Jakiś czas zastanawiałam się w jaki sposób przedstawić mój sposób patrzenia na przestrzeń miejską. Dla architektów pewne rzeczy są oczywiste, albo przynajmniej powinny być, ale wydaje mi się, że powinnam zacząć od odrobiny terorii. Nie chciałabym zanudzić nikogo, więc postaram się po krótce.
Problematyka rozwoju współczesnych miast jest jednym z podstawowych zagadnień pracy urbanistów. Jednym z najbardziej niepokojących zjawisk, występujących szczególnie w Polsce, jest dezintegracja przestrzenna.
Rozprzestrzenianie się miast, nazywane suburbanizacją, jest zjawiskiem występującym od zarania dziejów. W większości przypadków, na kontynencie europejskim forma i tempo tych zmian pozostaje poza kontrolą władz lokalnych. Rozrost Miast (ang. Urban Sprawling) prowadzi do ich rozpadu.
W procesie planowania przestrzennego urbaniści zmagają się z powiązanymi ze sobą problemami z różnych dziedzin. Jest to między innymi ekonomia, problemy własności gruntów, oczekiwania ludności lokalnej i inwestorów, jak i przeciwdziałanie skutkom niekontrolowanego rozprzestrzeniania się miast. Wskutek przypadkowego przeznaczania terenów pod nowe inwestycje, w celu pobudzania gospodarki, następuje brak stymulacji rozwoju w planowanym kierunku. Wykorzystywane są grunty z obrzeży, zamiast nadania nowej funkcji obszarom zdegradowanym, wewnątrz struktury miasta. Zatem istotne jest, aby przywrócić życie tym terenom, których funkcja wygasła i straciły przez to na znaczeniu. Należy zastosować ekspansję wewnętrzną. Należy połączyć te działania na drodze koniecznego kompromisu, po to by zapewnić miastu rozwój z uwzględnieniem wartości społecznych. Działania te nie mogą być przypadkowe. Konieczne w takich sytuacjach jest tworzenie strategii budowy i rozwoju miast.
Sama jestem zwierzęciem typowo miejskim. Urbanexploration jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy jaka mnie ostatnio zajmuje. Szczególnie teraz, kiedy od kilku miesiecy mieszkam w nowym miejscu (o tym w następnych postach). Żeby taka przestrzeń żyła, musi przyciągać ludzi. Niestety, a widać to po Polskich miastach, wszystko obumiera, stając się tylko miejscami pracy aktywnymi w pewnych godzinach. Przyczyn jest wiele, jedną z bardziej zauważalnych jest wprowadzenie dużych centrów handlowych do śródmieść, zabierając tym samym klientów małych sklepów (tym samym przechodniów). W największych miastach, gdzie populacja jest znaczna bądź gdzie turystyka jest podstawą funkcjonowania, może nie będzie to tak zauważalne. Natomiast, gdy przyjżymy się miastom powiatowym, sprawa zaczyna mieć ogromnego znaczenia. Kiedy odwiedzam rodzinne miasto i widzę, że kiedyś tętniące życiem okolice są puste, to smutek mnie zalewa. Stare Miasto- najbardziej wartościowe dla kultury i architektury miejsce przestaje być częścią całości, a miało być jej sercem.
Nowy Jork funkcjonuje zupełnie inaczej, tu nie ma wielkich shopping mall w centrum miasta. Oczywiście liczba ludności robi swoje, ale handel i usługi, które są głównymi motorami przyciągania społeczności, dostępne są z poziomu ulicy.
Marzę o tym, żeby włodarze zwrócili wyraźniejszą uwagę na swoje miejscowości, bo za sto lat mogą przestać istnieć. Urbaniści od lat opracowują strategię rozwoju miast. Jest kilka interesujących terorii. W następnym poście przedstawie Wam jedną z moich ulubionych.
Jestem ciekawa jak Wy postrzegacie otaczającą Was okolice. Co chcielibyście zmienić, a co Wam się podoba?
bardzo ciekawe zagadnienie.
fajnie spojrzeć na ten temat oczami specjalisty i analityka.
sama często sie zastanawiałam z czego wynika to, jak czujemy sie w danym miejscu..
gdzie kierujemy swoje kroki (nie tylko w nowym miescie, ale i w dobrze znanym),
i jak podświadomie odbieramy klimat danego miasta,
co na to wpływa
(mola handlowe i galerie ignoruje tutaj, jako wykwit i kurzajkę na ciele każdej większej aglomeracji).
dla mnie pojecie "Starówki" jako Serca Miasta jest tutaj kluczowe!
kiedy odwiedzam nowe miejsce, odbieram je bardzo zmysłowo (jak rozpościera sie kolejny pejzaż za zakrętem,
jak pachnie to miejsce (kafejki, bagietki),
kolorystyka okolicy (ławki, parki, altanki, stoliki, świeczki na stolikach, kolorowe parasolki nad stolikami itd:))
wiesz, takie ogólne wrażenie spójności.
aktualnie także mieszkam w stanach, ale jestem z krakowa, co bardzo determinuje na przyszłość :)
chętnie poczytam więcej na ten temat!
Bardzo się cieszę z Twojego komentarza :-). Miło jest przeczytać o tym, że ludzi obchodzi ich otoczenie i to nie tylko ten najbliższy przydomowy ogródek. Galerie handlowe w aglomeracjach nie sieją ekstremalnego spustoszenia, jednak w Polsce powiatowej takie centrum staje się głównym miejscem spędzania czasu. To one właśnie powodują, czasem już nieodwracalne, zmiany w zachowaniu społeczeństwa i odrzucanie dotychczasowych przyzwyczajeń. Zamykane są małe, lokalne sklepy, co powoduje ustanie ruchu pieszego, etc, etc. Kraków broni się sam, o Kraków tak bardzo się nie martwię (co najwyżej o tamtejsze powietrze ;-)) Obiecuję, że pochyle się więcej nad pojęciem miejsca i odczuwania - bardzo ciekawy temat na post. Dziękuję za pomysł!
Gdy patrzę na włodarzy miast w Polsce, mam wrażenie że mimo stanowisk i wysokich pensji są strasznie ograniczeni. Jak oni spędzają wakacje, że nie widzą, co się dzieje w innych miastach, nie podpatrują rozwiązań? Ich pomysły są wyjęte rodem z lat 90., zwłaszcza w Polsce powiatowej.
Urbaniści niestety nie mają za dużo do gadania, ten zawód w Polsce to mordęga. Wiem coś o tym, bo jestem urbanistą z wykształcenia i porzuciłem zawód po 18 miesiącach. Urbanista to niestety tylko wykonawca głupich pomysłów góry, do tego trzeba te pomysły często usprawiedliwić. Mieli wprowadzić kodeks urbanistyczny i nic z tego nie wyszło.
Niestety nie mogę się nie zgodzić. Polska nie jest najlepszym przykładem planowania przestrzennego, jeżeli w ogóle o takim może być mowa. Myślę, że jeszcze dobro jednostki przewyzsza tu dobro społeczne. Pozostaje nam tylko wierzyc, ze coś się w przyszłości zmieni. Bo jak nie my, to kto? Pozytywne jest to, że dosc dynamicznie rozwija się edukacja przestrzenna dla najmlodszych. Miejmy nadzieje, ze się wozpowszechni i pchnie w naród ducha zmian.
Akurat zacząłem studia magisterskie z architektury krajobrazu i mam dwa przedmioty związane z urbanistyką, więc leci follow.
Cześć! Bardzo mi miło. Daj znać jeżeli jakiś temat będzie Cię nurtował. Może zaradzimy 🙂
Siema! Unfortunately I cannot respond po Polsku to properly express myself, which seems to be what most of your audience speaks/reads. Also I'm not sure how much of the meaning was lost in the Google translation, so bear with me. Nonetheless, here are my thoughts po Angielsku.
I feel like the natural evolution is that people will go where there is work, but more so where there is money. Regardless of the quality of life.
It is a "double-edged sword" and it is also cyclical.
People tend to leave their small suburban town or "powiat" (Google couldn't translate this on its own - I later found out it meant county, I think) and move to the city for work. Most people however will also want to potentially own a home or start a family. If they can't afford to do this in the city or if they want a "better lifestyle," they will move out of the city and back to the suburban town.
In larger metropolitan cities the idea of not finding a job or of there being no jobs available is rare. But for the last 10 years in Greece for example, people in larger cities began moving out. They weren't even going to suburban areas but back to the villages and rural areas. They were looking to take advantage of the land again, because now money wasn't even their real concern. It was essentially survival and maybe pride. Of course this is an extreme example due to the financial crisis, the inherently corrupt government and the poor infrastructure. (I won't discuss further the why or how I believe this is happening.) Not that it isn't possible to happen elsewhere, if it isn't already.
So could large scale architecture or urban planning be capable of dealing with issues like these? Perhaps in modern times when the world is a smaller place, and larger distances (from cities) don't matter that much for business to thrive. Unfortunately I still think it all comes down to money (if not simply greed). In business nothing really seems to matter except the deal, the money, the efficiency - what makes more sense for all parties involved to just make a profit.
So how do you transform an abandoned part of town or how to you bring people back to a suburban or rural county, when there is a more lively or advantageous city or part of the city?
It seems to just take time, for the human machine or civilization to run its course and for the cycle to slowly but surely start over.
Maybe this issue is one of the human mentality, the imbalance of power and wealth and the fact that people are jealous and greedy. And that there isn't really much you can do to change it, without gaining a bit of your own power and wealth. Whether it's as an individual or as a collective whole. Or in your case through architecture and planning on the urban scale.
Then there are the many other sub-factors that change the dynamic of both the problem and the potential solution. The scale of planning. Is planning focused around the car or the person? That brings us to environmental impact. Is global warming real? Does the car affect it? Is the city or the town more efficient? How do you plan on an urban level to address that? How do you change the way we use energy in either scenario? Re-using and adapting existing, abandoned areas or structures is a start. But there are a lot more unanswered questions.
OK I'll stop there...
Thank you for your comment! It’s interesting input on problems of urban planning in the US or Greece. Problems of urban design in Polish cities differ for many reasons, including eg. political and historical ones and I will write about that in my next post! All the best!