Każdy z nas staje w życiu przed ważnymi wyborami. Zazwyczaj koło 30-stki - 40-stki następuje ich weryfikacja i stanięcie twarzą w twarz z konsekwencjami, a także z kolejnymi decyzjami do podjęcia. Często proste sprawy zaczynają rosnąć do rangi problemu światopoglądowego. Co gorsza, takim też są.
Ostatnio i ja znalazłam się w punkcie rozliczenia. Kolejny już raz stoję w miejscu, w którym czuję się na rozdrożu. Albo-albo. Za tymi wyborami stoją też kolejne, dopełniające dzieła. O czym tak w ogóle mówię i skąd przeświadczenie, że we wspomnianym wieku przechodzi się kryzysy?
Jako nastolatki wybieramy szkoły, dalszą naukę i po części karierę. Później to ewoluuje, czasem się zmienia, a czasem krystalizuje. Studia i pierwsza praca. To jak inwestujemy w siebie wychodzi we wspomnianym wieku. Koło tej 30-stki i 40-stki chcemy zacząć zbierać żniwo z włożonej pracy. Jeśli nie ma zwrotu z inwestycji zaczynamy albo rozgrzebywać przyszłość albo przeszłość. Ja rozdrapałam obie.
Zdrowotnie stoję przed pewnymi wyborami i... mam wrażenie, że przepaścią również. Obwiniam m.in. mój tryb pracy, ale i nie tylko. Chcę zmieniać moje życie i wiem czego nie chcę, a co mam teraz. Małe mieszkanie, nadwaga, zmianowy tryb pracy i dość skromna pensja (szczególnie jak na stolicę). Ja po prostu wysiadam!
Wciąż mamię się awansem, który wciąż ucieka, a decyzję o przyznaniu go oddalają się za każdym razem, gdy wydaje mi się, że dochodzimy do momentu, w którym powinny być ogłoszone rekrutacje lub nominacje.
I znów staję w miejscu, nad kolejną przepaścią. Od jakiegoś czasu czuję, że powinnam wreszcie sprecyzować swój styl ubierania się. Często traktuję to zbyt... losowo. W szafie mam ubrania i sportowe i eleganckie i młodzieżowe. No tak, ale jestem już po 30-stce więc wypadałoby może nieco poważniej się ubierać, szczególnie jeśli miałabym być szanowaną panią manager. Kupiłam ostatnio najwyższe szpilki w moim życiu. Okazało się, że jak potrafię całkiem sprawnie chodzić w butach z obcasem 2cm mniejszym od tego, tak te buty mnie przerastają. Są cudne więc chodziłam w nich po domu i już mi to wychodzi znacznie lepiej niż na początku. Miałam wizję, że będę mogła je też wykorzystać w pracy. Sama nie wiem czy w przeciągu roku stanę się bardziej elegancka, czy nie. Jeszcze rok temu kupowałam bluzy i kurtki dość... sportowe. Teraz chcę wyglądać nieco bardziej elegancko i sama nie wiem czy to obraz dojrzewania czy melancholii.
Czy jesienną zadumę da się ubrać? Czy formalny strój to objaw smutki i pogodzenia się z życiem i rezygnacja z marzeń? Nie wiem. Czasem mam wrażenie, że dla mnie tak jest. Za każdym razem, gdy uciekam w płaszcze, eleganckie buty i gładkie koki jestem przygnębiona, poważna i jakaś taka... bez polotu. Wciąż zastanawiam się jaka powinnam być na nowym stanowisku. A może... powinnam zastanowić się jaka jestem i jak stanowisko powinno dopasować się do mnie bym ja nie musiała pasować do niego?
Słońce ty po 30, ja dawno po 40 ❤️🌞❤️ Wiek jest w głowie, reszta to cyferki nie mam do nich głowy, więc po co mi one, zostawiam tym , którzy pastwią się nad nim:). Zmiany w myśleniu , postrzeganiu. Po pierwsze pokochać siebie to najważniejsze, bo Ty dla siebie jesteś największym przyjacielem (od początku do końca będziesz ze sobą) nie staraj się dopasować, słuchaj siebie. Ja zawsze wybieram pozytywne postrzeganie bo ono mnie buduje, więc ja wybieram pozytywne tu i teraz, działanie i zawsze ze słońcem i uśmiechem,polecam i zapraszam do mnie na bloga,zobacz , że wszystko jest możliwe, ale zaczyna się w Tobie, zacznij szukać pozytywów one zawsze są, ich się trzymaj bo Cię budują i kochaj siebie , pozdrawiam🌞❤️
Ostatnio lekarz jak mnie spytał o wiek to się zacięłam, bo uświadomienie sobie ile mam lat mi troszkę zajęło :)
Jasne, pozytywne nastawienie to klucz do sukcesu, ale nie o to tylko chodzi, prawda? Prócz pozytywnego nastawienia trzeba w to wszystko włożyć nieco kalkulacji. Jak mam podstawę dość stabilną to mogę wierzyć w przenoszenie gór uśmiechem. Gorzej jeśli uśmiechu zaczyna brakować.
Kalkulacji? Nie znam , nie używam tego w życiu, nie kalkuluje ufam sobie, robię zawsze tak jak czuje, i nie kalkuluje. Jeśli uśmiech może być kalkulacją, to raczej przemienia się w fałszywym chichot. Jeśli brakuje Ci uśmiechu to może za bardzo trzymasz się tych "stabilnych podstaw":) , które zabierają Ci radość ulotnych chwil. Ja uśmiecham się codziennie do mojej kawy i cieszę się , że mogę ją wypić, uśmiech do Siebie jest bardzo ważny, jeśli go brak możliwe, że to znak, że jest jakaś wewnętrzna nie zgoda:), trzeba z sobą pogadać, jak z przyjacielem, grunt to przyjaźń ze sobą :)to taka więź do końca, którą mało kto rozwija, szukając przyjaźni u innych zapominamy o sobie, a to ze sobą jesteśmy do końca naszych dni, więc warto siebie wspierać , pozdrawiam:)
Wiesz, jedno to dobra mina do złej gry, a druga rzecz to może być maska, ale nie nazwałabym tego jakimś fałszywym chichotem. Chichot kojarzy mi się z zawiścią. Myślę raczej o tym, że jak czujesz się stabilnie, bezpiecznie, łatwiej zadbać Ci o uśmiech, bo jest bardziej naturalny.
Uśmiech jest z serca bezcenny , nie materialny :) nie ma nic wspólnego z stabilnością materialną, a ze stanem ducha. Nie szukam powodu do uśmiechu bo on jest, bo ja jestem istnieje i to mi wystarcza:) Wszystko się zmienia "stabilność" to pojęcie względne, ja wybieram uśmiech tu i teraz, bez pewniaków:)))
Dzień dobry, przyłączam się do kryzysowego klubiku :)
U mnie ten miesiąc da wiele odpowiedzi zawodowych, a Brexit - życiowych.
W kwestii zdrowia październik i listopad to moje miesiące na podreperowanie przed świętami. Zamierzam podjąć najpierw Sober October, następnie Movember, a w obu miesiącach chcę wyeliminować słodycze, które standardowo we wrześniu wymykają się spod kontroli.
Samo odcięcie słodyczy powinno dać kilka kilo oszczędności przy jeździe na rowerze do pracy :)
Kibicuję Ci :) w Twojej transformacji :)
Dzięki :)
Ja nie tylko odciąć słodycze powinnam co wprowadzić normalną, regularną dietę. 5 lat temu mi się udało... a teraz znów powinnam wziąć życie za rogi i dać sobie... na wstrzymanie z tymi wszystkimi paskudnymi rzeczami, które powodują, że czuję się źle.
W tego typu chandrach i rozkminach najgorsze jest to, że gorąca czekonala z przyjemności przeradza się w wyrzut sumienia.
Nie byłam pewna jak bardzo to wszystko co tam sobie "pl-blog" piszę także podpada pod pl-artykuly
Ale skoro Ty radzisz to ogarnę :)