Ach, praca na grządce przy rozbudzających się promieniach słońca – cóż może być przyjemniejszego, szczególnie w niedzielny poranek, gdy jest się na emeryturze? Mały domek na skraju miejscowości pozwala czerpać z natury czystą energię, a tej w podeszłym wieku zwykle ciągle brakuje. Niestety, przez wiele lat nauczycielskiej kariery pani Maria dorobiła się jedynie miana starej panny, więc nie miała już za wiele okazji na czerpanie radości z kontaktu z młodymi. Dopóki mogła uczyć, jej uczniowie stanowili dla niej inspirację i chociaż często byli nieznośni czy wręcz chamscy, byli jak ogień rozgrzewający stare, wysuszone serce pełne odwiecznej samotności. Teraz nawet tego zabrakło.
Przydomowe rabatki były w świetnym stanie dzięki regularnej pracy właścicielki. Każdy chwast, każde niechciane stworzenie nie miało miejsca w jej domenie. Porządek natury usprawniany był przez jej wizję i staranne działania, chociaż potrzebowała do tego coraz więcej sił. Gdzie uleciała młodość? Nie warto było się jednak nad tym zastanawiać, liczy się to, by grać dalej z tym, co ma się na ręce – już jako Marysia dobrze o tym wiedziała, a z biegiem czasu takie podejście się jedynie utrwaliło. Bardzo dobrze, mniej żalów do rozpamiętywania. Przydałby się jednak ktoś, do kogo można coś powiedzieć. Siedząc już po skończonej pracy z kubkiem naparu na ławeczce przed domem, dumała o swojej samotności. Kwiaty są dobrymi słuchaczami, jednak ktoś przechodzący lasem mógłby ją zauważyć, a wtedy prosta droga do plotek o tym, że od braku kontaktu z ludźmi zbzikowała.
Cały czas pozostawał też nierozwiązany problem niechcianych lokatorów. Drewniany dom, rodzinna pozostałość po jakiejś dalszej ciotce, także starej pannie, w którym Maria mieszkała od przejścia na emeryturę, trafił do niej z żywym inwentarzem w postaci szczurów. Nie doszła jeszcze do tego, gdzie te cholerstwa się zalęgły, widziała je jednak zbyt często, by tak to zostawić. Poniedziałkowy poranek powinien być dobry do tego, by zakupić trochę trutki i nafaszerować nią tanią mielonkę mięsną. Toksyczny spam – Radek, nauczyciel informatyki, który starał się wprowadzić ją w świat komputerów, byłby dumny, jak dobrze przyswoiła sobie lekcje o tym całym sekurity.
… Wrzos, dziurawiec i lawenda, nasze losy się już przędą…
Lokalny sprzedawca zdziwił się trochę, gdy zobaczył ilość zakupionej trutki Wszyscy jednak w okolicy wiedzieli, że długo nieużywana chata, nawet w kilka lat po zamieszkaniu, dalej stanowi dobry przyczółek dla armii gryzoni. A czym prędzej pani Maria je wytępi, tym mniejsze ryzyko, że te przeniosą się do ich własnych gospodarstw. Dorzucił więc gratis mocniejszą siatkę na zakupy i pomógł zapakować wszystkie produkty. „To będzie ciekawy tydzień”, pomyślał.
Popołudniem emerytowana nauczycielka zajęła się przygotowaniem błogosławionego pokarmu. Zgodnie z przepisem znalezionym w księgach dawno zmarłej ciotki, wymieszała mielonkę z trucizną w odpowiednich proporcjach, po czym rozłożyła ją w różnych miejscach w domu i wokół niego. Postanowiła też regularnie sprawdzać dary dla swoich lokatorów, by ocenić, w którym miejscu najpierw zacznie ubywać mięska – logiczne, że niedaleko trzeba będzie szukać gniazda.
… Szczury, szczury, zjedzą trochę kury, znikną szczury, taki los ich ponury…
Wtorek nie gorszy od niedzieli, więc także i tego dnia dawna nauczycielka zaczęła od przeglądu rabatki. Nic niepokojącego nie widać, układ kamieni nie zmienił się, a kwiaty i zioła rosną tak, jak powinny. Poranna rosa, jako dar nocy, świetnie sprawdzała się w nawadnianiu ogródka, ale to napar ze świeżych roślin na bazie zebranej rosy był zwieńczeniem regularnego wysiłku wkładanego w utrzymanie tych kilku metrów kwadratowych w należytym porządku. Z błogiego stanu uniesienia wyrwał ją jednak pisk.
„O! W końcu pojawili się oczekiwani goście!” Pani Maria tak delikatnie i cicho, jak tylko potrafiła, zaczęła przemieszczać się w stronę rogu budynku, zza którego doszedł ją dźwięk – chciała chociaż spojrzeć, czy przygotowane przez nią danie trafiło w gusta szarych smakoszy. Ale gdy wysunęła głowę, to właśnie kolory zdradziły jej, że coś jest nie tak. Tam, gdzie spodziewała się zobaczyć jednego lub kilka szczurów, widziała jedynie kłębek dziwnej sierści. Zaraz obok miski siedziało coś, co wyglądało jak żywy ogień. Rude futro mieniło się w blasku słońca, przypominając falujące płomienie w kominku.
– To jedzenie jest zarezerwowane dla innych gości, nie dla Ciebie!
Zacisnęła pięść, w emocjach wahając się, czy powinna zatrzymać tego zwierzaczka. Trzasnęły jej stare kości, a kot podniósł głowę, przez co mogła zobaczyć jego uszy i pyszczek. Młody kotek miał pewnie kilka miesięcy, ale był już samodzielny. Czaił się, niepewny, czy powinien zabrać się za jedzenie, czy może też dziwny dźwięk oznaczał jakiegoś drapieżnika. To mógłby być dobry towarzysz, pomyślała emerytka, powoli wyszła więc zza rogu i zaczęła spokojnie mówić.
– Kici-kici… Chodź tutaj mały… Dam Ci czegoś lepszego niż to, co jest w misce…
Ruch uszu wyraźnie wskazywał, że zwierzę zainteresowało się jej słowami. Miała wrażenie, że kotek doskonale ją rozumie, więc kontynuowała.
– Chodź do pani, grzeczny, grzeczny, kici, kici, no chodź…
Powoli, krok za krokiem rudzielec zbliżał się do niej i wyciągniętej przez nią ręki. Obwąchał ją powoli, po czym nagle trącił łapką i odskoczył. Początkowo się przestraszyła, jednak po sekundzie lub dwóch uświadomiła sobie, że kot nie zadrapał jej, a błysk w jego oczach wskazywał, że chce się bawić.
– Ach, więc taki jesteś! Chodź, chodź, pobawimy się!
Odwiązała wstążkę, którą utrzymywała w porządku swoje włosy, i trzymając w ręce, machała nią za sobą, na co kotek zareagował od razu, pląsając w próbie pochwycenia ruszającego się obiektu. Krok za krokiem zbliżała się do drzwi domu, chcąc oswoić nowego przyjaciela z otoczeniem. Zabawa ta dała jej też wiele radości, poczuła bowiem, jakby rozpalał ją jakiś nowy ogień. Nie spodziewała się poczuć tego w starości, a tutaj o, niespodzianka.
– Hm, ciekawe, jak mogę Cię nazwać… Energiczny jesteś… Iskra pasowałoby do kotki, więc może Iskierek? Płomyk?
Widziała w nim odbicie wielu hobbystów, których spotkała przez życie, zapaleńców, którzy wszystkie wysiłki skupiali na swoim wybranym temacie – a w nim czuli się jak ryba w wodzie i chcieli przyciągnąć do niego innych. Zapaleńcy, czasem wyrastali z nich jednak zwichrowani ludzie – fanatycy Jedynego Fantastycznego Filmu, apostołowie Słusznego Sportu, ewangeliści Świętego Porządku Społecznego, niepotrafiący rozmawiać o niczym więcej. Interesujące, jak zwykły kot może opowiedzieć więcej o charakterze ludzi niż sami ludzie czasem potrafią. Wśród swoich myśli natknęła się jednak na jedną, która była o wiele wyraźniejsza niż pozostałe, i poczuła, że to musi być to.
– Żarek, to Twoje imię, prawda?
Rudy kot miauknął w odpowiedzi, a jego oczy odbiły światło, jakby prawdziwie płonęły.
– Postanowione! Chodź więc, Żarku, dam Ci trochę mleka.
Szybko znalazła jakąś miskę i napełniła ją z butelki, którą dostała od sąsiadki w zamian za jakiś specjał z przepisów ciotki. Żarek wskoczył na stół i przyglądał się jej uważnie. Wyniosła miskę na zewnątrz i postawiła obok swojej ławeczki. Nowy towarzysz skwapliwie podążył za nią i gdy ona usiadła na swoim miejscu, wróciła do siorbania swojego naparu, on zaś zajął się chłeptaniem mleka. Dopiero wtedy miała chwilę, by przemyśleć to, co się wydarzyło, i to, co czuła. Świtało jej mgliście, że przy misce z trutką widziała jeszcze coś, jakby inny kolor. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, co to była za barwa – tak jakby zobaczyła całkowity jej brak. Miaukniecie wyrwało ją z rozmyślań – to Żarek dał znać, że już poradził sobie z zawartością miski Zanim zrozumiała, co się dzieje, wskoczył na jej kolanach, umościł się i zaczął spać. „Ależ dzisiaj grzeje słońce”, pomyślała, nim także zaczęła drzemać.
… Kici-kici, miau-miau, każdy kotka chciałby, chciał…