klasycznych westernów, poprzez filmy przygodowe o Indianie Jonesie, a na Matrixie kończąc.

Monomit w dużym stopniu wpłynął na literaturę popularną. Naturalnym środowiskiem dla tej koncepcji jest fantasy. Gatunek ten czerpie z najstarszego dorobku epickiego, jakim na przykład jest Epos o Gilgameszu. Łączy mitologie, folklor i magię w wiarygodnych i spójnych światach, pozwalając ludziom marzyć i fantazjować. Jak pisze Tolkien: fantazjowanie jest naturalną czynnością człowieka. Rozumowi ani nie zagraża, ani nie obraża go bynajmniej, ani nie przytępia apetytu nań, pod żadnym pozorem nie zakłóca też percepcji racjonalizmu naukowego. Przeciwnie, im rozum bardziej przenikliwy i otwarty, tym bogatsze fantazje zdolen wytwarzać (Tolkien 2004).

Jednak i inne gatunki kultury popularnej łączą się z monomitem. W dobie postmodernizmu zjawisko to widoczne jest bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Umberto Eco w książce o wymownym tytule Superman w literaturze masowej analizuje powieści o Jamesie Bondzie i zauważa: powieść popularna stosować będzie liczne (...) sztuczki, które można by usystematyzować. System taki stanowi kombinatoryka toposów łączących się między sobą według tradycji pradawnej i specyficznej. Operuje charakterami (...) tym łatwiejszymi do przyjęcia i tym bardziej lubianymi, im bardziej są znane (...). Wykorzystuje [to] po to, aby wywołać w czytelniku przyjemność z powrotu tego, czego oczekiwał, redukuje do kliszy twórcze rozwiązania dawniejszej literatury (Eco 1996: 19). Z tego też względu ciągle uwielbiamy kryminały - mimo ich pozornego podobieństwa i odtwórczości. Czasem czujemy, że twórcy - dajmy na to, serialu - idą w kolejnych sezonach na "łatwiznę", a jednak poczucie przywiązania do bohaterów i miejsc jest na tyle silne, że góruje nad potencjalnym znudzeniem.

383473-potega-mitu 33.jpg

O ile po wydaniu Bohatera... Joseph Campbell zyskał sławę w środowisku akademickim, o tyle Potęga mitu przysporzyła mu największą popularność i powszechne uznanie. Sama książka jest rozmową Campbella z dziennikarzem Billem Moyersem. Spotkania toczyły się w 1985 i 1986 roku na ranczo George’a Lucasa. Rozmowa była przygotowywana jako seria audycji telewizyjnych, którą wyemitowano w 1988 r., rok po śmierci Campbella. Książka, będąca rozszerzoną wersją tych programów, ukazała się jakiś czas po premierze audycji i stała się bestsellerem.

Miejsce rozmów nie jest przypadkowe: Campbell i Lucas zaprzyjaźnili się, kiedy filmowiec, w poczuciu długu, jaki zaciągnął wobec książek Campbella, zaprosił uczonego na pokaz trylogii Gwiezdne wojny. Ten rozkoszował się odkrywaniem w pełnych rozmachu współczesnych obrazach, starożytnych tematów i wątków mitologicznych. Podczas tych odwiedzin Joe, zachwycając się niebezpiecznymi przygodami Luke’a Skywalkera, ze szczególnym ożywieniem mówił o tym, że Lucas tchnął nowego ducha w klasyczną opowieść o bohaterze (...) i wyraził po nowemu, że przesłanie zawarte w technice nie jest zdolne nas uratować. Nasze komputery nie wystarczą. Musimy odwołać się do naszej intuicji, zawierzyć naszej prawdziwej istocie (Campbell, Moyers 2013: 11).

Po co nam w ogóle te mity? Po co powtarzać w kółko te opowieści? Cały czas to pytanie wisi ciężko w powietrzu. Warto jednak po raz kolejny oddać głos samemu Campbellowi: zagrożeniom psychologicznym, które wcześniejsze pokolenia potrafiły ominąć, gdyż wskazywały im drogę symbole i ćwiczenia duchowe należące do ich mitologicznego dziedzictwa, musimy dzisiaj stawić czoło w samotności lub korzystając z niepewnych wskazówek. Na tym właśnie polega nasz problem, problem oświeconych jednostek, które tak zracjonalizowały wszystkich bogów, demony i diabły, ze zabrakło dla nich jakiejkolwiek racji istnienia. Mimo to możemy w owej mnogości mitów i legend dostrzec jakiś zarys naszej niezmiennej ludzkiej drogi (Campbell 1997: 83).

joe-closeup  3.jpg

Epilogiem, który uważam za niezwykle doniosły, uczynię w tym miejscu pewne doświadczenie socjologiczne i antropologiczne, które opisuje Chris Taylor w książce Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat? Otóż autor ten poświęcił ponad rok, by znaleźć osobę, która nie miała pojęcia o Gwiezdnych Wojnach. Udało się tego dokonać w Arizonie, a konkretnie w miasteczku Window Rock – stolicy plemienia Nawahów. To właśnie tutaj 3 lipca 2013 roku odbył się pokaz pierwszego filmu zdubbingowanego na język rdzennych Amerykanów. Tym filmem była Nowa Nadzieja. To dyrektor miejscowego muzeum postanowił, że nowe pokolenie mówiące w Diné [języku Nawahów] potrzebuje tego samego, czego zdaniem George'a Lucasa potrzebowała młodzież z lat siedemdziesiątych: przygody, emocji, walki dobra ze złem, baśni zupełnie oddalonej w czasie i przestrzeni od tego, co tu i teraz (Taylor 2016: 11). Tym sposobem uniwersum podbiło kolejną kulturę – tę, której wiele badań poświęcił właśnie Campbell. Zawołanie: ,,Niech Moc będzie z tobą" jest niemal dosłownym tłumaczeniem modlitwy Nawahów. Moc w tym znaczeniu można najlepiej opisać jako rodzaj otaczającego ich pozytywnego, wypełnionego życiem, pozazmysłowego pola siłowego. [...] Niektórzy członkowie starszyzny dostrzegli w dziele Lucasa swój system wierzeń (Taylor 2016: 20). To zdarzenie jest szczególnie pouczające dziś, w kontekście sporów, które toczą fani wokół najnowszych, disneyowskich części gwiezdnej franczyzy. Człowiekowi nowoczesnego Zachodu z pewnością brakuje tej siły oddziaływania opowieści, skoro znamy na wylot całe uniwersum. Często nie potrafimy "podłączyć" się do mitu w tak czysty, radosny, pierwotny sposób, jak miało to miejsce w przypadku plemienia Nawahów.

Dziś, gdyby Joseph Campbell żył, byłby pewnie zachwycony. Na pewno spodobałaby mu się druga trylogia Gwiezdnych Wojen, która ukazała się już w XXI wieku. Z zainteresowaniem przyglądałby się temu, jak rozrosły się najpopularniejsze uniwersa fantasy (np. Władcy pierścieni), albo jak ważną rolę w popkulturze pełnią dziś superbohaterowie, którzy przecież powstali jako współczesna mitologia amerykańska. Być może polubiłby gry komputerowe, dzięki którym pradawne mity mogą zaistnieć na nowo w ciekawej formie. Lecz chyba najbardziej w tym wszystkim poruszyłaby go niebagatelna rola, jaką on sam pełni w dzisiejszym pojmowaniu świata mitów i religii. Świecie, który jest jak labirynt – często wspominał tę analogię. Co prawda nie czai się w nim śmiercionośny Minotaur, ale zawsze bezpieczniej wędrować z nicią Ariadny – a tej nici zostawił nam Campbell aż nadto.

Źródła cytowań

  1. Campbell J., Bohater o tysiącu twarzy. Poznań 1997.
  2. Campbell J, Moyers B., Potęga mitu. Rozmowy Billa Moyersa z Josephem Campbellem. Kraków 2013.
  3. Eco U., Łzy czarnego korsarza [w:] Superman w literaturze masowej. Warszawa 1996.
  4. Taylor Ch., Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat? Kraków 2016.
  5. Tolkien J. R.R., Drzewo i liść, dostęp internetowy: http://modyweb.w.interiowo.pl/drzewo.pdf

Zdjęcia: google, fundacja Josepha Campbella: https://www.jcf.org/about-joseph-campbell/, http://www.awaken.com/2013/07/joseph-campbells-mythic-journey/

Sort:  

Bardzo podoba mi się Twój tekst. Od siebie dodam tylko, że w naszej kulturze obok pojęć takich jak "mit" czy "legenda" funkcjonuje i dobrze pasuje do tej koncepcji pojęcie "baśń". Tego słowa brakuje mi w tekście, bo byłoby ono najbardziej obrazowe, zwłaszcza jeżeli chodzi o mechanizmy Hollywood i toposy, które znamy właśnie z baśni i bajek czytanych w dzieciństwie. :)

Dzięki! Oczywiście, o baśni nie można zapominać (a chyba mamy skłonność do tego, historie z dzieciństwa nam umykają). Stanowią one także ważny składnik całej fantasy, o czym tylko mimochodem napomknąłem. Temat to złożony, ciekawy, nie do ogarnięcia, tym bardziej cieszy mnie każda opinia:) Pozdrawiam!

Tak - temat jest ciekawy. Może skuszę się na post o baśniach. :) Dlaczego uznałam, że w naszym kręgu kulturowym warto pamiętać o tym pojęciu? A dlatego, że "nasza" mitologia słowiańska jest dość słabo znana, ogólnie mitologie kojarzą nam się silnie ze starożytną Grecją, Rzymem, co nieco mitologii nordyckiej jest kojarzone. Natomiast wędrówka, przemiana bohatera, osoba mędrca, trzy zadania do wykonania i inne typowe dla monomitu elementy poznajemy w dzieciństwie słuchając, czytając, teraz również oglądając bajki i baśnie. I to stąd znamy wiele schematów, choć nie zawsze sobie to uświadamiamy. :)

Uwielbiam tego Pana, oglądałam niezliczone serie filmów na youtubie i mialam przyjemnosc przeczytac kilka jego ksiazek a wszystko zaczelo sie od przypadku :)

Dzięki za odzew, naprawdę coraz bardziej podoba mi się ta platforma, bo można porozmawiać o wszystkim:) A skoro wszystko zaczęło się od przypadku, to świetnie - jak u Campbella. A może to właśnie wcale nie przypadki?:) Pozdrawiam!