Od wielu lat piszę różnego rodzaju teksty. Do tej pory wszystko szło do szuflady, czytało je zaledwie kilka osób. Wszystkie (choć były mi to bliskie osoby) zachęcały mnie bym kontynuował pisanie (co bardzo lubię). Chcę jednak, aby więcej osób mogło się wypowiedzieć na temat moich tekstów. Wiem, że czeka mnie jeszcze dużo pracy. Poniżej jedno z moich opowiadań. Będę bardzo wdzięczny za opinie w komentarzach! Pierwsze opowiadanie z tego cyklu, które koniecznie trzeba czytać jako pierwsze jest tutaj:
Przysługa cz. 1
Przysługa cz. 2
W jej oczach dostrzegł teraz strach. Nie tylko ona się o niego bała, on widząc jej zatroskaną twarz tez miał dziwne odczucia. Może to dlatego, że to zadanie spadło na niego tak nagle? Wyszli, a ostatnią rzeczą, na którą patrzył przed zamknięciem drzwi była właśnie Sona. Vindis miał przy sobie krótki miecz, i właśnie szukał na swym wozie łuku i długiego miecza.
- Do czego Ci długi miecz i łuk? Na wilki lepszy będzie ten krótki.
- poradził mu Prod. - Zdecydowanie wolę ten długi.
- Będzie ci tylko zawadzał. Jest zbyt duży by nim wygodnie walczyć przeciwko małym wilkom.
- Jestem do niego przyzwyczajony. Zresztą wezmę oba. Zobaczymy co mi się bardziej przyda.
Prod jeszcze przez chwilę miał lekko otwarte usta, tak jakby chciał coś jeszcze dodać, ale ostatecznie zamilkł i nie powiedział już niczego więcej.
- To którędy do ich jaskini?
Leśniczy zaprowadził Vindisa na tył swej chaty. Nie było tu nic poza pieńkiem do rąbania drewna i starta pociętych gałęzi. Obok stał wychodek, a tuż za nim zaczynał się już las.
- Tędy.- Powiedział Prod, wskazując palcem lekko widoczną ścieżkę w lesie.- Idąc tą drogą natkniesz się na wielki kamień, a zaraz przy nim na wejście do kamiennej groty, w której w ciągu dnia znajdują się wilki.
- Dobrze. Przypilnuj naszych żon i mego syna, a ja przyniosę Ci łeb przywódcy ich watahy. Prod nie odpowiedział ani słowem. Był wyraźnie zdenerwowany cała tą sytuacją. Odwrócił się i poszedł w kierunku frontu swego domu. Vindis także nic już nie powiedział i poszedł powoli ścieżką, którą przed chwilą mu wskazano. Zarośla były tutaj trochę mniej gęste. Promienie słoneczne nie przebijały się przez wielkie korony drzew, więc roślinność była tu mniejsza i nie utrudniała zbytnio drogi. Zdawał sobie sprawę, że to dość niebezpieczna wędrówka, więc postanowił wyciągnąć swój łuk i strzałę, by móc zaatakować w każdej chwili. Szedł już kilka dobrych minut, kiedy zauważył ostrze wystające, z pobliskich malin. Schylił się by je chwycić i zobaczyć, co to jest. Okazało się, że to czyjś miecz, porzucony obok ścieżki.
-Pewnie należał do Proda, który próbował już walczyć z tymi wilkami.- Pomyśłał.- muszę być już blisko.
Miał racje. Po przejściu kilkudziesięciu metrów, ujrzał w oddali skałę. Zaczął skradać się bardzo powoli. Wiatr wiał z naprzeciwka, co go ucieszyło, gdyż to uniemożliwiało wilkom wyczucie go z daleka. Doszedł do wielkiej skały i dostrzegł wejście do jaskini. Wszystko przypominało niewielką polanę, otoczoną dużymi i wiekowymi już drzewami, u podnóża których rosły różnorakie krzewy. Starał się nie nadepnąć żadnej gałązki, choć nie był pewien, czy wilki są na tyle inteligentne, by pod wpływem dźwięku łamanego drewienka stać się bardziej czujne. Zrobił kilka kroków, by się upewnić, że zwierzęta są w środku groty, a nie gdzieś obok.
Nagle rozległ się trzask łamanej gałązki. Vindis zamarł w bezruchu. Wiedział, że drewno nie pękło po jego stopą. Coś nakazało mi zrobić krok w tył i się schylić. Kolejny dźwięk, tym razem zupełnie inny; świst strzały przelatującej mu tuż obok prawej ręki. Nie trafiła. Błyskawicznie wskoczył w krzaki, tak, by ten, który do niego strzał nie mógł go już widzieć. Usłyszał kolejne łamanie gałęzi, tuż przed nim, coś wielkiego i ciężkiego zmierzało w jego stronę. Wystrzelił strzałę na oślep w kierunku nadbiegającej istoty, usłyszał wyraźne jęknięcie i dźwięk głucho wbijającej się strzały. Natychmiast wyciągnął swój krótki miecz, i w tym samym momencie, dwa metry przed nim pojawił się wielki, umięśniony ork, dzierżący potężne ostrze. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu a masą był o połowę większy od przeciętnego człowieka, z lewego uda wystawała mu wbita strzała. Potwór bez namysłu wziął wielki zamach na Vindisa. Taki cios potrafiłby powalić krowę, lecz mężczyzna był szybszy i zdążył zrobić unik. Ostrze miecza świsnęło obok głowy, Vindis natomiast wyprowadził kontratak wbijając mu swój krótszy miecz dokładnie w środek brzucha. Ork nie był w stanie drugi raz unieść broni, z jego ciała wystawał kawał stali. Runął na ziemie, w taki sposób, że uniemożliwił Vindisowi wyciągniecie swej broni. Ten natychmiast sięgnął po swój ulubiony miecz, który miał na plecach, by być gotowym do dalszej obrony. Chwilę po tym, kiedy padł pierwszy ork, drugi wybiegł z innej strony. Tym razem Vindis nie czekał już na to, by dać mu szansę na trafienie, sam wziął zamach i wycelował ostrzem w nogi orka. Trafił jego lewą nogę, która natychmiast się złamała, bowiem, nie było to uderzenia na tyle silne, aby odrąbać nogę w całości. Bestia runęła na ziemie, lecz nadal żyła. Szybkim ruchem z góry mężczyzna wbił ostrze w gardło stwora. Prysnęła ciemnobrązowa krew, która jeszcze przez chwilę pulsując wydobywała się z konającego orka. Wyciągnął miecz i szybko wskoczył z powrotem na polanę, ryzykując ostrzał z łuku. Nic jednak nie nastąpiło. Ujrzał natomiast kolejnego orka. Ten był inny, niż tamci dwaj. Miał znacznie lepszą zbroję, do tego szeroką tarczę i miecz jednoręczny, który dla zwykłego człowieka, mógł być używany, jako co najmniej półtoraręczny. Na jego placach znajdowała się kusza, której ku uciesze Vindisa nie użył .
- Głupcy. Dali się pokonać jakiemuś człowiekowi. Trudno, kilka gęb mniej do wykarmienia. Wielu z nas jest jednak jeszcze zbyt zuchwałych. Twierdzili, że nie jesteś w stanie unieść patyka, kiedy to zabijasz ich szybciej niż zdążyli tego pożałować. Nie mogli się Ciebie doczekać.
-Co? A niby gdzie widzieli mnie wcześniej?
Vindis nie doczekał się odpowiedzi, gdyż wielki ork ruszył ku niemu z wyciągniętym mieczem. Musiał walczyć teraz ze znacznie trudniejszym przeciwnikiem. Pierwszy cios zdołał wyłapać na swój miecz, siła była tak duża, że poczuł ból w barku. Nie mógł nad tym dłużej myśleć, gdyż w jego stronę zmierzała już tarcza. Tę też udało mu się odparować mieczem. Widział, że im dłużej trwać będzie walka, tym bardziej będzie zmęczony i ork w końcu może go trafić.
Kolejny cios wyprowadzony przez orka, tym razem Vindis zdążył odskoczyć i od razu mógł blokować jego tarczę. Bestia nie dawała się zaskoczyć, w przeciwieństwie do jej pomocników kilka chwil wcześniej. Każdy wyprowadzony cios w kierunku nóg orka zostawał zgrabnie blokowany, czy to tarczą, czy też mieczem. Nadszedł czas, że i szkarada zaczęła się męczyć, stąd też stawała się mniej uważna. Vindis zaczął próbować ciosów prostych, które trudniej się blokuje bez tarczy. Przy każdy takim ciosie trzeba było odskakiwać do tyłu, jednak, przy którejś próbie z rzędu Vindis postanowił odskoczyć w bok i uderzyć mieczem w wystawioną rękę orka. Tym razem udało się odciąć kończynę do końca. Potwór zatoczył się delikatnie, co wykorzystał Vindis i mocnym ciosem uderzył w drugą rękę. Ta nie została odcięta, ale kości zostały zmiażdżone i stwór wypuścił tarczę z rąk. Teraz był bezbronny, lecz nikomu nie zrobiło się żal potwora. Vindis chciał go zabić, ale musiał dowiedzieć się czegoś jeszcze. Kopnięciem przewrócił orka i stojąc nad nim zapytał:
- Dlaczego mnie atakowaliście i skąd wiedzieliście, że tu będę?
- Naiwni ludzie. Dlaczego miałbym ci to mówić? I tak jestem już martwy.
- Jeśli mi powiesz, może oszczędzę Ci bólu.
- Jesteście tacy ślepi. Nie mówię ci tego, byś ty to wiedział, tylko po to, by patrzeć na to jak przyjmujesz to, co jest twoja beznadziejnością.
Z obu rąk wylewały się olbrzymie ilości krwi. Vindis dziwił się, że ork nie stracił jeszcze przytomności. Stwór milczał przez chwilą, ewidentnie tracił siły. Po chwili mówił dalej:
- Nie zobaczę już twego upadku, ale on nastąpi szybciej niż myślisz. Przy moim prawym boku jest… - odetchnął ciężko, a jego oczy zaczęły błądzić – jest kieszeń, zobacz co jest środku a może się domyślisz.
W tym momencie ork stracił przytomność. Vindis zaczął szybko szukać kieszeni. Znalazł ją po chwili, lecz niczego w niej nie znalazł, prócz jakiejś pogniecionej kartki, bardzo mocno ubrudzonej. Szybko spojrzał na kartkę, lecz niczego na niej nie było, poza spisem rzeczy z jakiegoś magazynu.
-Jaja, ryby…. Co to za bzdury?!- Pomyślał Vindis i schował kartkę do własnej kieszeni.- Sona! – krzyknął!
Wiedział, że ork, nie jest już w stanie mu nic powiedzieć, dlatego dobił go, kiedy ten był nieprzytomny. Zabrał swój długi miecz i pobiegł w kierunku chaty, gdzie rozstał się z leśniczym.
- Oby tylko nic im się nie stało. – Mysłał gorączkowo.
Po kilku minutach biegu, wiedział, że jest już blisko. Coś podpowiedziało mu, by być bardziej uważnym. Wyciągnął swój łuk i strzałę. Zaczął się skradać powoli, do chatki, którą miał już w zasięgu wzroku. Postanowił trochę ją obejść od boku, gdyż ścieżka kończyła się, przy tylnej ściance domu leśnika. Krok, za krokiem, był coraz bliżej. Aż w końcu ukrywając się w krzakach na zakręcie drogi, mógł bezpiecznie obserwować chatkę z niewielkiej odległości.
- Wydaje się w porządku.- Pomyślał z ulgą na sercu.
Nagłe drzwi od chatki otworzyły się z dość dużą siłą, a jego oczom okazał się przeraźliwy obraz. Jeszcze jeden ork, wychodził właśnie z domku, w którym była jego żona i syn. Vindis poczuł jak do jego żołądka wlewa się wiadro lodu, kiedy dostrzegł, że rzeczą jaką niesie bestia jest jego żona, cała zakrwawiona, a jej nogi i ręce zwisają bezwładnie ku ziemi. W jego głowie doszło to wielkiej bitwy nieopisanej złości z niepowetowanym żalem. Bez namysłu wycelował strzałę prosto w szyję orka. Wystrzeliła i ugodziła go tuż przy szczęce. Wielkie cielsko upadło z hukiem na ziemie, a z jego wielkiej ręki wysunęło się martwe ciało Sony. Vindis ruszył w kierunku martwego stwora z mieczem w gotowości, kiedy to z chaty wyskoczył kolejny ork. Tego uderzył z takim impetem, że miecz przeszył brzuch stwora wydobywając wnętrzności. Chwilę po tym z domu wybiegł Pold wymachując mieczem jak oszalały, starał się dźgnąć Vindisa; ten widząc atakującego, szybkim machnięciem pozbawił go głowy. Wściekły mężczyzna wpadł do domku, gdzie była tylko Mal, próbująca ranić go tasakiem od mięsa, Vindis opanował złość na moment i zamiast zabić kobietę odebrał jej tasak i silnym ciosem odebrał jej świadomość. Zaczął biec w kierunku łóżka nad którym znajdował się jego syn. Nie obchodził go już czy kolejny ork znajduje się tuz obok czy też nie. Dobiegł do Dreka i ujrzał malutkie, zakrwawione, martwe ciało. Tego było dla niego za wiele. Padł na kolana przy ciele swojego dziecka i zaczął płakać jak niemowlę, tuląc zwłoki do siebie. Po kilku chwilach, był już na tyle opanowany, by wrócić do nieprzytomnej Mal. Zaczął nią szarpać, jak starym ubraniem, a kiedy nie udawało mu się jej docucić, włożył jej głowę do wiadra z wodą. To poskutkowało.
- Dlaczego?!- Krzyknął.
- Musieliśmy.- Odpowiedziała krztusząc się.
- Co musieliście?
- Musieliśmy was wystawić orkom, byśmy sami mogli żyć.
-Co?! Specjalnie kazaliście mi iść do jaskini, pod pretekstem wilków, bym tam wpadł w zasadzkę orków i tam zginął?
- Gdybyśmy tego nie zrobili, zjedli by nas.
- Zjedli? -Tak, robią to, by zdobywać pożywienie.
-A WY im w tym pomagacie?!
- Nie mamy wyboru.
- Zawsze jest wybór!
- Dlaczego nie zabiliście nas od razu, tylko kazaliście mi iść walczyć z wilkami?
- Bo byłeś zbyt silny, i nie dalibyśmy ci rady.
Vindis miał wielką ochotę rozpruć kobietę mieczem, lecz powstrzymał się jeszcze.
- Widzisz co zrobiliście? Zabiliście niewinną kobietę i bezbronne dziecko tylko dlatego, że się baliście przeciwstawić orkom?
Mal nie odpowiedziała, więc Vindis mówił dalej:
- A co z twoim dzieckiem? Też zabili go orkowie, czy to była tylko przykrywka?
- Ty durniu. Wymyśliłam cała tę historię z wilkami, po to byś ty i twa niemądra żona uwierzyli. Nie macie szans przeciwko orkom. Jest ich zbyt dużo i są zbyt silni. Nas też jest wielu. Więc moja i Proda śmierć nic ci nie da.
-Nas? Co masz przez to na myśli?
-Nas, czyli ludzi, którzy pomagają orkom. Dzięki temu, oni nam nie zagrażają, a my możemy prowadzić normalne życie.
Vindis nie był w stanie dłużej słuchać tych słów, więc odwrócił się i podszedł do okna. Usłyszał, jak kobieta, sięga jakieś narzędzie, więc wyciągnął równie szybko swój miecz, a kiedy się odwrócił ona stała już z nożem, bo wbić mu go w plecy. Była wolniejsza, więc zanim zdążyła zadać cios, Vindis zadał swój przecinając Mal na pół.
Usiadł na moment, bowiem zbyt wiele wydarzyło się w tak krótkim czasie. Przypomniało mu się o kartce, którą ma od zabitego wcześniej orka. Spojrzał na nią raz jeszcze, i znów poczuł nieprzyjemny chłód w żołądku.
Jaja
Ryby
Dzik
Sarna
…
Zajace
Kobieta
Mężczyzna
Dziecko
- To lista pożywienia, jakie zdobyli orkowie.- zrozumiał Vindis.- Zające! Tamci dwaj, którzy widzieli mnie wcześniej, musieli być tam, gdzie znalazłem zające. Szukali ich w norze, co tłumaczy, dlaczego, ten mały, którego znalazłem był tak wykończony. Uciekał przed ręką orka! Nie było śladów wilków, ani lisów, gdyż to orkowie tam byli. To ich wzięliśmy za dziki. Nie zostawiają podobnych śladów, gdyż noszą buty. Podobnie ta ścieżka do groty- nie była wydeptana przez wilki czy Proda, ale właśnie przez orków, którzy tam mieli na mnie zapolować. Musieli się dowiedzieć, gdzie na mnie zaczekać, od Proda, gdy ten wychodził do wychodka! Mal i Prod mieli wszystko ukartowane! Wiedzieli, że przyjdę do ich chaty i ugadali się z tymi potworami! Ten miecz, który znalazłem po drodze do jaskini z pewnością należał do innego człowieka, którego w podobny sposób oszukali. Prod domyślał się, że umiem walczyć, dlatego tak nalegał, bym nie brał ani drugiego miecza, ani łuku.
Vindis jeszcze przez kilka chwil siedział i myślał nad całą tą sprawą. Wiedział, że musi pochować swego syna i żonę. Nie chciał robić tego tutaj, więc włożył ich ciała na wóz, który pozostał nietknięty. Postanowił pochować ich koło domu. Czuł taka złość i rozpacz w jednym, że nie lękał się podróży. Popatrzy na ciała Mal i Proda, ich nie było mu żal w ogóle, więc postanowił nie grzebać ich, tylko zostawić w domku, dla przestrogi orkom. Stanął nad ich ciałami i powiedział:
- W imię waszego wygodniejszego życia zabraliście życie mojej żonie i dziecku, a mnie wszystko, to co kochałem na tym świecie.- łza kapnęła mu z brody. Nigdy wam tego nie wybaczę.
Nachylił się i na ciało Proda położył karteczkę, którą wypisał chwilę wcześniej:
„Jeśli nie wiesz, czym jest zło, to nie czyn piekła innym”
Minęło kilkanaście godzin, a Vindis stał już nieopodal swego domu, nad grobem Sony i Dreka. Wylewał kolejne łzy. Na kolanach, wpatrywał się w mogiłę swych najbliższych. Po kilku chwilach otarł ostatnia łzę a na grób położył karteczkę, który przygniótł kamieniem. A napis na niej głosił:
„ Nie wiem, co jest gorsze, zło jakie Was spotkało i zabiło, czy nienawistna chęć zemsty jaka właśnie zaprzysięgłem„
Będę wdzięczny za wszystkie opinie!
No i zrobiło się makabrycznie i tragicznie...
Bardzo dobrze mi się to czytało!
Nie rozumiem :)
Kurcze, u mnie wygląda normalnie...