Niedawno zakończyłam mój urlop. Był to dla mnie czas niesamowitych wrażeń i skrajnych emocji.
Tym razem opowiem Wam jedynie o... Mojej małej Wielkiej Wyprawie, czyli jak zostawiłam rodzinę w naszym pokoju i poszłam na samotną wędrówkę. Skąd w ogóle ten pomysł? Kocham góry i mimo, że mam ciut więcej kilogramów niż powinnam (ale będę z tym walczyć!) to zdobywanie szczytów i pokonywanie słabości jest dla mnie ważne. Chodzenie z 3 i pół rocznym chłopakiem i "górskim Januszem" jak nazywam mojego Męża (chodzi w spodniach w kancik, butach garniturowych od Lasockiego i koszuli z kołnierzykiem po górach i nie ma ochoty tego zmieniać) to nie są warunki sprzyjające do skupienia się na niepowtarzalnych widokach, zdjęciach i własnych rozmyślaniach. Nie powiem! Z dzieckiem też chodziło się fantastycznie i aż serce rosło jak się wyrywał chłopak na szlak by mówić wszystkim "dzień dobry", ale nie wszystkie ścieżki są dla niego dobre... i dla nas.
Moja wyprawa była podyktowana... może i egoizmem, ale i chęcią zrobienia niesamowitych zdjęć niezwykłego miejsca. Od jakiegoś czasem Mrocznym Przedmiotem Mojego Pożądania jeśli chodzi o samotną wyprawę były... ŚNIEŻNE KOTŁY. Tak! Kocham Karkonosze, a w tym roku udało się nam zarezerwować miejsce w Karpaczu.
Pierwotną trasę modyfikowałam i dostosowywałam do moich możliwości. Z dnia na dzień obniżałam moje kryteria. Niestety, masa i brak większej kondycji marzenia nieco weryfikują, ale nie ma szczytów, których nie da się osiągnąć. Trasę wymarzoną jeszcze kiedyś pokonam, a tym czasem stanęło na wersji nieco... dla leserów (jak myślałam).
Z Karpacza podjechałam busem do Szklarskiej Poręby. Tam przewracałam oczyma już na podejście pod wyciąg, ale wciąż miałam dobre nastawienie i werwę! Podjechałam wyciągiem jak wysoko się dało i z kopyta ruszyłam na Szrenicę. Nic wielkiego, ale i tak już miałam na twarzy uśmiech, bo pierwsze próby wykonania fajnych panoram mi się udały. Byłam dumna z siebie więc dość sprawnie ruszyłam dalej. Trzy Świnki obfotografowałam jak tylko mogłam. Potem tylko Twarożnik i zadowolenie z każdego sielskiego widoczeku w drodze na Łabski Szczyt. Tam już witałam się z gąską. Wyraźnie widziałam przedmiot mojego pożądania, czyli wieżę przekaźnikową na Śnieżnych Kotłach.
Zapytanie czemu w ogóle tak zapragnęłam dojść w to miejsce?
Może pamiętacie film Odlot? Dziadzio z tego filmu chciał mieć dom na skraju urwiska, które mnie niemal do złudzenia przypomina właśnie Śnieżne Kotły! Musiałam tam pójść!
I nie! To miejsce mnie nie rozczarowało. Było idealne i aż wstyd mi, że nie potrafię robiąc zdjęcia czy obrabiając je (wszystkie w tym artykule są sote, bez żadnych filtrów i obróbek) wyłonić to niepowtarzalne piękno tego miejsca. Po prostu trzeba tam pójść, a trasa ze Szrenicy i ew. z powrotem jest bardzo łatwa i godna polecenia. Gdy napełniłam już kartę pamięci, nasyciłam oczy i uradowałam serce ruszyłam dalej. Oj, to już nie było sielskie i anielskie. Droga zaczęła robić się niebezpieczna i często na skraju przepaści. Dopiero za Śnieżnymi Kotłami podziękowałam Bogu, że nie zabrałam mojego energicznego dziecka. Mijałam Czeskie i Śląskie skałki i znów zaczęłam przeklinać moją głupią głowę, że zabrałam za mało picia.
W oddali zaczęło majaczyć mi się Odrodzenie i ciężka droga w dół jak i w górę, którą muszę jeszcze pokonać by osiągnąć schronisko, które się stało dla mnie pewną legendą i było moim drugim acz ukrytym celem wyprawy. Bez zawitania do tego schroniska nie chciałam wracać. Podróż nie byłaby kompletna.
Zagryzłam zęby i przeklinając mój upór ruszyłam na spotkanie z przeznaczeniem. Od tej pory Odrodzenie stało się moim ulubionym schroniskiem. Nie dlatego, że mieli tanią wodę. Nie dlatego, że jakby się uprzeć można bardzo blisko podjechać autem... No! Tania woda (za półtora litra 6zł, a nie jak w innych za pół litra 10) to oczywiście olbrzymi plus prawie tak samo wielki jak ten, że to jako jedyne z kilku schronisk, które przyszło nam odwiedzić w te wakacje, można było płacić kartą! Taką ciekawostkę podam, że na Śnieżce po polskiej stronie nie da się za nic zapłacić kartą, a kilka metrów dalej w Poczcie Czeskiej spokojnie zapłacisz (limit od 100 koron). Prócz widoków i naładowania wewnętrznej baterii Odrodzenie przywitało mnie i chwyciło za serce i wygłodniały żołądek przecudownymi naleśnikami z jagodami. Wiecie, jeśli będziecie na szlaku wtedy co ja to oszczędnie z nimi aby jagód i dla mnie nieco zostało! Poza tym jedzcie do woli, bo są przepysznie i bardzo krótko się na nie czeka nawet jeśli jakaś grupka kolonistów razem z wami wejdzie w te gościnne progi.
Fantastyczną rzeczą jest też bardzo ładna toaleta oraz... w głównym holu ŚCIANKA WSPINACZKOWA. Kupili mnie totalnie i chętnie jeszcze tam powrócę.
Niestety, błoga chwila przerwy skończyła się i aż do rozejścia się szlaków nie byłam pewna czy chcę iść Głównym Szlakiem Sudeckim, czy jednak pójść pozornie łatwiejszą drogą wzdłuż zbocza, bez większych różnic w wysokości. Ostatecznie wybrałam tym drugim szklakiem i znów podziękowałam Bogu, że mojego ruchliwego dziecka nie ma ze mną. Błotko, kamorki i wąskie przejścia tuż nad przepaścią to uroki samotnej wędrówki szlakiem prowadzącym prosto na Pielgrzymy. Rzadko można było spotkać tam kogoś więc dopiero w tym momencie poczułam w jak bardzo samotną wędrówkę się udałam.
To było fenomenalne i trudne doświadczenie. Zawiodło moje ciało i teraz wiem doskonale, że przed kolejną wędrówką muszę schudnąć. To może zabrzmi zabawnie, że planuję chudnąć dla gór. Nie dla siebie czy męża, ale właśnie dla gór. Może to głupie, ale na pewno góry bardziej dotkliwie zweryfikują moje starania.
Wróciłam szczęśliwie do naszego pokoiku na szczycie Karpacza i ostrożnie położyłam się na brzuchu. Całe ramiona miałam spalone i jeszcze kilka dni dawały mi się we znaki.
Czemu napisałam tego posta z myślą o Temacie Tygodnia: Utopia?
Uważam, że zmierzenie się samego z sobą w wielkie wędrówce i konfrontacja marzeń i rzeczywistości to jest pewnego rodzaju poszukiwanie tej swojej idealnej Utopii. Podczas tej wędrówki znalazłam dwa miejsca, które pokochałam: Śnieżne Kotły i Odrodzenie. Tymi miejscami postanowiłam się podzielić z moja rodziną i... z Wami. Myślę, że dążenie do osiągania swoich szczytów i napawanie się urokiem miejsc nie dostępnych dla innych to właśnie ta Utopia pielęgnowana w naszych sercach i duszach.
Popraw ostatni tag:)
Ratujesz mi życie :)
Dzięki :)
Nawet nam- mamom też się należy "chwila odpoczynku". Nawet jeżeli ta chwila miałaby trwać cały dzień a jej skutki odczuwać miało by się przez tydzień:D
Też wolę wypoczynek aktywny i też mam problemiki z kondycja i ciałem by móc osiągnąć to czego chce. Ale czym były by nasze wymarzone osiągnięcia gdyby bez wysiłku przychodziły do nas same?
Gratuluje wszystkich podjetych decyzji po drodze, bo z tekstu dało się wyczytać, że momentami walczyłaś sama ze sobą :)
Oj tak! Chciało się iść trudniejszą trasą, ale rozum i liczenie własnych sił podpowiadało łatwiejszą drogę. Tak samo, jak pierwotny plan, który obejmował wchodzenie na Szrenicę, a nie wjazd wyciągiem.
Było warto :)
Dobrze się czytało. Czuć, że po drugiej stronie jest człowiek. Najprawdziwszy. Dzięki