W życiu nie warto kusić losu i chwalić się bezszkodową jazdą, o czym sam boleśnie się przekonałem.
Po miłej wizycie u cioci wycofałem auto jak zawsze. Tym razem było jednak ciemno, a niefortunnie ustawiłem samochód tak, że element skrzydła od bramy znalazł się w martwym polu. Błędnie założyłem, że jest nim słupek od płotu i to na niego się kierowałem.
Nagle głośny huk. Po 110.000 km jazdy przydarzyła mi się stłuczka. Wyskoczyłem z samochodu, będąc pewien, że szkody są bardzo duże, gdyż przeraźliwy dźwięk faktycznie je zwiastował. Tymczasem patrzę i nie mogę dostrzec niczego… o jednak jest. Głęboka, ale mała rysa na tylnej listwie i zadrapanie poniżej.
Niby nic, niby nie widać, ale ja już będę widział. Mam AC, jednak przez taką głupotę urosłyby tylko składki. Na szczęście tę listwę można wymienić. Z lakierem też coś tam się zrobi i będzie super.
Najważniejsze, że wszyscy cali, a samochód to tylko rzecz :)