Jeżeli ktoś wnikliwie śledzi mojego bloga to wie mniej więcej co lubię robić. Ostatnio szczególnie są to różne robótki ręczne. I choć dzisiejsza notka tego nie dotyczy to wspomnę tutaj o jednej bardzo ważnej dla mnie rzeczy.
Zakręciłam się w DIY dopiero po tym jak tutaj się znalazłam.
Zawsze lubiłam robić coś własnoręcznie. Jakieś ozdóbki, mebelki z patyków, całe skomplikowane konstrukcje z patyków i kamieni. Miałam krótką przygodę z robieniem na drutach oraz zdarzyło mi się uszyć jakieś ubranka dla lalek.
Ludzie w moim otoczeniu często nawet komplementowali pracę moich rąk. Z czasem jednak jak zaczęłam dorastać, zaczęłam też wstydzić się tego, że zajmuję się tak "dziecinnymi" rzeczami... nieraz nawet takie głosy, że to już nie wypada zaczęły płynąć z zewnątrz. Więc porzuciłam robótki.
Wciąż miałam do tego ciągoty, więc gdy pojawiłam się tutaj, w nowym miejscu, które daje mi poczucie anonimowości... i gdy w końcu przyszedł ten dzień, że zachciałam coś stworzyć to pokazałam to tutaj.
Z początku trochę stresowało mnie to, że pokazuje moje nieidealne dzieła ludziom, z czasem jedynie mnie to cieszyło.
Każde z moich "dzieł" było tutaj bardzo mile przyjęte. Nie dość, że czułam satysfakcję, bo coś stworzyłam, nie dość, że czułam się doceniona przez ludzi to jeszcze w dodatku moje dzieła zaczęłam tworzyć już totalnie bez wstydu. Cokolwiek nie kombinowałam w ogrodzie, widzieli to rodzice, dziadkowie, sąsiedzi, przechodnie... a ja nawet momentami czułam taką lekką dumę. Nie wiem czy bardziej z tego, że coś potrafię, czy bardziej z tego, że w końcu zajmuję się czymś co sprawia mi frajdę.
Dlatego dzisiaj, tak przy okazji Dziękuję! :)
Do tematu jednak...
Poza DIY uwielbiam również minecrafta. Moja sympatia do tej gry wynika z wielu czynników. Ten najważniejszy a zarazem najprostszy to to, że całe dzieciństwo marzyłam o klockach LEGO. Nigdy ich nie dostałam jednak, bo byłam dziewczynką :( nigdy ich sobie sama nie kupiłam, bo po prostu były dla mnie zbyt drogie. A minecraft, to takie właśnie klocki, z których możesz zbudować co tylko chcesz... i możesz przy tym być dziewczynką, bo gra jest dużo tańsza niż normalne LEGO i nie musisz prosić o nią rodziców :D
Ja z góry gdy urodziłam córki, wiedziałam, że nie będę tak stawiać sprawy. To znaczy na pewno nie chciałabym mówić do nich "dziecko" i pozwolić by to one same wybrały sobie płeć, ale decydowanie o tym czy mają bawić się lalkami, samochodzikami, klockami czy plastikowymi kosmetykami uważałam za bzdurne...
Jak każda matka czekałam na pierwsze ich słowa, kroki, pierwsze ząbki... Czekałam również na pierwsze klocki LEGO! :D
(No ale wiecie... nie do LEGO Duplo, tylko do tych normalnych, bo przecież ja też chce mieć zabawę:P)
Jako, że jestem osobą, która nie lubi gdy zabawki się gubią, niszczą, gdy zjada je pies lub nawet dziecko, to długo i cierpliwie czekałam, by małe troszkę "dorosły" to tego typu zabaw.
Już dawno gdy byłyśmy u dziadków, dziadek wyciągnął z pawlacza worek ze starymi klockami LEGOkuzyna, a małym po obejrzeniu zawartości wora oczy zabłyszczały tak jak mi gdy byłam mniej więcej w ich wieku.
Była to miłość od pierwszego wejrzenia <3
Od tej pory naszym ulubionym zajęciem u dziadków poza oczywiście jedzeniem (:P) było budowanie z klocków LEGO. Małe potrafiły siedzieć kilkadziesiąt minut przy klockach i zajmować się same sobą. Lilka niemalże nie potrzebowała pomocy, Łucja nieraz trochę się wściekała, bo nie ma tak zgrabnych ruchów jak Lilka no i nieraz ciężko było jej zbudować to co chciała lub rozłączyć klocki.
Już wtedy zaczęły prosić o LEGO, jednak ja chciałam zaczekać do momentu gdy zaczną sprzątać je dokładnie i na tyle by ich nie pogubić.
W końcu i ten dzień nadszedł. Niestety trochę to trwało i małe przestały już wspominać o tym, że chciały by mieć swoje osobiste klocki w domu.
Na czwarte urodziny Lilka zażyczyła sobie zestaw figurek Świnki Peppy, a Łucja figurek Psiego Patrolu. Wspominały też o innych zabawkach, jednak wśród ich wymarzonych nie znalazły się klocki...
Chwile po urodzinach dziewczyn nadeszły Święta Bożego Narodzenia i tu wśród długiej listy wymarzonych zabawek również nie znalazły się klocki LEGO.
Zastanawiałam się jak długo mam jeszcze czekać, gdzie popełniłam błąd, czy na prawdę muszę urodzić syna, by móc wreszcie posiadać w domu klocki LEGO?! :D
I wpadłam na genialny plan!
"Dziewczyny, Święty Mikołaj się pyta czy nie chciały byście czasem klocków LEGO?" :D
"TAAAAAK!! Mamo tak, mamo tak, mamo tak! Kochamy go!! Jest nasz ulubiony Święty Mikołaj!! "
A do tego podskoki, tańce, ciągnięcie mnie za bluzkę we wszystkie strony świata i jakieś inne chaotycznie złożone zdania o tym jaki to Święty Mikołaj nie jest świetny i kochany.
Okej. Załatwiłam by dziewczyny chciały to czego ja chcę, zostało tylko znaleźć jakiś zestaw dla takich smrodków, co jeszcze nie umieją korzystać z instrukcji budowania.
Koniec końców wybrałam taki oto zestaw:
Wybrałam go ponieważ klocki schowane były w pojemniku o kształcie klocka, a ja myśląc przyszłościowo uznałam, że jeżeli małe serio się wkręcą w klocki to bardzo fajnie będzie gdy trzymane będą właśnie w takich pojemniczkach. Jest to średni zestaw z tych tak pięknie spakowanych, a na obrazku dostrzec można nieprzeciętnie wymyślnego stworka, który przypomina o tym, że w klockach nie tylko chodzi o budowanie według planu ale przede wszystkim o kreatywność.
Małe w tym roku pod choinkę dostały tak wiele prezentów od najbliższych, że aż było mi głupio, że rodzina tak wykosztowała się by spełnić marzenia dziewczyn.
Prezenty spod dziadkowej choinki zwoziliśmy do domu na raty. Wątpię, że zmieściły by się one wszystkie na raz do naszego bagażnika, poza tym nóg na loterii nie wygrałam by robić kilka kursów z piątego piętra na parking. A! I co najważniejsze w Święta trzeba było nieco ogarnąć te zabawki, które już dziewczyny miały, bo częścią i tak się nie bawiły, część była popsuta, inne po prostu musiały ustąpić miejsca nowym.
Oczywiście w pierwszej turze wśród tych, które małe uznały za najważniejsze do domu pojechały klocki LEGO.
Drugiego dnia Świąt w uporządkowanym już pokoju małych zabraliśmy się za otworzenie naszych klocków.
Pierwsze co mnie zaskoczyło to było to, że znajdują się tam instrukcje do budowy poszczególnych rzeczy. Postanowiłam, że schowam je na zaś, by małe narazie budowały co tylko chcą. Uznałam jednak, że zanim schowam je gdzieś to pokaże je dziewczynom, by wiedziały co można utworzyć z tych klocków.
Łucja raczej średnio zainteresowała się papierkami. Od razu wzięła się za budowę domku.
Lilka natomiast była bardzo zdecydowana, by rozpocząć budowę zgodnie z instrukcją.
Nie powiem, że było łatwo. Skubana ma taki charakter jak ja chyba, bo gdy tylko zaczęłam jej tłumaczyć co i jak, ta zaczęła na mnie warczeć.
Pomogłam jej więc odszukać te konkretne klocki, o które prosiła. Przewracałam strony instrukcji gdy mi na to pozwalała oraz w razie gdy widziałam, że się pogubiła, narażając się na jej warczenie, podpowiadałam.
Chwilę po rozpoczęciu zabawy Lila miała już zbudowanego krokodylka. Łucja widząc to od razu zawołała tatę by ten pomógł jej rozpocząć jej przygodę z instrukcją.
To co na tamten moment zauważyłam to to, że Lilka bardzo pilnuje się instrukcji i w ogóle nie rozprasza. Chce tworzyć sama, w razie problemów prosi o pomoc.
Łucja natomiast w ogóle nie umie korzystać z instrukcji. Potrzebuje by ktoś tłumaczył jej to co jest na obrazkach i pod nos podkładał odpowiednie klocki. Szybko się rozprasza, zamyśla, nudzi...
Bez względu jednak na to jakim sposobem pracuje każda z nich to obie wykonały świetną robotę i już przy pierwszym podejściu OBIE ZBUDOWAŁY WSZYSTKIE MODELE Z INSTRUKCJI!
No dla mnie to jest szok, że czterolatki potrafią takie rzeczy!
Oto wszystkie budowle jakie wykonały moje czterolatki przy pierwszym w życiu zetknięciu z instrukcją:
Muszę się przyznać, że przy układaniu tych figurek do zdjęcia, jakoś niekontrolowanie pacnęłam ręką w lokomotywę, odpadł jej komin i prawdopodobnie wpadł pod jakiś mebel, bo nie mogę go znaleźć. Dlatego na zdjęciu dym leci nie z komina, a z jakiegoś innego klocuszka
Dziewczyny lubią wystawiać swoje budowle na półkach lub bawić się nimi. Aby nie pomylić ich figurek zawsze nieco je modyfikujemy. Przy pojazdach zmieniamy kółka, a w przypadku zwierzaków zmieniamy rodzaj oczek.
Dziewczyny bez problemu zapamiętują szczegóły jakimi różnią się ich dzieła, dzięki czemu unikamy kłótni o identyczne rzeczy, co w przypadku moich bliźniaczek jest na porządku dziennym.
Po kilku pierwszych dniach zabawy klockami, dziewczynom znudziło się to zajęcie. Ostatnio głównie bawią się w modelinowe dentystki lub pizzermanki(?) :D duuużo malują oraz jak mają dobry humor raczą mnie wspólną grą w domino, karty "nie przegap" lub moją ulubioną grą (o której swoją drogą też marzyłam w dzieciństwie) "Zgadnij kto to". Ah... zapomniała bym o niezwykle przejmującej planszówce "Wyścig ptaków" oraz "Operacji potwora" - do której szczerze mówiąc zbierały się od Świąt, a na odwagę zebrały się dopiero parę dni temu.
Uwielbiam w dziewczynach to, że mimo, że mają swój telewizor to dużo bardziej wolą spędzać czas na grach i innych zajęciach. Nieraz gdy jestem chora, lub ciężko mi psychicznie, nie chcę się z nimi bawić lub nie mogę, mówię im "okej, możecie wziąć chrupki i pooglądać sobie bajki" na co słyszę "NIE!". Niby nie chce, nie mogę, nie mam siły, ale tak bardzo cieszy mnie ich odpowiedź, że od razu zbieram się w sobie by fajnie wspólnie spędzić czas.
Wczoraj przy okazji sprzątania znalazłam w końcu pisak permanentny (do nagrobków :D) i pomyślałam, że muszę w końcu pozaznaczać zabawki dziewczyn, bo jak wspomniałam wcześniej, kłótnie o identyczne rzeczy w naszym domu to norma.
Gdy dziewczyny zobaczyły, że wyciągam pudełka od klocków olśniło je, że znowu chcą się nimi pobawić. Poprosiły bym pomogła im porozłączać niezidentyfikowane budowle by miały materiał by znów budować z instrukcji.
Kochani... Sytuacja wczorajsza, w ogóle nie przypominała tej sprzed niecałego miesiąca.
Lilkę usadziłam przy stoliku, a Łucję na dywanie, tak by nie pomieszać ich klocków.
Najpierw porozłączałam klocki Lili, poprosiłam ją by poczekała aż porozłączam klocki Łucji, byśmy razem rozpoczęły budowę...
Zanim rozłączyłam klocki Łucji KROKODYL LILKI BYŁ ZBUDOWANY! Miał jakiś krzywy zgryz :P ale był zbudowany... bez przewracania stron instrukcji!! Lila to jakiś geniusz normalnie!
Łucja natomiast ze swoim krokodylkiem poradziła sobie bezbłędnie, bardzo zgrabnie korzystając z instrukcji. Po tym gdy ułożyłam jej potrzebne klocki do wykonania kwiatków, ułożyła je niemalże sama. Przy na prawdę minimalnej mojej pomocy.
Mini pociągi i żółte autka były dla dziewczyn tak ważne, że nie pozwoliły mi ich rozmontować.
Łucja po stworzeniu swoich trzech figurek znów miała komplet, część odłożyła na komodę, część delikatnie schowała do pudła i skończyła zabawę klockami.
Lilka po złożeniu całego kompletu modeli z instrukcji czuła niedosyt. Zauważyła, że na obrazkach znajdują się też inne figurki, takie jak tygrys, duszek, jakiś quad, farma i coś jak wędzarka(?)... Lili bardzo chciała je złożyć.
Tłumaczyłam jej, że do ich stworzenia nie ma instrukcji i, że ciężko będzie nam z jednego obrazka wykombinować jak to złożyć, zaznaczając, że oczywiście możemy spróbować.
Wspólnie przyglądałyśmy się poszczególnym obrazkom i wyciągałyśmy klocki, które kolorystycznie pasowały do modelu. Gdy dokonałyśmy tej selekcji, ja przyglądałam się jeszcze dogłębniej by móc klocuszki figurki posegregować na mniejsze etapy.
Bardzo przydało mi się do tego wieko pudła od zestawu. W każde wgłębienie wrzuciłam klocki potrzebne na danym etapie. Tutaj pyszczek, tu tułów, tu łapki...
Tygrysek został złożony przez małą konstruktorkę dość szybko i bezbłędnie, później duszek, później farma.
Farma wydawała się najłatwiejsza, a zajęła Lilce najwięcej czasu. To wszystko dlatego, że już długo siedziałyśmy przy tym zajęciu, wszystko wokół zaczęło być dla Lilki interesujące a co najważniejsze - farma posiada wiatraczek. Dmuchanie w wiatraczek to bardzo zajmujące zajęcie dla zmęczonego dziecka ;)
Oto kolekcja Lilki:
Wszystko poza quadem i wędzarką stworzone przez te małe rączki Lilianny.
Quada wczoraj zbudowałam ja, nie podobał jej się, pozwoliła bym ja go zrobiła.
A wędzarkę...yyy... to znaczy TOSTER! :D Toster zaczęłam budować wczoraj, a dokończyłam dziś. Do niego instrukcja była konieczna, ponieważ wewnątrz posiada mechanizm, którego na obrazku nie widać.
Po zbudowaniu wszystkich modeli z zestawu , zostało tyle klocków co powyżej (jestem pewna, że jeszcze trochę klocków z zestawu Lili znajduje się u Łucji w pudle, wczoraj odnalazłam tam wiele Lilkowch zgub).
Cieszę się, że dziewczyny przynajmniej narazie podzielają mój pociąg do klocków. Cieszę się, że mój podstęp z Mikołajem się udał, ale przede wszystkim radość sprawia mi to jak przy każdej kolejnej nowej zabawce i przy każdym kolejnym nowym zajęciu, dziewczyny na nowo, niezmiennie od kilku lat pokazują mi jak bardzo są mądre i spostrzegawcze.
Poza tym, przyznam Wam coś jeszcze. Coś co zdradziłam ostatnio dziadkom, gdy w odwiedzinach u nich oddawałyśmy się z dziewczynami malowaniu farbami sztuki bardzo abstrakcyjnej.
"Cieszę się, że mam dzieci, bo mogę malować potworki i nikt nie powie mi, że zwariowałam i zdziecinniałam"
<3
Super budowle :D Ja mam mega dużo klocków już u siebie i teraz kombinujemy, żeby rodzina kupowała jeden wspólny prezent, a nie każdy z osobna bo, nie ma już gdzie tego chować ;)
Powiem szczerze, że trochę Ci zazdroszczę na myśl, że będziesz mogła się bawić pięknymi zestawami dla dziewczynek :joy: a nie tylko city i city ;)
To prawda, zestawy dla dziewczynek są mega urocze i sama już zacieram rączki na myśl o stajniach i babeczkarniach :D! Ale coś czuję, że na pierwszy rzut pójdzie coś z city właśnie, bo małe są na etapie Strażaka Sama i wciąż słyszę tylko "remiza, remiza, remiza" :D
Pomysł z uzgodnieniem z rodziną prezentów dla dzieci jest świetny. Będę musiała go wykorzystać, bo nienawidzę jak ktoś się stara dla małych, a one te zabawki trzymają gdzieś pod łóżkiem, bo mają już na tyle tych swoich wymarzonych, że resztą nie zdążą się wybawić :/
Thank You!