#64 Jedz bracie, skoro darmo dają [opowiadanie] - część 2/3

in #polish7 days ago

Cień kreowany przez ścianę lasu otaczającego domek dotarł pod ściany budynku, a za nim chłód zbliżającego się wieczoru, który wybudził emerytkę z jej snu. Dni nie były już najdłuższe, jednak tym razem wydawało jej się, że zmrok zapada o wiele za szybko. Poczuła także, że ciepło, które płynęło ze stworzenia na jej kolanach, zniknęło.

Żarek trącił łapą miskę, która wydała metaliczny dźwięk pustki w środku. Pani Maria odwróciła się w jego stronę.

– Ach, jesteś głodny. Już, już, dam Ci mleka.

Napełniła miskę i wróciła do kuchni odstawić butelkę, gdy przypomniała sobie, że ma jeszcze trochę mielonki. Napełniła drugą miseczkę, znalezioną gdzieś w zakamarkach starego domu, po czym wyszła przed drzwi, aby położyć ją obok miski z mlekiem. Ślepia Żarka znów błysnęły jakby płomieniem, kiedy zobaczył więcej rarytasów, starsza pani jednak znów poczuła falę zimna. Spośród skąpanych już cieniem ziół rosnących na rabatce wysunął się drugi kształt, podobny do jej nowego kota; był jednak jednolicie czarny, tak że ciężko było odróżnić części jego ciała, gdy płynął w kierunku miski z mięsem. Żarek, widząc go, skoczył ku niemu… i zaczął pląsać wokół, próbując nawiązać zabawę. Ewidentnie się znali. Nowy kot nie był jednak skory do zabawy, powolnymi ruchami zbliżał się do miski, ale był chyba nieufny. Czyżby spróbował zaprawianego mięsa, rozstawionego wokół domu? „To mogłoby go zrazić”, pomyślała Maria.

Jedz bracie, skoro darmo dają” – w jej głowie pojawiło się nowe zdanie. Coś takiego powiedziałby Żarek do swojego kolegi, jeśli mógłby mówić, pomyślała widząc jak jej rudy przyjaciel miauknięciem zachęcił czarnego kota do jedzenia. Kilka ostrożnych kęsów później nowy odważył się trochę rozluźnić, nie do końca opisywało to jednak jego zachowanie. Był on cały czas rozluźniony, jakby ciągle panował nad sytuacją. W jego przymrużonych oczach Maria widziała odbicie tak wielu uczniów, których spotkała – wybitnych, geniuszy wręcz, którzy nie tyle byli pewni siebie, co ociekali wręcz pewnością siebie wynikającą z wiedzy, którą posiedli, a której nie ma otoczenie. Ciarki przeszły jej po plecach.

Te koty są zbyt ludzkie… a może to ja za mało przebywam z ludźmi? Cóż, mam przynajmniej do kogo teraz mówić”, pomyślała.

Sprawdziła w międzyczasie karmę – nie ubyło jej za wiele lub przynajmniej nie zauważyła, żeby jej lokatorzy coś podjedli.

A może by tak użyć innej metody? Jeśli złapię je niezatrute, moje nowe koty miałyby co jeść, nie musiałabym wydawać nawet na karmę. Te ceny… mielonka jest tania, ale i tak drożeje, a nauczycielska emerytura nie jest wysoka” – przeprowadziła krótkie rozważanie w głowie, po czym podjęła decyzję. Zatrutą karmę zakopała jeszcze tego wieczora głęboko pod lasem, a ze świtem postanowiła założyć nowe pułapki.

...Bierz się kocie do roboty, znikną szczury, gdy dwa koty...

Pani Maria liczyła, że prócz zastawionych pułapek, to dwa kociaki pomogą jej w pozbyciu się szczurzego problemu. Jednak gdy po raz kolejny zobaczyła, jak Żarek maltretuje złapanego szczura, nie dając mu uciec, ale też nie zabijając go od razu, zaczęła wątpić. Widziała nawet przebiegające wokół niego inne szczury – kot jednak ewidentnie był zainteresowany tylko jedną, wybraną ofiarą. I nie odpuszczał, póki nie zabawił się nią wystarczająco, co równało się ze śmiercią szarego stworzenia.

Czarek, jak zaczęła nazywać drugiego kota, pojawiał się i znikał jak chciał. Ewidentnie chodził własnymi drogami. Jego imię wpełzło jej do głowy tak naturalnie, że sama nie wiedziała, kiedy się pojawiło; jak cień wieczoru, wraz z którym zobaczyła go po raz pierwszy. Czarny zwierzak też nie był typem zawodowego łowcy. Gdy już od czasu do czasu pojawiał się przed domem i wylegiwał na jej ławce, szczury potrafiły przebiec mu przed nosem, a on sobie nic z nich nie robił. Zauważyła kiedyś, że jeden z szarych lokatorów wręcz zatrzymał się przed kotem i stanął na tylnych łapach, jakby czegoś od kota chciał. Czarek jednak tylko prychnął, co spłoszyło szczura.

Pani Maria zaczęła zwracać także uwagę na zapachy jej zwierzaków. Żarek, często baraszkujący po starym domu, zbierał na sobie kurz, pajęczyny, czuć było od niego strychem. Jak na dobrego kota przystało, czyścił futerko regularnie, jednak woń pozostawała. Było to jednak nic w porównaniu z odorem stęchlizny, który roztaczał za sobą Czarek. Nienagannie czyste futerko gryzło się z wszechobecnym aromatem szczurów. Emerytka nie była pewna, co czarny lokator robi, gdy go nie ma, podejrzewała jednak, że znalazł piwnicę, o której słyszała od dalekiej rodziny przy przekazywaniu nieruchomości.

Testament samotnej ciotki był spisany dawno temu, a Marysia za czasów swojego młodzieńczego życia spotkała ją tylko kilka razy. Później, robiąc karierę nauczycielki, nie spotkała jej ani razu; relacja odżyła, gdy okazało się, że dożywotnie mieszkanie socjalne przy szkole, przysługujące jej jeszcze od czasów komuny, zostanie przerobione na przedszkole. Zaoferowano jej w zamian małą klitkę w wybudowanym na szybko bloku – nie chciała jednak mieszkać drzwi w drzwi z lokalną patologią. Śmierć starej ciotki zaskoczyła ją, gdyż prawie zapomniała, kim ona była. Mimo to testament wskazywał panią Marię jako spadkobierczynię, skorzystała więc z szansy i przeprowadziła się.

Teraz jednak, mimo iż mogła względnie spokojnie dożywać swoich dni, musiała toczyć walkę z gryzoniami, których było coraz więcej. Albo jej się tak wydawało, a ta plaga zrobiła się po prostu bardziej uciążliwa, mimo dwóch kotów w gospodarstwie.

Pułapki jednak zaczęły działać i od czasu do czasu udało się złapać sztukę czy dwie. Pani Maria próbowała podać je kotom, te jednak nie chciały jeść padliny. Pamiętała jednak o pierwszym przysmaku, przygotowała więc sobie stanowisko i regularnie przepuszczała złapane szczury przez maszynkę do mielenia mięsa. Po dwóch razach papka zaczynała przypominać tą sklepową i w tej formie podawała kotom. Nie zawsze jednak Czarek chciał ją jeść.

Jedz bracie, skoro darmo dają” – znów ta myśl trafiła do głowy Marii, która fantazjowała o rozmowach jej kocich przyjaciół – "ale co zrobić, byś jadł od razu, wybredny czarnulku?"

Ach, wolicie bez sierści?” – kolejny eksperyment kucharski emerytki, przeprowadzony po kilku dniach, w końcu się udał. Książki pozostawione przez ciotkę zawierały bardzo dziwne rady, bardzo… niecodzienne. Sprawdzały się jednak świetnie, pułapki zaczęły też dostarczać o wiele więcej okazów. Chyba faktycznie szczurów jest coraz więcej, ale to w porządku, póki ma czym karmić koty. „Muszę też przejrzeć te książki”, pomyślała, ciotka była chyba zwariowana, ale znała się na życiu. Coraz dłuższe wieczory pomagały też znaleźć czas i nastrój na ich zgłębianie, wszak tyle tajemnic skrywały te zakurzone tomiszcza…

...Szczur czy pająk, kot czy człowiek, każdy pragnie więcej mocy – kto jej szuka, ten odnajdzie, postać z ognia w płaszczu nocy...

– Bracie, bracie, nie uwierzysz, co znalazłem!
– Nie krzycz tak, odpoczywam…
– Bo, rozumiesz, poszedłem się przespacerować i tam był taki motyl, ach, ale mi się spodobał, no i poleciałem za nim, chciałem się pobawić, a on fruwał przede mną jakby też chciał!
– Jak zawsze, narwany…
– No i wtedy trafiłem na polankę w tym naszym lesie, no nie byłem na niej, takie odkrycie, że hej! I wiesz co tam znalazłem, wiesz?
– Wiem…
– No to już Ci mówię! To był… Co? Czekaj, skąd wiesz? Przecież jeszcze nie powiedziałem! No weźże, nie bądź zrzęda, posłuchaj mnie choć raz…
– Przecież mówię, że wiem. Zanim ty zabrałeś się za eksplorację otoczenia, ja znałem na wylot wszystkie zakamarki.
– Ale ty jesteś… No tu taka tajemnica, a ty mi nic nie powiedziałeś!? Jak mogłeś?
– Nie pytałeś.
– No ale totalnie nic nie powiedzieć? Przecież te kamienie tam, tak ułożone… I te kości! Chyba sam przecież wiesz, skoro widziałeś… To nie były pierwsze lepsze kuny czy łasice, na pewno nie jakieś zające… Te czaszki przybite do drzew, to przecież…
– Wiem.
– I nic z tym nie robisz? Przecież… Przecież jeżeli my tu zostaniemy, to ona…
– Tak. Będzie czytała więcej książek swojej ciotki, będzie z wypiekami na twarzy poznawała kolejne tajemnice, aż zechce trwać, trwać wiecznie… albo chociaż dostatecznie długo.
– No i co, co zrobimy, bracie? Co zrobimy? Przecież tylko nas widziałem, nie ma nic więcej… Ucieknijmy! Już, pakuj się! Ach, nie masz nic. No, to popraw sierść i w drogę!
– Nigdzie nie idziemy.
– Ale, ale… Przecież ONA NAS ZJE. A później, ugh, z nas zrobi…
– Wiem. To jest jej plan.
– Co? Skąd wiesz? Przecież jeszcze do tego nie dotarła, nie czuję po niej, żeby się rozpaliła do tego…
– Ale podjęła decyzję. Widziała tę konkretną stronę przez ułamek chwili. Przeczytała. Przewróciła kartkę i zagięła róg strony, żeby tam nie wracać. Ugh, już samo to jest zbrodnią… Ale co ważniejsze, to trafiło do jej serca. Podjęła decyzję, ale jeszcze ukrywa to sama przed sobą. Starcza samotność, doprawiona tajemniczą mocą… To zawsze się tak kończy.
– Co więc robimy, Czarek, co robimy? Ja nie chcę być zjedzony…
– Rób co chcesz, rób to, co zawsze. Ja idę się łasić.
– Straciłeś całkiem rozum, bracie, ten mrok całkiem cię pochłonął.
– A twój ogień dziwnie przygasł. Nie zapominasz przypadkiem, kim jesteś?
– …
– Nie zapominaj o śniadaniach.

Żarek skonfundowany odskoczył i poszedł szukać nowego szczura do zabawy. Trapiło go to, co zobaczył w lesie, ale to, co powiedział mu brat, było jeszcze trudniejsze do przełknięcia. Zadomowił się tutaj, prawie zapomniał… Czym by się stał, jeśliby stracił świadomość siebie? Byłby taki jak ta ich właścicielka – budząca się rano i mająca pustkę w głowie; poczucie przerażenia, gdy uświadamia sobie, że nie pamięta swojego życia… Tylko księgi otwarte w miejscach, które ostatnio czytała, potrafią przywrócić jej samą siebie. Tak, teraz ją rozumie…

...Kici-kici, któż się łasi? Słaby płomyk wnet się zgasi...