Mało zwraca się uwagi na to, że dobra polityka sprowadza się w znacznym stopniu do charakteru, a jeżeli weźmiemy to ostatnie pojęcie nieco szerzej i ściślej - sprowadza się do niego w zupełności.
Polityka - to celowe i planowe, panujące nad sobą i nad okolicznościami działanie na zewnątrz. Czy nie tym samem jest charakter? Moc, konsekwencja, stałość, wytrwałość, rozsądek, prawość są wspólnymi cechami zarówno dzielnego charakteru, jak i dobrej polityki. Zauważyć, jednak należy, że zarówno przymioty czysto umysłowe, jak i czysto moralne, grają tu rolę pochodną, wtórną. Charakter - to synteza całokształtu władz duchowych człowieka: uczuciowości, wrażliwości, wyobraźni, uczuciowości, umysłowości, woli, władz otamowujących, wreszcie zdolności do ruchów celowych; wysoki charakter jest syntezą tych władz całkowitą i harmonijną, bez braków i nadmiarów, bez wahań i zboczeń. Postępowanie rozumne i moralne jest następstwem i nieodłączną częścią składową wyższego charakteru, ale ten ostatni do żadnego z nich sprowadzić się nie da. Tak samo rozum i moralność stanowią czynniki składowe dobrej polityki, ale zarówno wyłączny kult rozumu jak i moralności w polityce, z uszczerbkiem innych jej stron istotnych, prowadzić musi do zboczeń.
Sumienie każdego zdrowego ogółu daje pod tym względem wskazówkę niewątpliwą. Nic tak nie rodzi wyrzutów sumienia i niezadowolenia z siebie jak postępek znamionujący brak charakteru, czy to w życiu jednostkowym, czy w polityce. Jaskrawym przykładem służyć tu może pamiętny epizod warszawski 1897r[21]. Czy był to krok niemoralny? bynajmniej, ofiara poniesiona dla dobra przyszłości z istoty swej podmiotowo niemoralną być nie może; czy był to czyn jawnie nierozumny? - tym mniej, uzasadniano go właśnie względami rozumu politycznego; znamionował go jedynie krańcowy brak charakteru i to wystarczyło, aby uczynić zeń wielki błąd polityczny wobec przyszłości, a zarazem przedmiot wyrzutów sumienia we wspomnieniach przeszłości.
Podobne cechy, aczkolwiek w odmiennym kierunku, zawiera w sobie wszelka polityka, obliczona na targi w rzeczach zasadniczych a wychodząca z zasady, że trzeba żądać więcej, ażeby osiągnąć mniej; prowadzi ona zawsze do tego, że od zajętego stanowiska trzeba odstąpić, i to odstąpić pod naciskiem, że linia wytyczna postępowania staje się chwiejną, traci moc swego charakteru, a zarazem cechy dobrej polityki.
Charakter nazwać można polityką życiową jednostki, podobnie jak polityka jest przejawem charakteru narodu lub stronnictwa i jest złą lub dobrą, w perspektywie dłuższych okresów czasu, zależnie od tego, jakiego typu i jakiego poziomu charakter w niej się przejawia.
Jedna się tu nastręczać może wątpliwość: czy kryterium użyteczności i celowości, niewątpliwie niewystarczające w polityce stronnictwa, nie jest dostateczne dla określenia dobrej polityki narodu? Gdyby w przytoczonym powyżej przykładzie oczekiwane skutki mogły były nastąpić i nastąpiły rzeczywiście, czy krok ten zostałby uznany w oczach potomności za przejaw zdrowej polityki narodowej? Sądzę, że nie, i oto dlaczego. Aczkolwiek nie ulega wątpliwości, że naród walczący o elementarne podstawy i prawa swego istnienia jest bardziej usprawiedliwiony, niż wszelki inny, jeżeli prowadzi politykę czysto utylitarną, jest to postępowanie obliczone na bardzo krótką metę i nie zapewnia mu bynajmniej trwałych podstaw przyszłości, ta ostatnia bowiem nie na przemijających powodzeniach i zyskach, ale na silnej indywidualności narodu, a więc na jego charakterze opierać się musi.
Nie tylko jednak ze względu na samego siebie naród podobnej polityki skutecznie trzymać się nie może. O ile bowiem byłaby ona czysto utylitarną, o tyle w danych stosunkach nie byłaby właśnie celową. Nie można dążyć do uniezależnienia się z pod cudzej przewagi drogą poddawania się jej dobrowolnego, można otrzymać tylko coś w rodzaju gratyfikacji, stwierdzającej właściwie tę zależność. Walka o byt narodu jest wydobywaniem się na wierzch jego indywidualności, otóż przyznaniu ze strony przeciwnika pewnych ulg nie towarzyszy w tym wypadku żadne uznanie tej indywidualności, a więc i ulgi same równają się być może zmniejszeniu cierpień, ale bynajmniej nie zbliżeniu się do zamierzonego wyniku. Celowość osiągania zysków natychmiastowych nie może się opłacać kosztem celowości jedynie godnej narodu - wzmacniania, rozwijania i stwierdzania swej indywidualności w szeregu przejawów charakteru. Dodajmy - indywidualności wysokiego typu, naród bowiem, nawet najsilniejszy i najbardziej niezależny, gdy rozmieni swą politykę dziejową na drobną monetę doraźnych zysków, jak Prusy dzisiejsze, obniżyć musi fatalnie typ i poziom swego charakteru, wprowadzi bowiem do własnej duszy nieposzanowanie zasadniczych podstaw społecznego bytu i stanie się tym, czym się stają Niemcy - znienawidzonym członkiem społeczności międzynarodowej, któremu nikt nie dowierza i przeciwko któremu wszyscy sprzymierzyć się gotowi. Wielki naród jest czymś więcej niż wielkim mocarstwem: Rosja współczesna świadczy wymownie, jak łatwo się traci cechy wielkiego mocarstwa, gdy się nie jest dziejowym typem wielkiego narodu.
Kryterium charakteru, zastosowane do polityki, pozwala z góry nakreślić pewne wnioski, dotyczące z jednej strony wpływu życia politycznego na charaktery jednostek, z drugiej - odbicia charakteru zbiorowości w prowadzonej przez tę zbiorowość polityce.
Brak życia politycznego musi sprowadzać obniżenie poziomu charakterów w działalności publicznej. Nie ulega wątpliwości, że charaktery wyrabiają się tylko w pracy twórczej, w działaniu na zewnątrz, w walce, w pokonywaniu przeciwności. Życie zamknięte w sobie, bierne, pozbawione pola działania, sprzyjać może czasem jednostronnemu rozwojowi myśli oderwanej lub egzaltacji uczuć moralnych, ale zawsze z uszczerbkiem harmonijnego i silnego rozwoju indywidualności. Wiadomo, że więzienie długotrwałe obniża, często łamie charakter jednostki, rozkłada go niejako na pierwiastki, z których jedne zanikają, drugie rozrastają się niepomiernie, a indywidualność staje się słabą, niekompletną, jednostronną a przez to wypaczoną. Taki sam los jest nieuniknionym udziałem społeczeństwa, pozbawionego życia politycznego.
Ostatnie czterdziestolecie pozostawiło pod tym względem głębokie ślady na odłamie naszego narodu, pozostającym pod panowaniem rosyjskim, a końcowe dwulecie wrzenia i fermentu wydobyło na jaw skutki tego stanu, ujawniło zastraszający wprost brak charakterów wśród szerokiego ogółu, wywierający swój wpływ, ukryty w czasach martwoty, jawnie rozkładający nasze życie publiczne w momencie ruchu.
Nieliczne tylko, ale za to silnie na wewnątrz zespolone grupy, czynne w tym okresie, zdołały sobie wytworzyć pewien surogat życia politycznego, te stały się też ośrodkami krystalizacyjnymi myśli i czynu w chwili kryzysu i pozwoliły wyjść z niego społeczeństwu obronną względnie ręką. Szerokie koła społeczeństwa wegetowały równocześnie w bierności, ulegały rozkładowi charakterów obywatelskich, stanowiąc masę żywiołów tzw. „bezpartyjnych”, które odegrały w tych latach rolę daleko wydatniejszą, niż się zazwyczaj sądzi. Poza pewnym zasobem zdrowych instynktów narodowych, których nie zdołał zniweczyć zastój w życiu politycznym, rola ta była na wskroś ujemną, była rolą masy niezespolonej w żadnym zbiorowym działaniu, zatomizowanego tłumu jednostek bez charakteru. Nadmierna wrażliwość, ubarwiona politycznym plotkarstwem, nastrój ustawicznej nerwowości, skoki od nadmiernych nadziei do zupełnego zwątpienia, zachwyty i uniesienia nad wszystkim, co miało zewnętrzne pozory efektu, obok wyszydzania i obniżania wszystkiego, co miało pozory przeciwne, brak steru, konsekwencji i logiki - oto cechy charakteru, wnoszone przez masę żywiołów bezpartyjnych w nasze i bez tego nadmiernie trudne położenie polityczne. Wynikiem tego była bałamutność opinii, brak wszelkiej perspektywy w ocenie zjawisk, myślenie frazesami, najdziwaczniejsze i najbardziej nieobliczalne wyskoki sądów, znajdujące swój wyraz w prasie nawet ze strony umysłów skądinąd wybitnych. Każdy czyn polityczny wymaga silnego poparcia opinii, aby sam nabrał mocy, tymczasem „bezpartyjna” opinia gotowa była bądź popierać czyny najzupełniej politycznie ze sobą sprzeczne i wykluczające się nawzajem, bądź zamiast poparcia w chwilach najważniejszych wystąpić z szeregiem zarzutów, dotyczących błahych, akcesorialnych szczegółów.
Polityka wymaga raczej charakterów niż umysłów, a nawzajem charaktery wyrabiać się mogą tylko w ogniu intensywnego życia publicznego, a zwłaszcza politycznego. Życie prywatne lub ograniczone do sfer towarzyskich może w najlepszym razie wydawać tylko charaktery połowiczne, niekompletne, kalekie, jeżeli nie rozcieńcza zupełnie ich krwi limfą filisterstwa, sobkostwa i poziomej małostkowości. Kto wie, czy nie z tego właśnie powodu tak mało spotyka się wśród kobiet charakterów całkowitych, zdolnych wytrzymać próbę sytuacji bardziej złożonej lub powikłań szerszego pokroju.
Życie prywatno-towarzyskie zawiera w sobie najwyżej kilka czynników stereotypowych, których możliwe kombinacje wyczerpała już dawno praktyka pokoleń i uregulował ustalony kodeks współżycia. Nawet typy bardzo słabe i ułomne mogą poprawnie przebyć ich próby. Ale indywidualnościom, obracającym się wyłącznie w tej dziedzinie, brak będzie zawsze tej najsilniejszej podstawy charakteru, którą daje zbiorowość ścisła, jej dusza, posiadająca własny żywot i własne postępowanie, co więcej - brak im tej najwyższej instancji, kierującej czynami jednostki w obszernej dziedzinie życia, do której nie sięgają ani przepisy religii, ani reguły moralności towarzyskiej. Czy tą instancją będzie naród, czy inna idea ogólna, zawsze ona daje dopiero prawdziwy kręgosłup charakterowi jednostki. Ten ostatni porównać można do masztu, przytwierdzonego na pokładzie okrętu: im więcej łańcuchów i lin wiąże go z podstawą stałą, tym pewniej ostoi się wśród wichrów, tym mniej narażony będzie na wahania, pęknięcia i upadek.
W szerokim życiu publicznym, w polityce, występują najdrobniejsze wady i usterki charakteru jednostek, a występując - szkodzą, a szkodząc - są tłumione, ucierają się i pierwej czy później ulegają otamowaniu. Polityka jest szkołą charakterów zarówno jednostkowych jak zbiorowych, jak i charakteru narodu.
Jeżeli w dobie ostatniego kryzysu mogło się chwilami wydawać, że niema społeczeństwa, że - mówiąc słowami Wyspiańskiego - „naród się zgubił”, objaw ten, przełożony na język ścisły, znaczy nie co innego jeno to, że społeczeństwo w pewnych chwilach wykazało brak charakteru, że indywidualność narodu w swych przejawach nie sprostała zadaniom położenia, że się zatarła w nieskoordynowanych odruchach. W sytuacji wyjątkowej i złożonej tylko słaba indywidualność się gubi, tylko nikły charakter zaciera się w bierności, wahaniach, nawrotach i niekonsekwencjach.
Gdy na podstawie szeregu czynów i wygłaszanych poglądów urobimy sobie pojęcie o charakterze pewnej zbiorowości, zdobędziemy zarazem wierną i ścisłą podstawę do oceny jej polityki. Wartość tej ostatniej mierzyć się będzie wartością charakteru.
Zauważyłem już, że ta właśnie miarka wydać musi nieodwołalny wyrok potępienia na epizod 1897 r. Bardziej jeszcze surowo - nie tylko ze względu na sprowadzone skutki, ale w ocenie zjawisk samych w sobie - osądzić musi korowód epizodów 1905-6 roku, zwanych u nas per extensionem „rewolucją”. Oceniamy, powtarzam, zjawiska same w sobie, z własnego niejako punktu widzenia ich autorów.
Ruch wszczyna się pod hasłami powstańczymi w imię niepodległości na to, aby pójść potem pod bezwzględną komendę stronnictw obcych, i to tego właśnie narodu, od wpływów którego miał kraj uwolnić: „rewolucja” polska przedzierzga się bez zająknienia w „rewolucję” rosyjską. Kampania strajkowa powstaje pod hasłami podniesienia dobrobytu robotników, ale nie zadawala się bynajmniej osiągniętymi zdobyczami, tylko trwa dalej aż do wyczerpania sił zarówno robotników jak i przemysłu, aż do ruiny ekonomicznej kraju i idącej za nią nędzy ludu pracującego. „Rewolucja” liczy początkowo na poparcie armii, nawet policji, zużywa wiele sił na prowadzenie propagandy wśród żołnierzy obu kategorii, ale wkrótce potem, bez żadnego niemal przejścia, rozpoczyna formalne na nich polowanie i zabija dziesiątkami po ulicach za to tylko, że są żołnierzami patrolującymi lub stójkowymi, pełniącymi służbę. Przeciwko udziałowi w pierwszej Dumie prowadzi zażartą kampanię, popartą bombami, rzucanymi na zebrania przedwyborcze, na to, aby przyjąć udział w wyborach do drugiej, odbywających się w znacznie gorszych warunkach konstytucyjnych. Domaga się początkowo jak najszerszych swobód obywatelskich, a kończy na mordowaniu przeciwników politycznych za to tylko, że do wrogiego obozu należą, a wreszcie na terroryzowaniu wszystkich. Poczyna od wielkich haseł odrodzenia przez proletariat, a werbuje do swych szeregów prostych opryszków, którzy potem uzupełniają rozbijanie kas publicznych przez partie zwyczajnymi rabunkami i morderstwami w celach zysku osobistego.
Co za charakter posiada owa zbiorowość, prowadząca podobną politykę? Niech da odpowiedź obraz pojedynczego człowieka, który by w nader krótkim czasie wykazał takie zwroty postępowania, takie sprzeczności i taki upadek moralny. To więcej niż zboczenia charakteru, to brak wszelkiej indywidualności, rozkład zupełny duszy, w której odruchy, rozumowania, popędy, zakorzenione dogmaty, namiętności i instynkty występują na przemian, bez współdziałania i porządku, tworząc nie dający się rozgmatwać chaos. Jeżeli charakterem nazywamy stałość i równowagę dążeń, wytrwałość w rozumnie obranej drodze, konsekwencję działań, wierność zasadom, niezawodność postępowania, otamowywanie odruchów, zdolność do wytrzymania, wszelkich prób trudnych i złożonych, to żywioły „rewolucyjne” wykazały brak zupełny wszystkich tych cech zasadniczych.
Dusza rozłożona, utworzona zresztą naprędce w chwili entuzjazmu i bezgranicznie rozbudzonych nadziei, miała już od początku rozłożone ciało, zlepek formalny części obcych sobie, niezdolnych do organicznego działania, z których to jedne to drugie brały przewagę nad resztą. Tym tylko wytłumaczyć się daje ta dziwna, nawet dla patologa, psychika ruchu. Indywidualność jego była rozbita na wewnątrz a krańcowo jednostronna i wyłączna na zewnątrz - dwie cechy kardynalne, wykluczające całkowitość charakteru. W stosunku do indywidualności narodu wystawiała ona ją na tym cięższą próbę, że jednym swym skrzydłem łączyła się z nią organicznie i znajdowała poparcie wśród wielu żywiołów biernych, drugim wsiąkała w indywidualności obce, często pierwszej wrogie. Jeżeli chwilami „naród się gubił”, to dlatego, że nie był dość wyosobniony w swym ciele, ani dość jednolity i mocny w swej duszy.
Ciężkie przejścia życia politycznego narodu wydobywają na jaw słabe strony jego charakteru, ale zarazem są szkołą tego charakteru na przyszłość.
[21] Chodzi o wizytę cara Mikołaja II w Warszawie we wrześniu 1897r. Wizytę cara poprzedziły długie przygotowania, organizowane przez stronnictwa ugodowe z Zygmuntem Wielopolskim na czele, których kulminacyjnym punktem była organizowana powszechna zbiórka pieniędzy na dar dla cara w wysokości 1 miliona rubli. Podczas samej nie był widoczny żaden symbol narodowy a sam Wielopolski wygłosił podczas niej wiernopoddańcze przemówienie na cześć cara. Postawa ta była powszechnie krytykowana jako „hańba narodowa” i nie przyniosła żadnych realnych korzyści dla Polaków. [red.]
Część II
Tekst opracowany na podstawie: Zygmunt Balicki, Egoizm Narodowy Wobec Etyki: z dodatkiem Charaktery a Życie Polityczne, Towarzystwo wydawnicze we Lwowie, Lwów 1914
Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Tekst zdigitalizowany został w ramach projektu "Cyfrowa Biblioteka Myśli Narodowej", więcej o samym projekcie możecie przeczytać tutaj.