Jest we mnie pewna część, którą chcę w sobie zamknąć. Ostatnio miałem pewnego rodzaju stan, i byłem na granicy. Nie będę opowiadał o tym, co wtedy myślałem, ale opowiem o tym, co teraz czuję.
Pierwszy raz miałem ten stan w czwartek, 9-ego maja, w Dzień Zwycięstwa, następnie powtórzyło się to 14-ego maja, w dzień bez nazwy. Tak samo teraz, jak i po czwartku, w którym o tym myślałem, odcinam się od tego prawie całkowicie. Nie przyjmuję, że miałem tego typu myśli, że są jakąkolwiek częścią mnie lub tego, co robiłem. Patrzę na to i jedyne co widzę, to obcego człowieka, z którym nie tyle nie mam nic wspólnego, ale po prostu nie istnieje. Może to dobrze? Może nie?
Nieważne. Uważam, że w takich sytuacjach, jak człowiek doprowadził się do takiego stanu, lub przeżył jakąś emocje, trzeba to zrozumieć. Nie dać uciec. Szczerze, nie chcę tego robić z powodu ciekawości czy chęci zrozumienia. Od czegoś takiego nie da się uciec. Taki problem zostanie. A im więcej innych w przyszłości przyjdzie, tym trudniej będzie się z nimi w przyszłości zmierzyć.
W którymś momencie zacznie być ich tak dużo, że samo pomyślenie o zrobieniu czegoś dobrze będzie niepojęcie olbrzymim zadaniem. Ot, jakby stał przed nieskończenie wysokim murem. Na razie zaczynam spokojnie, głównie uspokajam się. Mam trochę do zrobienia tu i tam. Ale powoli zaczynam badać, co się tak naprawdę dzieje. I akceptować. Przyjdzie czas na przemyślenie i przyjęcie tego wszystkiego.
I tyle na dzisiaj, miało być o tym więcej, ale jestem spóźniony XD
Trzymajcie się i miłego!