Zygmunt Balicki - Egoizm Narodowy Wobec Etyki - Część I

in #polish5 years ago (edited)

Zygmunt Balicki - Egoizm Narodowy Wobec Etyki


Jednostka, mówi Spencer, powinna za­wsze stawiać sobie pytanie, jaki typ społe­czny wytwarza się pod wpływem jej postę­powania. Odpowiedź na powyższe pyta­nie iść może w dwojakim kierunku: bądź wyobrazimy sobie, w myśl zasady Kanta, że postępowanie nasze staje się wskaza­niem powszechnym, osiąga moc prawidła, obowiązującego wszystkich ludzi z osobna, i zapytamy się, jaki wpływ wywrze ono na charakter jednostek, jaki typ czło­wieka urobi się przy tym trybie postę­powania; bądź uprzytomnimy sobie w my­śli, jak dalece odpowiednie postępowanie może się istotnie rozpowszechnić, jakie realne skutki społeczne sprowadzi ono w danych warunkach czasu i miejsca, jaki wytworzy układ stosunków i ustroju, słowem, jaki powstanie pod jej wpływem typ społeczeństwa jako całości.

Odpowiedź pierwsza stawia nam przed oczy typ moralny jednostki, będący wyra­zem pewnej ogólnie przyjętej i powszech­nie praktykowanej zasady etycznej; druga - daje wyobrażenie o typie społeczeństwa samego, który się urabia pod wpływem wcielania tej zasady w życie, a więc uwi­docznia wszystkie możliwe skutki, jakie zajdą w układzie stosunków społecznych, pod działaniem danego czynnika. Pierwsza nosi charakter oderwany i przypuszczalny zarazem, sztucznie bowiem wydziela z ca­łego złożonego układu powiązań społecz­nych jeden tryb postępowania i stawia dowolne przypuszczenie, że postępowanie to może stać się powszechnym, jest więc z natury swej rozwiązaniem zagadnienia teoretycznego. Odpowiedź druga jest kon­kretną, realną, rozpatruje bowiem dane postępowanie jako czynnik działający po­śród wielu innych i oblicza zakres i skutki jego działania, jest więc rozwiązaniem za­gadnienia praktycznego.

Chcąc np. zdać sobie sprawę, czy da­rowanie długu lekkomyślnemu dłużnikowi jest rzeczą dobrą, stawiamy sobie pytanie, jaki „typ społeczny” będzie wynikiem tego postępowania i zależnie od tego, którą z dwóch powyższych dróg rozumowania obierzemy, odpowiedź i wniosek mogą być zgoła odmienne.

Jeżeli nie upominanie się o należność stanie się ogólnym prawidłem dla wszyst­kich - tak rozumuje pierwsza metoda etyczna - wtedy rozpowszechni się i utrwali typ człowieka zdolnego do ofiarności na rzecz bliźnich, wyrozumiałego, przekłada­jącego raczej własną stratę nad możliwe choćby utrudnienie życia innym, typ sam w sobie niewątpliwie szlachetny; gdyby każdy tak postępował, życie stałoby się łatwiejsze, a tarcie społeczne, towarzy­szące sporom o prawo, zmniejszyłoby się znacznie.

Druga metoda usiłuje zdać sobie spra­wę, jaki typ społeczeństwa urabiać się bę­dzie pod wpływem danego czynnika i doj­dzie z łatwością do przeświadczenia, że darowanie należności lekkomyślnemu dłuż­nikowi utrwala tylko jego lekkomyślność, rozluźnia w nim poczucie obowiązku i od­powiedzialności i uczy żyć z dnia na dzień kosztem otoczenia. Z drugiej strony, zbyt pochopnych ofiarodawców doprowadza do zaniku poczucia własnego prawa i robi z nich ludzi, gotowych za wszelką cenę okupić sobie spokój i nienarażanie się in­nym, inaczej mówiąc, pozbawia ich cha­rakteru. W społeczeństwie wreszcie jako całości wytwarza stosunki wysoce nienor­malne: u jednych na miejsce ofiarności świadomej i celowej powstaje ofiarność mimowolna, wadliwie skierowana, z dru­gich tworzy się warstwa ludzi niezdolnych żyć o własnych siłach, nieopatrznych i egoi­stycznych zarazem.

W naszym społeczeństwie współczesnym nader szczupła jest garstka ludzi, która w ogóle stawia sobie jakiekolwiek zagad­nienia etyczne i dąży do umiejętnego ich rozwiązania. Przejawiający się sporadycz­nie w czasach ostatnich tzw. „ruch etyczny”, o ile nie jest zupełnie oderwany od życia i nie zadawala się przeżuwaniem strawy duchowej, na obcych polach ze­branej, stając wobec pytania, które nasuwa się bezpośrednio z powyższych słów Spen­cera, szuka niezmiennie odpowiedzi w kantowskiej formule moralności, nie podejrze­wając jak gdyby nawet, że może być inny punkt widzenia w tym względzie, że typ społeczeństwa, na który składa się postępowanie jego członków, stanowi najważ­niejsze, jedynie miarodajne wskazanie ety­czne, gdyż od niego zależy charakter i po­ziom moralności zbiorowej, a więc moral­ność społeczeństwa samego.

W parze z tym stanem naszej umysłowości idzie zjawisko z dziedziny społecz­nej, będące zarazem przyczyną i skutkiem poprzedniego, mianowicie, że ta sfera na­szego społeczeństwa, która przoduje mu na każdym polu, podejmuje zadania pu­bliczne i wytwarza opinię, daje inicjatywę i prowadzi pracę społeczną, świeci ofiar­nością i poświęceniem, która, słowem, nie­sie w sobie życie i tworzy nowe jego formy, ta sfera nie przedstawia żadnego wyraźnego typu społecznego i nie posiada określonej fizjonomii moralnej, nie jest więc w stanie ani nadać wybitnej indywi­dualności całemu społeczeństwu, ani wy­tworzyć dla niego odpowiedniego systematu pojęć etycznych. Z dawnych tradycji raczej niż z żywego poczucia, przeję­liśmy pogląd, łączący typ dobrego i pra­wego człowieka z typem dobrego i pra­wego obywatela, chociaż panująca dziś opinia, zapatrzona wyłącznie w moralność jednostkową, ani zrozumieć należycie tej łączności, ani uzasadnić jej nie potrafi, za­czyna się też sceptycznie zapatrywać na zasadę samą. Poza tym występuje rozpa­czliwa chwiejność i rozbieżność, zarówno pojęć jak i postępowania, rażące sprzecz­ności nie tylko w życiu zbiorowym, ale i w prywatnym życiu jednostek. Dowodzi to, że sfera, która świeci przykładem ogó­łowi, a więc wytwarza etykę postępowa­nia, sama nie posiada żadnej indywidual­ności, nie przedstawia sobą żadnego określonego typu moralnego, jest więc sama bez charakteru.

„Być może, powiedzą nam, że nie przedstawiamy jednolitego, wyraźnego typu moralnego, ale mamy określone ideały ety­czne, które przyświecają niezmiennie obe­cnemu pokoleniu i stanowią dla niego wytyczne hasło postępowania. Przewodnie zasady moralne są zawsze nieliczne i dają się sprowadzić do najogólniejszych wska­zań. Takim wskazaniem, takim ideałem dla najlepszej części naszego społeczeń­stwa jest altruizm; on nam daje pro­bierz dobra i zła, bo sam jest dobrem bezwzględnym, przeciwstawienie zaś jego - egoizm jest sam w sobie złem, którego za­nik idzie w parze z rozwojem postępu etycznego. Kto posiada ideały i w czyn je wprowadza, ten posiada etykę, brak zaś jednolitego typu moralnego jest tylko na­stępstwem zbyt słabego przejęcia się ze strony ogółu ideałami moralności”.

Takie są, mniej lub więcej ujęte w teo­retyczną formę, obiegowe pojęcia w tym względzie. Rewizja tych pojęć była wpraw­dzie przeprowadzona w popularnej u nas literaturze etycznej, nie pozostawiła jednak żadnych głębszych śladów w opinii.

Znaną jest próba Spencera uprawnie­nia egoizmu w życiu jednostek, w myśl założenia, że „istota każda musi przede wszystkim żyć, aby mogła działać”, praca więc nad zachowaniem i rozwojem włas­nego bytu powinna zajmować pierwsze miejsce w szeregu naszych wysiłków: „zu­pełne zaparcie się siebie sprowadza śmierć, nadmierne - chorobę, bardziej umiarko­wane - spadek sił fizycznych, a zarazem zmniejszenie się zdolności do wypełniania obowiązków, zarówno wobec siebie samego, jak i wobec innych”. Ojciec, przeciążający się pracą dla dobra rodziny, może ją po­zbawić przedwcześnie jedynej podpory; człowiek, oddany sprawom publicznym z zupełnym zaparciem się siebie, wyczerpuje szybko swe siły i staje się wkrótce nie­zdatnym do należytego wypełniania swych obowiązków.

Rzecz wysoce charakterystyczna, że opinia nasza i krytyka przyjęły ten właś­nie punkt wywodów Spencera z powątpie­waniem i przyznały mu co najwyżej pe­wne znaczenie jako postulatowi biologicz­nemu, wypływającemu z potrzeby zacho­wania gatunku, ale posiadającemu nader wątpliwą wartość etyczną. Rozumowano tak: jeżeli ojciec rodziny lub działacz na polu publicznym oszczędzają swe siły i dbają o ich zachowanie w celach nieosobistych, uczucia ich pozostają w istocie rzeczy te same, tylko altruizm w ostatnim wypadku będzie lepiej wyrozumowany i rozsądniejszy, należy więc wystrzegać się nieracjonalnego altruizmu, który może okazać się szkodliwym, nie zmieniając w niczym zasad etycznych, opartych na podstawie altruizmu dobrze pojętego.

Otóż na wstępie zaraz powstaje pewna trudność. Polega ona na tym, że, przyjmując dwojaką postać bezinteresowności, je­dną dodatnią, drugą ujemną, zmuszeni bę­dziemy oprzeć nasze postępowanie na in­nej zasadzie etycznej niż na przesłance bezwzględnego altruizmu, jako nakazu pow­szechnego, gdyż altruizm „nieracjonalny” wypadnie wtedy z niej usunąć.

Spróbujmy go uczynić racjonalnym, to jest takim, który wyklucza wszystkie złe strony kierowania się nieograniczonym uczuciem bezinteresowności. Złe te strony dają się sprowadzić do kilku głównych punktów.

Altruizm bezwzględny, przyjęty w pewnym środowisku jako powszechny nakaz moralny, wytwarza położenie w najwyż­szym stopniu nienormalne: każdy myśli o innych, inni zaś myślą o nim. Jest to wynik logiczny i nieunikniony, nie można bowiem wydawać, nie przyjmując w zamian. Któż z nas nie widział przykładów podobnych altruistów, zwłaszcza wśród mło­dzieży, tak skłonnej do przeprowadzania bezwzględnego swych zasad teoretycznych? Są oni gotowi wszystko rozdać innym, choćby miało im braknąć na najpierwsze potrzeby; dbając wyłącznie o dogodzenie współkolegom, wyzuwają się ze środków niezbędnych do spełniania należytego wła­snych zadań życiowych, a nie umiejąc ni­komu niczego odmówić, zmuszeni są od­mawiać sobie wszystkiego. Bohaterowie altruizmu? - nie, raczej jego sybaryci! Po­zbawiając się dobrowolnie niezbędnych środków istnienia, stają się oni nawzajem przedmiotem ciągłej opieki i ustawicznej troski ze strony otoczenia; koledzy myślą za nich o ich potrzebach i zaspakajają je z tysiącznymi ostrożnościami, aby nie ura­zić ich godności. W takim środowisku największego altruistę poznaje się często po tym, że najwięcej musi przyjmować od innych. Podniesione do metody postę­powanie takie daje w rezultacie dziwny system asekuracji wzajemnej, przy którym zależność jednych od drugich staje się powszechną, a samodzielność jednostki spada do zera[1]. Przypomina to siatkę dru­cianą, złożoną ze słabych niehartownych ogniw, tak misternie jednak przylegających do siebie, że ciśnienie ich wzajemne nigdy nie przypada w poprzek drutu, ale rozkłada się wzdłuż jego powierzchni: niech się jedno ogniwo wypadkiem od­wróci, sąsiednie nie wytrzymają nacisku, siatka pęka i rozłazi się jak zbutwiała tka­nina.

Altruiści bezwzględni nie mogą być konsekwentni. Uważając swe postępowanie za wyraz nakazu moralnego, obowiązującego wszystkich, w imię tego samego altruizmu muszą dać pewną folgę budzącym się w nich przez reakcję instynktom egoistycznym, aby dostarczyć również sposobności innym do wywzajemnienia się i wykazania swej bezinteresowności, a idąc dalej w tym kie­runku, oswajają się z ciągłym przyjmowa­niem usług od otoczenia, składają stopnio­wo na nie całą troskę o swój byt i kończą zwykle na tym, że stają się ciężarem spo­łeczeństwa. Wtedy, nie mając już z czego dawać, wyłącznie przyjmują od innych, poczytując to za rzecz normalną, należną im niejako w imię zasad etyki publicznej. Ileż to u nas w poprzednim pokoleniu stwarzano synekur i pomocy zbiorowych dla ludzi tej kategorii, którzy pożyczali, ręczyli, rozdawali, gościli i pomagali, dopóki nie przetrwonili majątków, aby żyć potem z łaski przyjaciół i sąsiadów.

Jeżeli altruizm bezwzględny musi koniec końców demoralizować nawet tych, dla których stanowi jedyną zasadę etyczną jest on jeszcze bardziej demoralizujący dla dalszego otoczenia. Z pomocy korzystają nie tylko ci, którzy okazywali niegdyś lub okazują takąż pomoc innym, ale równie często ludzie nie dający otoczeniu nic w zamian. W ostatnich nie tylko osłabia ona wszelką samodzielność i energię życia, ale budzi wprost instynkty egoistyczne i żądzę używania. Któż z nas nie widział przykła­dów, jak zbytnia pieczołowitość najbliż­szych i ustawiczna pomoc z ich strony nie tylko zabijała charaktery, ale wprost ła­mała życie tym, których brała w opiekę! czy to była matka, nieumiejąca z miłości niczego dziecku odmówić i zaspakajająca wszystkie jego zachcianki, czy młodzież, utrzymująca ze stypendium koleżeńskiego niezamożnego próżniaka, z którego wyrastał później prosty wyzyskiwacz. W ogóle więc stwierdzić możemy ten fakt niezaprzeczony, że przesadny altruizm, panujący w pewnym środowisku, w sposób nieunikniony i fatalny wyrabia egoizm wśród tych wszystkich, którzy z jego opieki korzystają, bilans więc społeczny podobnego postępowania nie jest bynajmniej taki, za jaki podają go zwo­lennicy nieograniczonej bezinteresowności.

Altruizm bezwzględny wyklucza wszel­ką celowość życia i nakreślony z góry plan postępowania. Kolega oddający, bied­nemu współkoledze pieniądze, przeznaczone na wpisy lub egzaminy, rzuca na los wy­padku cały plan swego wykształcenia. Każdy cel życiowy, każdy ukartowany za­miar wisi na włosku pierwszego lepszego altruistycznego popędu, wywołanego wy­padkowo silnym wrażeniem zewnętrznym. Idąc za takim popędem, jednostka bierze na siebie ciężary bez kontroli, a następnie w swojej osobie narzuca te ciężary otocze­niu. Na takich podstawach oparty system asekuracji wzajemnej wytwarza typ współ­działania nieskoordynowanego, a wyniki jego będą zawsze nieobliczalne.

Na koniec etyka altruizmu bezwzględ­nego prowadzi do arystokracji duchowej. Człowiek przypisuje sobie większą wartość od innych, nie dlatego, że więcej korzyści społeczeństwu przynosi, ale dlatego jedy­nie, że czuje w pewien sposób, który uważa za duchowo wyższy. Łatwo poczytywać się za cnotliwego, gdy zadawalamy się poczuciem dobra, które pragnęlibyśmy zro­bić, a nie zdajemy sobie sprawy ze zła, które robimy. Na takiej to podstawie dzieli się ludzi na dwie kategorie - altruistów i egoistów, przy czym pierwsi uważają się za jedynych nosicieli etyki i przedstawicieli moralności.

Powróćmy teraz do owego młodzieńca, oddającego otrzymane od rodziców na wpisy pieniądze potrzebującemu koledze. Przy pe­wnym odpowiednim zbiegu okoliczności, bynajmniej nie wyjątkowym, czyn jego, tak bezmyślnie stawiany przez panującą u nas opinię na piedestał etyczny, może się oka­zać potrójnie niemoralnym: przyczyni się on do zdemoralizowania kolegi, ucząc go co najmniej liczyć na nieprzewidzianą po­moc[2], a być może rozwijając w nim pierw­sze instynkty pasożytnictwa; dającemu po­krzyżuje plan dalszej pracy, utrwali w nim wadę niewykonywania podjętych obowiąz­ków, być może zwichnie na zawsze właściwy wybór zawodu, a z nim i wydajność użytecznej dla ogółu pracy; na koniec, od­dając cudze pieniądze na inny cel, niż były przeznaczone, nasz altruista popełnia swego rodzaju sprzeniewierzenie na szkodę rodziców.

Otóż, jeżeli nie będziemy chcieli twier­dzić, że moralność jest kategorią czysto indywidualną, nie zaś społeczną, że obo­jętne są dla niej skutki czynów, skoro intencja jest dobra, jeżeli, słowem, nie sta­niemy na stanowisku utożsamiania etyki z czysto indywidualistycznymi pojęciami „grzechu” i „cnoty”, czym byśmy jej ode­brali całą podstawę przedmiotową i całą wartość społeczną, przyznać będziemy zmu­szeni, że moralność nie jest bynajmniej równoznaczna z altruizmem, co więcej, że można być skończonym altruistą, a zara­zem postępować niemoralnie. A kto postę­puje niemoralnie, ten jest niemoralnym.

Powyższe uwagi wyjaśniają nam same przez się, na czym polega poszukiwana przez nas „racjonalność” altruizmu. Jest ona niczym więcej, jak punktem widzenia społecznym, nieodłącznym od wszel­kiego naukowego traktowania zagadnień etycznych.

Altruizm racjonalny, jak widzimy, nie może być bezwzględny, zmuszony jest bo­wiem liczyć się z następstwami i skutkami swych czynów, odbijającymi się na środo­wisku ludzkim, a pozbawiony swego cha­rakteru bezwzględnego, traci zarazem wszel­ką wartość, jako zasada przewodnia i punkt wyjścia etyki praktycznej; etyka bowiem, jako system nakazów moralnych, musi być i pozostać bezwzględną.

Na to, aby wybrnąć z zaznaczonych wyżej trudności, samo przykładanie do al­truizmu miarki racjonalności jako czysto rozumowe dociekanie możliwych następstw postępowania, nigdy wystarczające być nie może. Czynnikiem, normującym życie i czyny ludzkie, nie są pojęcia i rozumo­wania, zwłaszcza, gdy im się przeciwsta­wia uczucie, w odmiennym popychające kierunku, ale głęboko leżące instynkty czło­wieka, na nie zaś nakaz racjonalności po­stępowania żadnego poważnego wpływu wywrzeć nie może, o ile wychowanie i tradycja rozwijać będą wyłącznie popędy tak zwanego „dobrego serca”, jako jedynie moralne.

Najważniejszy jednak wniosek, jaki z głębszego zastanowienia się nad „racjonalnością” altruizmu wyprowadzić możemy, na tym polega, że o ile czynnikiem, pow­ściągającym owe nieskoordynowane popędy dobrego serca jest głębszy pierwiastek instynktowo-uczuciowy (a taki tylko może tu stanowić przeciwwagę skuteczną), nie bę­dzie on miał nic wspólnego z altruizmem, polegającym na współczuciu, do którego najzupełniej mylnie wszelki altruizm spro­wadzany bywa. Czynnikiem hamującym będzie tu instynkt społeczny, popychający nas do utożsamiania naszych popędów z interesem ogólnym, a pod względem uczu­ciowym - ta szczególna odmiana altru­izmu, która polega na solidaryzowaniu się z egoizmem zbiorowej całości.

Gdy spotykam przy drodze zawodo­wego żebraka, iść mogę za popędem jed­nego z dwóch uczuć, z których każde bę­dzie natury altruistycznej: bądź poruszony współczuciem na widok zewnętrznych obja­wów nędzy, dam mu jałmużnę, bądź też przeważy we mnie uczucie solidarności ze społeczeństwem, dla którego zawodowe że­bractwo jest objawem chorobliwym, istnie­jącym tylko dzięki bezmyślnej, nieskoordy­nowanej i niezorganizowanej ofiarności; wtedy zapanuję nad uczuciowym altruistycznym popędem, odmówię jałmużny żebra­kowi, a natomiast, niezależnie od wrażeń bezpośrednich, popierać będę odpowiednie instytucje publiczne i towarzystwa dobro­czynne.

Widzimy, że koniecznym jest rozróżnia­nie dwóch gatunków altruizmu: jeden zmy­słowy opiera się na współczuciu, litości, uprzejmości, chęci dogodzenia innym lub uniknięcia widoku cierpień; graniczy on blisko, a nawet utożsamia się często z egoi­zmem; drugi - samowiedny, polega na zlaniu swych uczuć z dobrem zbioro­wości, na traktowaniu jej spraw w taki sposób, w jaki się swoje osobiste sprawy traktuje, nie jest więc niczym innym, jak egoizmem społecznym, odbijającym się w instynktach gromadzkich jednostki.

Pierwszy można by nazwać również in¬dywidualistycznym lub ściślej bio­rąc, ze względu na sam charakter altrui­zmu, jako stosunku pomiędzy ludźmi, - indywidualistyczne towarzyskim; drugi jest z istoty swej społecznym[3].

Dwom rodzajom altruizmu odpowiadają również dwa rodzaje egoizmu, gdyż oba te, na pozór wykluczające się wzajemnie uczucia, jak widzieliśmy, nie tylko splatają się silnie ze sobą, ale stanowią często dwie strony jednego i tego samego zjawiska.

Egoizm zmysłowy polega na dąże­niu bezpośrednim do szukania zadowolenia i unikania cierpień, stanowi też często istotny punkt wyjścia, a nawet bodziec bez­pośredni dla zmysłowego altruizmu, jak na to wskazują przykłady ślepego przywiąza­nia rodziców do dzieci, pobłażania złu dla uniknięcia walki, usuwania za wszelką cenę widoku cierpień lub niezdolności do spra­wienia bólu innym, choćby to miało być wynikiem potrzeby a nawet konieczności. Egoizm zmysłowy służy za podstawę systematu etycznego, zwanego utylitaryzmem, którego podwaliny założył Epikur, twórcą zaś był Bentham.

Egoizm samowiedny opiera się na poczuciu godności osobistej i własnej war­tości, na wolności i niezależności wewnętrz­nej, na ambicji, pragnącej zaznaczyć się dodatnio w życiu zbiorowym, na głębokim przejęciu się odpowiedzialnością osobistą, na estetyce czynów, w każdym razie na silnej indywidualności, występującej jako czynnik w życiu społeczeństwa. Każe on jednostce być zawsze w zgodzie z sobą, z własnym sumieniem i z interesem ogółu, a w praktyce posiada często wszystkie ze­wnętrzne znamiona altruizmu i okupywać się może największymi nawet ofiarami na rzecz dobra ogólnego. Egoizm samowiedny nie został wprowadzony do żadnego systematu etycznego, chociaż stanowił zawsze potężną dźwignię postępu moralnego, chyba w nauce Stoików znajdziemy pojedyncze jego rysy, pozbawione, wszakże jedynie właściwego mu podkładu społecznego.

Jak widzimy z powyższego, oparcie klasyfikacji etycznej na przeciwstawiającym się egoizmowi altruizmie bezwzględnym jako na kamieniu probierczym moralności, jest nie tylko pozbawione wszelkiej umie­jętnej wartości, ale wręcz niemożliwe do przeprowadzenia. Altruizm zmysłowy i ego­izm zmysłowy, wbrew pozorom, należą do jednego i tego samego typu duchowego, przeplatają się, łączą ze sobą i przechodzą z łatwością jeden w drugi, tak że etyka utylitarna mogła nawet nie bez pewnego powodzenia sprowadzić pierwszy do dru­giego, przypisując każdej bezinteresowno­ści bodziec samolubny. Z drugiej strony, altruizm samowiedny i egoizm samowie­dny wiążą się organicznie ze sobą i wy­stępują łącznie w życiu zbiorowym jedno­stki. Gdybyśmy usiłowali sprowadzić ich do siebie, zobaczylibyśmy, że drugi roz­pływa się raczej w pierwszym, egoizm bo­wiem samowiedny czerpie wszystkie swe bodźce z poczucia dobra społeczeństwa, stara się tylko odegrać w jego życiu rolę czynnika samodzielnego.

Mamy więc przed sobą dwa odrębne typy moralne, odpowiadające dwom na wskroś różnym od siebie charakterom uczuciowym - zmysłowemu (choćby z pod­kładem najbardziej altruistycznym) i samowiednemu. Jednemu z nich przyznać musimy wyższość etyczną i oprzeć na nim nakazy moralnego postępowania.

Oczywiście oba te typy, tak rozbieżne w dziedzinie wyższych zagadnień moral­ności, zbliżają się do siebie, gdy idzie o wspólne ich przeciwstawienie czynom z istoty już swej niemoralnym i przez oba za takie uznawanym, jak rozwijający się kosztem innych egoizm zmysłowy lub in­dywidualizm, przeciwstawiający swoje »ja« wszystkiemu co go otacza. Obracając się w dziedzinie etyki różnie pojmowanej, nie bierzemy w rachubę instynktów i popędów, bezspornie niemoralnych z każdego punktu widzenia.

Po tym zastrzeżeniu, łatwo zauważyć na pierwszy rzut oka, że wybór nasz pomię­dzy dwoma typami moralnymi zależeć musi od tego, której z dwóch teorii ety­cznych oddamy pierwszeństwo, czy indy­widualistycznej, stawiającej sobie za cel osiągnięcie najwyższego typu człowieka, czy społecznej, dążącej do osiągnięcia naj­wyższego typu społeczności ludzkiej; czy tej, która główny nacisk kładzie na podmiotowe pobudki w duchowości jednostki, czy też tej, która podporządkowuje te po­budki przedmiotowym czynom, rozpatrywa­nym jako czynniki życia zbiorowego.

Odpowiednio do tych założeń a na tle dwóch powyżej skreślonych, odrębnych ty­pów uczuciowości, zarysować się muszą również dwa odmienne systematy etyki sto­sowanej. Typowi charakteru zmysłowemu, a zarazem założeniu indywidualistycznemu, odpowiadać będzie etyka dogmatyczna, która bierze każdy czyn sam w sobie, nie­zależnie od czasu, miejsca, okoliczności i skutków, gdyż w ten tylko sposób utrwa­lić może idealny typ jednostki, rozpowszech­nić praktykowanie jednej dla wszystkich zasady i uczynić z niej bezwzględną normę prawa moralnego. Typowi samowiednemu, a zarazem założeniu społecznemu, odpo­wiadać będzie etyka, którą nazwalibyśmy autonomiczną, a która bierze pod uwagę wszystkie konkretne warunki bytu i stosunków ludzkich i na ich podstawie dopiero wskazuje każdemu w sposób bez­względny właściwe jego stanowisku obowiązki indywidualne i społeczne[4].

Musimy więc wybierać pomiędzy dwo­ma systematami etyki stosowanej: pomię­dzy etyką ideału, osobistą, indywiduali­styczną, zmysłową i dogmatyczną[5], a etyką idei zbiorowej, społeczną, samowiedną i autonomiczną. Którąkolwiek wybierzemy, musi być ona bezwzględną, gdyż tylko taki systemat nakazów moralnych zasłu­guje na miano etyki, zdolnej urabiać i! pod­nosić życie ludzkości.

Etyka ideałów stawia sobie za cel bezpośredni, jeżeli nie osiągnięcie, to przy­najmniej zbliżenie się jednostek do stanu doskonałości bezwzględnej, przy czym poję­cie doskonałości, pozbawione przedmioto­wej oceny społecznej, musi być mniej lub więcej aprioryczne. Nie stawia ona przed oczy całkowitego, jednolitego i realnego typu moralnego, ale składa się z szeregu luźnych przepisów etycznych, jednako obo­wiązujących wszystkich, zawsze i wszę­dzie, i dlatego po większej części nega­tywnych. Zbliżenie się do stanu doskona­łości polega na coraz bardziej szczegółowym i skrupulatnym stosowaniu wyznawa­nych zasad do praktyki życia codziennego, doskonałość zaś, brana czysto indywidual­nie, istnieć ma sama w sobie i ma być sama dla siebie celem. Stąd taki szereg nakazów moralnych jak: nie zabijaj, nie czyń bezprawia, nie szkodź innym, bądź bezwzględnym altruistą lub bezwzględnie czystym, jeżeli chcesz doskonałość osiąg­nąć, nie kłam, nie sprzeciwiaj się złu itd. Nauka Tołstoja przedstawia typowy i ja­skrawy, chociaż niewątpliwie krańcowy przykład tego rodzaju nakazów.

Etyka ideałów nosić ma charakter bez­względny, na tym punkcie przypisuje się jej nawet pewnego rodzaju monopol. W isto­cie rzeczy ideały różnych czasów i różnych ludów jaskrawo odskakują od siebie, wśród tego samego nawet społeczeństwa zmieniają się zasadniczo z pokolenia w po­kolenie. Podobnież ma się rzecz z prak­tyką. Moralność musi być bezwzględna, do­skonałość zaś może być tylko względna, jako możliwie najlepsze w danych warun­kach zbliżenie się do owego względnego już w perspektywie różnych czasów ideału, jeżeli nie chce poprzestać na formalnym pełnieniu nakazów czysto negatywnych. Etyka ideałów tworzy na każdym kroku takie sytuacje moralne, że czynić musi po­ważne i zasadnicze ustępstwa ze swych przepisów i wchodzić w kompromisy z wa­runkami, to też zwalczając w zasadzie z całą siłą wszelki oportunizm, w istocie rzeczy zaprawia ludzi do niego. Człowiek, z natury swych ułomności, idealnym być nie może, zbliżanie się jego do stanu do­skonałości podlega w rzeczywistości tylko nakazom względnym, zależnym od stopnia tego zbliżenia.

Tak więc pierwszy warunek prawdzi­wej etyki, jej bezwzględność, wysunięty pozornie przez etykę ideałów na plan pierwszy, okazuje się w istocie rzeczy złudnym. I rzeczywiście, czyż najbardziej nawet dogmatyczny jej zwolennik zakaże zabijać w walce temu, co broni ojczyzny od najścia nieprzyjaciół, czy zaleci celibat osobie kochającej i kochanej, która prag­nie ognisko rodzinne założyć, czy zabroni kłamstwa, gdy prawda zabić może lub zgu­bić innych, czy potępi sprzeciwianie się złu, gdy to zło jest krzyczącym bezpra­wiem? Jeżeli tak, przestał on już być mo­ralistą, a jest tylko suchym, zimnym, z gruntu niemoralnym fanatykiem! Prawo zna z dawna maksymę: summum ius, summa iniuria[6]; nadmierne przestrzeganie ideału moralności również do niemoralności pro­wadzić musi.

Etyka ideałów, w słowach tylko bez­względna, odbija się całym szeregiem skut­ków ujemnych zarówno na życiu jednostki, jak i na stosunkach społecznych:

I. Stwarzając sytuacje bez wyjścia, prowadzi do tego, że podcina u podstaw dwie najkardynalniejsze zasady moralności samowiednej: „bądź zawsze szczerym” i „bądź zawsze w zgodzie z własnym su­mieniem”. Czy może być szczerym czło­wiek, który głosi zasadę bezwzględną, wie­dząc o tym z góry, że przy pierwszym zbiegu okoliczności siebie i innych rozgrzeszyć będzie zmuszony od pogwałcenia tej zasady? Czy może być w zgodzie z własnym sumieniem ten, którego najzdrowsze in­stynkty i najlepsze uczucia pchają w pew­nym kierunku, przyjęty zaś w imię konsekwencji suchy dogmat etyczny w prze­ciwnym? Radzić tu sobie umie tylko na­tura Rosjanina, tego klasycznego zwolen­nika etyki najdziwaczniejszych ideałów. Nie robi on sobie na ogół zbytnich skrupu­łów z odstępowaniem od głoszonych zasad, powtarza tylko przy tej okazji ze spokojną rezygnacją: kakoj-źe ja odnako padlec! Są zresztą ludzie, którzy widzą w tym objaw szczerości charakteru.

II. Etyka ideałów może dawać nakazy moralne, ale nie może zrodzić powszech­nego dla wszystkich obowiązku. Naciąga­jąc strunę „doskonałości” do granic, prze­chodzących siły przeciętnego uczciwego człowieka, robi z niej co najwyżej wzór, który ten tylko naśladować będzie, kto ma chęć i wolę to uczynić, i o tyle tylko, o ile będzie zdolny do tego, słowem żąda wię­cej, aby cośkolwiek osiągnąć. Takie na­kazy etyczne nie mogą mieć żadnej war­tości, jako regulatory powszechne stosun­ków społecznych. Z chwilą zaś, gdy zwolennicy etyki ideałów zechcą z nich ukuć prawa moralne, obowiązujące bezwzględ­nie cały ogół, wywołają tylko opozycję czynną ze strony tych, co się kierują za­sadami odmiennymi, uprawnią ich do two­rzenia nowych własnych szkół, choćby w kierunkach rozbieżnych, słowem, poderwą u podstaw jedność pojęć etycznych w społeczeństwie, bez której niema obo­wiązków powszechnych, a więc i moral­ności w życiu.

III. Do ideału zbliżyć się można tylko w pewnym kierunku, odpowiadającym na­szym przyrodzonym zdolnościom, które za pomocą ustawicznych ćwiczeń rozwijamy w sobie aż do stanu względnej doskona­łości. Etyka ideałów, gdy z istoty swej wszechstronnie, integralnie praktykowaną być nie może, wytwarza z konieczności specjalizację, i to w kierunku najmniej­szego oporu dla wrodzonych skłonności każdego, przez co prowadzi w sposób nie­unikniony do moralności jednostronnej; zbliżona do stanu „doskonałości”, przestaje już być etyką, a staje się swego rodzaju atletyką moralną, wzbudzającą być może podziw w gawiedzi, ale niepodnoszącą ani na jotę poziomu moralnego wśród ogółu.

IV. Jednostronność pociąga za sobą wy­łączność. Człowiek, zapatrzony w pewien dogmat, który mu się wydaje kamieniem węgielnym doskonałości, dojść musi do po­tępiania najbardziej nawet uprawnionych dążeń przeciwnych. Altruista bezwzględny oburzać się będzie na wszelki przejaw samowiednego egoizmu, chociażby ten był potężnym czynnikiem dobra ogólnego; czło­wiek stawiający sobie za ideał skromność potrzeb, potępi najelementarniejsze wyma­gania kultury, obniżając tym samem jej poziom wśród ogółu; idealizator bezwzględny czystości gotów będzie zatruć i podkopać szczęście przyszłe serce młodych, rzucając w nie jad zwątpienia, analizy rozkładowej i chorobliwej goryczy na punkcie tych stron życia, które właśnie idealizowane być powinny, jeżeli zachować mają całą czy­stość najpiękniejszego w swej bez wiedzy instynktu. Moralność, jak wszelkie postępo­wanie celowe, wymaga przede wszystkim miary, trafnej i wszechstronnej oceny po­łożenia. Z chwilą, gdy bierze za punkt wyjścia i miarkę czynów - ideały, ska­zana jest z góry na wyłączność i przesadę, staje się więc łatwo nietolerancyjną, bez­względną w potępianiu innych i despotyczną.

V. Oderwane i formalne czysto nakazy zastępują umiejętną dyrektywę postępowa­nia. Etyka ideałów operuje nie pojęciami, ale słowami, i nadaje im jakieś samoistne i bezwzględne znaczenie, niezależne od sto­sunków, które mają wyobrażać. „Nie zabi­jaj” w jej ustach znaczy „nie zadawaj śmierci”, niezależnie od tego, w jakich wa­runkach, w jakiej intencji i dla jakiego celu czyn ten zostaje spełniony, nic więc dziwnego, że niektórzy, konsekwentni w swej nielogiczności, rozciągają ten zakaz aż do zadawania śmierci zwierzętom; cze­muż nie roślinom zarazem? Nie będzie to jednak nie tylko zabójstwem, ale żadnym czynem niemoralnym, gdy taki apostoł dogmatu „nie zabijaj”, zalecając opór bierny przeciwko służbie wojskowej, wystawi swych sfanatyzowanych zwolenników na sądy wojenne ze wszystkimi ich następ­stwami, aby literze etyki stało się zadość. „Bądź czystym”, to znaczy w jej ustach - nie żyj życiem płciowym, a w każdym ra­zie poczytuj je za rzecz niską i złą w za­sadzie. Ale nie sprzeniewierza się czysto­ści ten, co pod wpływem tłumionych in­stynktów zdeprawuje swą wyobraźnię, zakazi duszę lubieżnością, a wszystkie myśli i uczucia zwróci na owoc zakazany.
To już nie zasady, to słowa, nabiera­jące - jak u ludów dzikich - wartości rzeczy samej w sobie. Dzięki temu dogmatyzmowi formuł i ślepej rutynie przepisów z nich płynących, etyka ideałów wpada w istną namiętność tworzenia sztucznych grzechów tam, gdzie ich niema, no - a oczywiście poczytuje za niewinne lub nawet moralne takie czyny, które stanowią cięż­kie przewinienia wobec etyki społecznej[7].

VI.. Stan wysokiego naprężenia ducho­wego, towarzyszącego dostrajaniu się do ideału, długo trwać nie może; przypada on zwykle na pewien ograniczony okres życia, na okres, pozbawiony najczęściej głębszych pokus i rzeczywistych zawikłań, a nawet prostego doświadczenia życiowego. Gdy te się zjawią, ideał, tak prosty dotąd i jasny, staje się zbyt szablonowym, dok­trynerskim i wyłącznym, ulega stopniowym modyfikacjom, zamienia się w coś innego lub, co gorsza, zapada się od razu, zosta­wiając tylko gruzy po sobie. Stąd tak czę­ste u nas porzucanie z wiekiem dawnych ideałów etycznych młodości, po których pozostaje tylko niesmak, zwątpienie w sie­bie i pustka moralna. Gorzej, gdy te ideały, utraciwszy grunt pod nogami i pozbawione rzeczywistej treści uczuciowej, starają się przetrwać jako doktryna etyczna. Wtedy ludzie zadawalają się wyznawaniem idea­łów, z których pozostaje to tylko, co było w nich ujemnego, a moralność zamienia się w pozę, blagę i obłudę. A ponieważ nie­wykonalne zasady postępowania są z góry na zawód skazane, zwyrodnienie etyki idea­łów w ciągu. życia ludzkiego jest zjawi­skiem niemal powszechnym.

VII. Na koniec, wśród zwolenników etyki ideałów tworzy się hierarchia typów mo­ralnych, mniej lub więcej zbliżonych do ideału. Ci, którym dane było wznieść się pod pewnym względem na wyżyny tre­sury moralnej, choćby stąd żadna dla ogółu korzyść nie płynęła, uważają się za typy wyższe od innych, za „nadludzi”, upraw­nionych do patrzenia z góry na tych, co nie osiągnęli wprawdzie pod żadnym względem doskonałości, ale pod wszyst­kimi względami pełnią należycie swe obo­wiązki człowieka i obywatela. I ogół pod­daje się w końcu tej mniemanej arystokracji duchowej, zapominając o tym, że od typu „nadczłowieka” daleko większą war­tość moralną i społeczną przedstawia typ „człowieka”.

Etyka ideałów, względna w swej istocie, niezdolna wytworzyć poczucia obowiązku powszechnego, rozbija społeczeństwo pod względem moralnym, wprowadza w nie chaos i anarchię duchową; wytwarzając sytuację bez wyjścia, wbija się klinem w serca i mózgi, sieje niepokój i rozterkę wewnętrzną, rozstrój i histerię, denerwuje ogół i tworzy z niego typ bez charakteru. W pogoni za doskonałością ludzie prze­stają być dobrymi członkami społeczeń­stwa, w pogoni za cnotą przestają należy­cie wypełniać swe obowiązki osobiste i oby­watelskie. Nie są to zaiste podstawy, na których dałoby się oprzeć odrodzenie mo­ralne narodu!

Etyce ideałów przeciwstawia się etyka idei, etyka społeczna. Zasadą jej prze­wodnią jest realne dobro konkretnego spo­łeczeństwa, do którego dana jednostka na­leży. Nakazem dla ostatniej będzie stwo­rzenie z siebie jednolitego, harmonijnego i silnego typu, odpowiadającego jej własnej indywidualności (egoizm samowiedny), da­lej - przywiązanie tej indywidualności do właściwych jej kół, sfer, grup i społeczeń­stwa całego (altruizm samowiedny), na koniec - zlanie się jej duchowe ze swym społeczeństwem i przyjęcie jego dobra, pragnień i celów za swoje (egoizm zbio­rowy).

Etyka idei nakłada na każdego obowią­zek doskonalenia się osobistego, ale w znaczeniu szkoły charakteru i szkoły życia obywatelskiego; natomiast pojęcie doskonałości, jakoby możliwej do osią­gnięcia przez trzymanie się ścisłe zasad idealnego żywota, jest jej zgoła obce. Kon­kretnych przepisów moralności społecznej nikt nam z góry, w gotowych formułach, podać nie może: trzeba wyrabiać w sobie charakter, instynkty publiczne i uczucia obywatelskie, trzeba ciągłej własnej pracy myśli, ustawicznego, całe życie trwającego wznoszenia się na coraz wyższy poziom siły wewnętrznej i obywatelskiej ekspansji, trzeba wciąż wzbogacać i potęgować swe funkcje społeczne, - wtedy jednostka będzie coraz lepiej wcielała ideę w życie, będzie coraz doskonalszą z punktu widze­nia etyki społecznej.

Etyka idei przyjmuje z góry, że dosko­nałość ludzka może być tylko względną i, zamiast ubiegać się - wzorem etyki idea­łów - o podniesienie jednostek na wyżyny tej względnej choćby doskonałości, troszczy się przede wszystkim o to, ażeby ogół osiągnął poziom moralności, nie­zbędny do prawidłowego układu stosunków społecznych. Woli ona podnieść ten po­ziom o jeden stopień skali etycznej, niż wi­dzieć garstkę ludzi, pnących się na szczyty owej skali i przerywających przez to wszel­ką łączność moralną z resztą. Każdy jej nakaz dotyczy tego tylko, co jest koniecz­ne dla dobra ogólnego, ale nakaz ten sta­nowi bezwzględny i powszechny obowią­zek dla wszystkich. A to wyklucza z góry wszelką możliwość oportunizmu. Oportu­nizm zjawia się tam tylko, gdzie panują bezwzględne zasady dogmatyczne; etyka społeczna uświęca z góry odstępstwo od pewnych obowiązków i nakazów, ale tylko w imię obowiązków i nakazów ważniej­szych i wyższych, co z oportunizmem nic wspólnego nie ma.

Etyka idei wkłada te same obowiązki na każdego, a nie na wybranych tylko. Mogą być stopnie w mniej lub więcej ścisłym i dobrem ich wykonywaniu, mogą się zjawiać ludzie zdolni do nadobowiązko­wych czynów, ale niema z góry niejako uprawnionej hierarchii doskonałości ludz­kiej, to też nie świętych, ale bohaterów ona wydaje.

Jednostki, zdolne wyprzedzić ogół pod względem pewnych, wrodzonych ich indy­widualności cnót moralnych, baczyć będą przede wszystkim, aby nie stanąć w kolizji z innymi obowiązkami moralności, a wtedy zadowalają się tym, że innym świecić będą przykładem, że wskażą im możność osiągnięcia w danych warunkach wyżyn swej roli społecznej, obcą im jednak będzie wszelka myśl stwarzania etyki wła­snej, narzucania jej komukolwiek, a tym mniej szerzenia prozelityzmu. Obywatel, oddający się w całości dobru publicznemu, od innych wymagać będzie tylko sumien­nego pełnienia obowiązków. Człowiek, prak­tykujący najdalej posuniętą czystość wy­powie walkę rozpuście, ale nie będzie pro­pagował celibatu powszechnego, inny, sta­jący w obronie życia ludzkiego, pracować będzie nad zmianą obyczajów i pojęć na punkcie pojedynków lub kary śmierci, jako przeżytków innego ustroju, ale nie będzie wzywał rodaków, powołanych do obrony kraju, aby rzucali broń pod nogi nieprzy­jaciela lub choćby tylko uchylali się od tego najpierwszego obowiązku obywatel­skiego.

Na miejsce dogmatycznego zakazu „nie kłam”, etyka społeczna postawi inny, mniej wyłączny, mniej formalny, ale głębszy za­razem: „nie bądź kłamcą”, nie bądź typem charakteru fałszywym i niegodnym zaufa­nia, postępowanie twoje niech będzie zawsze prawe, a pozostanie ono takim, gdy w głębokim poczuciu obowiązku wypowiesz bez skrupułów świadome kłamstwo, skoro wy­maga tego dobro wyższego rzędu, twoja niezależność wewnętrzna i twój charakter. Czy prześladowany za wiarę, pytany o księ­dza, który mu potajemnie sakramentów udzielał, nie ma obowiązku moralnego za­słonić go kłamstwem? czy urzędnik, zapy­tany zręcznie o tajemnicę urzędową, gdy, uchylając się od odpowiedzi zdradzić ją może, nie powinien zmylić domysłów? czy dowódca, przygotowujący fortel, nie ma prawa rozpuszczać fałszywych wieści? czy będąc w posiadaniu wiadomości, która by drugą osobę zabiła, nie powinienem na jej zapytanie odpowiedzieć kłamstwem? Czy nagabnięty natarczywie przez natręta o moją tajemnicę osobistą nie mam prawa zbić jego domysłów, gdy milczenie mnie zdra­dzi? Jeżeli zwolennik formalnego zakazu „nie kłam” stanie tu z nim w zgodzie, nie tylko zada kłam i gwałt własnemu sumie­niu, ale popełnić może zbrodnię moralną. Mówiąc nieprawdę z całą samowiedzą, po­zostaje nie tylko wewnętrznie, ale i na zewnątrz prawym i moralnie czystym, bo nie jest kłamcą ten, co unikając wykrętów i faryzeuszostwa, broni niezależności swego sumienia.

Przed zakazem „nie czyń bezprawia”, etyka społeczna wysuwa na plan pierwszy zakaz - „nie znoś bezprawia”; tamten może być tylko wskazaniem negatywnym, otamowującym co najwyżej popęd do nad­użyć, ten jest rzeczywistym regulatorem stosunków społecznych, czynnikiem ustroju, nie znoszącego bezprawia w swym łonie. Porządek prawny jako pierwszy warunek szczęśliwości ogólnej, nie może polegać na łasce i dobrej woli ludzi, którzy mają czę­sto interes w jego naruszaniu, ale na takim powszechnie obowiązującym nakazie, który czyni jego gwałcenie niemożliwym lub przynajmniej szkodliwym dla gwałciciela. Pierwszy zakaz godzi się najzupełniej z tchórzliwą ucieczką przed bezprawiem, a w końcu wyrabia odpowiednią skłonność wśród ogółu, drugi - czyni z mężnej prze­ciwko niemu walki obowiązek wobec sa­mego siebie i wobec społeczeństwa, stwa­rza przeto pełen charakteru typ człowieka i obywatela. „Obrońcą praw państwa i na­rodu, mówi Rudolf Jhering[8], jest ten, kto poczuwa się do obowiązku obrony praw prywatnych; te same zalety, które nabył w walce o prawo prywatne, są konieczne w walce o prawa państwowe, co zasiane było i dojrzało w prawie prywatnym, to przyniesie owoc w prawie państwowym i narodowym”.

Przykazanie Tołstoja „nie sprzeciwiaj się złu” jest w świetle etyki społecznej z gruntu niemoralne, gdyż każąc nam zło tolerować, czyni nas jego wspólnikami. Me wytrzymuje ono nawet kantowskiej miarki moralnej, z chwilą bowiem, gdyby się stało bezwzględnym i powszechnym prawidłem dla wszystkich, przestępstwa, bezprawia i nadużycia nie znałyby hamulca, a społe­czeństwo samo ulec by musiało rozkładowi. Jest to hasło beznadziejnego niewolnictwa, zrodzone na gruncie pozostałej we krwi tradycji jarzma mongolskiego, a wzrosłe wśród wiekowego fatalizmu władzy i służące mu bezwiednie.

Zamiast opartego na zmysłowym altrui­zmie nakazu czynienia dobrze tym wszyst­kim, z którymi zetknie nas przypadek i wir stosunków, występuje naprzód nakaz odda­wania pierwszeństwa tym, wobec których mamy przyrodzone obowiązki, a dalej nakaz podnoszenia i rozwijania indywidualności grupy, do której należymy, pracowania dla jej dobra, potęgowania szczęśliwości zbio­rowej. Moralność polega na ścisłym zespo­leniu się jednostki ze swym przyrodzonym środowiskiem, a wtedy wszelki przejaw jej altruizmu stanie się samowiednym i dzia­łać będzie w imię dobra tego środowiska, w imię egoizmu zbiorowości.

Każdy z dwóch zasadniczych typów etycznych ma swoją odrębną koncepcję tego, co nazywamy silną indywidual­nością moralną. Etyka ideałów przy­pisze ją temu, kto najdalej sięga myślą w przyszłość na punkcie pewnych stron życia, oderwanych od całości stosunków, najskrupulatniej i najbezwzględniej prze­prowadza wysnute stąd wskazania, a więc pod pewnym względem najdalej odskakuje od przyjętych w jego środowisku poglą­dów. Niestety, wyróżnianie się nie stanowi indywidualności, gdyż brakować jej może dwóch znamion zasadniczych: oryginalno­ści i twórczości. Jeżeli gdzie, to w dzie­dzinie idealistycznych pomysłów etyki - nic nowego pod słońcem. Odnaleźć mało ogółowi znane lub dawno zapomniane tezy, podnieść je do znaczenia pierwszorzędnego, ukuć z nich nakazy bezwzględne i pod tym hasłem szerzyć prozelityzm, na to nie trzeba ani oryginalności, ani twórczości; tym bardziej dla propagowania cudzych, puszczonych już w kurs pomysłów, tu już spotykamy raczej zanik zupełny indywi­dualności, ślepe, często fanatyczne naślado­wnictwo, co najwyżej doprowadzanie tez już postawionych do krańców analizy i za­stosowania.

Etyka idei widzi silną indywidualność w człowieku, który, zespoliwszy się ściśle z najbardziej odpowiadającymi jego charak­terowi grupami, kołami lub prądami społe­cznymi, stanie się najlepszym ich wyrazem, wniesie w ich życie nowe pierwiastki do­datnie, stworzy lub podniesie ich typ i przy­czyni się do harmonijnego ich współdziałania dla dobra całości. Każda jednostka jest punktem, w którym przecina się wiele kół, grup i prądów społecznych: jednolita indywidualność polega na harmonijnym ich połączeniu w charakterze jednostki, twór­cza indywidualność - na połączeniu ich oryginalnym i płodnym lub na powołaniu do życia nowych tego rodzaju czynników. Takim twórczym połączeniem było np. zapisywanie się szlachty do stanu mie­szczańskiego w dzień ogłoszenia Konstytucji 3 maja, lub powołanie po raz pierw­szy przez Kościuszkę ludu wiejskiego do obrony kraju, będzie nim zlanie się dwóch stronnictw lub organizacji w imię dobra narodu, zaprowadzenie zgody wśród stron zwaśnionych, a nawet wniesienie myśli obywatelskiej w bezmyślne środowisko to­warzyskie. Tworzenie nowych czynników społecznych znajdziemy w organizowaniu obrony narodowej, akcji ratunkowej lub instytucji, pełniącej zaległą funkcję spo­łeczną, w filaretyzmie wileńskim, wytknię­ciu nowych dróg współdziałania i organizacji obywatelskiej, powołaniu do życia nowej gałęzi przemysłu, podniesieniu w spo­łeczeństwie poziomu obyczajów itp. Nie­wątpliwie, powiedzą nam, są to wszystko zasługi obywatelskie, znamionujące silną i twórczą indywidualność ich inicjatorów, ale co one mają wspólnego z etyką i mo­ralnością? To, odpowiemy, że są wciele­niem zasad etyki społecznej w życie, są czynami o daleko wyższej moralnej wła­śnie doniosłości, niż osiągnięcie osobistego ideału altruizmu, czystości, prawdomów­ności lub ograniczenia swych potrzeb.

Etyka ideałów jest etyką umysłów, oderwanych od swego przyrodzonego śro­dowiska, nieżyjących życiem realnym, ale tworzących swój własny świat w sobie i dla siebie; otoczenie jest dla niego po­lem doświadczalnym na którym ćwiczy się w uprawianiu swej moralności. Etyka idei jest etyką charakterów czynnych, twórczych w dziedzinie społecznej. Pierwsza wprowadza harmonię tylko w duszę jednostki, odciętej od świata, a dusza ta staje się sama dla siebie celem, druga - wprowadza harmonię w tętniące życiem i walką społeczeństwo, a jego dusza jest celem ostatecznym wszelkich wysiłków moralnych jednostki.

Etyka ideałów widzi tylko abstrakcyj­nego człowieka, pozbawionego wszelkich stałych węzłów społecznych, dbającego tylko o własną doskonałość. Etyka spo­łeczna ma na widoku konkretne stosunki, zachodzące pomiędzy indywidualnościami, zarówno jednostkowymi jak i zbiorowymi, i dąży do podniesienia typu tych stosunków. Nie polega ona jedynie na stosunku człowieka do własnego sumienia, ale na stosunkach ludzi do ludzi wewnątrz jednej grupy i na stosunkach grup pomiędzy sobą. Sumienie człowieka jest tylko odbi­ciem w jego duszy nakazów moralnych, z wyższego źródła, ze środowiska społecz­nego płynących.

Układając w szereg owe stosunki po­między indywidualnościami na podstawie wzrastającej ścisłości ogniw społecznych, otrzymamy następujące ich stopniowanie: walka otwarta indywidualności wrogich, antagonizm pomiędzy niemi, obojętność, wymiana usług, solidarność interesów, po­ciąg wzajemny i współdziałanie, przywią­zanie i obopólna pomoc, na koniec miłość i całkowite zespolenie. Każdy z tych sto­sunków posiada właściwe sobie zasady etycznego postępowania, a w każdej sytuacji jedno tylko wyjście jest bezwzględ­nie dobre. Jednostki lub grupy nie mogą się wyłamywać dowolnie z pod rygoru obowiązków, ciążących na typie stosunków właściwego im środowiska, jak żołnierzowi nie wolno ani wyrywać się z szeregów, choćby dla dokazania cudów męstwa, ani pozostawać w tyle. Bezwzględność etyki społecznej na tym polega, że postępowa­nie winno zawsze i wszędzie odpowiadać ściśle naturze stosunku, który jednostronnie a samowolnie nie może być zmieniany. Stosunek każdy, będąc z natury swej spo­łecznym, jest faktem przedmiotowym, nie może się więc określać na podstawie do­wolnych i zmiennych stanów podmioto­wych jednej ze stron zainteresowanych.

Cały postęp moralny ludzkości polega na stopniowym podnoszeniu się stosunków społecznych niższego typu na szczeble co­raz wyższe: każdy trwały krok w tym kie­runku będzie dobrem bezwzględnym, każde cofnięcie się - złem. Na to jednak, aby stan wrogiego antagonizmu, mający swe realne społeczne przyczyny, zamienił się na spokojne pożycie obok siebie lub współ­działanie, nie dość jest nakazów moral­nych, właściwych etyce idealistycznej, które mają tego skoku dokonać, a w gruncie rze­czy częstokroć tylko wikłają i opóźniają rozwiązanie kwestii. Na to trzeba usunięcia samych przyczyn antagonizmu i likwidacji sporu. W tym też kierunku idą wska­zania etyki społecznej zarówno jak prawa naturalnego, to też vim vi defendere omnes leges omniaque iura permittut[9]. Obowiąz­kiem moralnym jest odeprzeć napaść, gwałt lub bezprawie i zapobiec ich po­wtórzeniu się w przyszłości, gdyż w ten tylko sposób stosunek jawnego lub ukry­tego antagonizmu zamienić się może na stosunek typu wyższego. Odwrotnie, jeżeli pomiędzy dwiema jednostkami lub grupami panuje stan wzajemnego zaufania, pogwał­cenie tej równowagi będzie uznane za czyn niemoralny, i to niezależnie nawet od po­ziomu kultury etycznej środowiska. Dla­tego też wiarołomstwo spotyka się z ogólnym potępieniem nie tylko w sferze stosun­ków cywilizowanych, ale nawet wśród dzi­kich i kryminalistów.


[1] Przesadna opieka koleżeńska, zwłaszcza wśród młodzieży naszej zagranicą, prowadzi niejednokrotnie do tego, że jednostki zatracają zupełnie zdolność myślenia o sobie, radzenia sobie samemu i przebija­nia się przez życie o własnych siłach. Osłabia to i tak już słabe charaktery, a działając stale, uwstecznia typ społeczny całego środowiska. Wprost prze­ciwne, a niezaprzeczenie dodatnie rezultaty pod wzglę­dem wyrabiania charakterów wydają stosunki wśród kolonii polskich w Stanach Zjednoczonych, urobione pod wpływami amerykańskimi.
[2] Nie będą oczywiście pomocą nieprzewidzianą stypendia zwrotne, rozdawane wedle zasług i pracy przez instytucje publiczne i liczyć na nie każdemu wolno bez obawy demoralizacji, nie jest to bowiem spuszczanie się na cudzy altruizm.
[3] Niewątpliwie, na pierwszy już rzut oka nasunie się każdemu uogólnienie, że pierwszy jest przeważnie właściwy kobietom, drugi - mężczyznom. Byłoby to jednak uogólnienie przedwczesne. Rzeczywiście wśród kobiet przeważa altruizm zmysłowy, wśród mężczyzn - samowiedny, nie wypływa to jednak z sa­mej natury obu płci, ale z wychowania i warunków życia społecznego. Wychowanie rozwija w kobietach nadmierną wrażliwość i czułostkowość, warunki ży­cia, trzymając je zdała od spraw publicznych, nie mogą w nich rozbudzić w należytym stopniu instynk­tów społecznych; oto wszystko. Uogólnienie więc po­wyższe, słuszne dla danego czasu i miejsca, nie może być uważane jako zasadnicze i powszechne. W naszym społeczeństwie, mianowicie w zaborze rosyjskim, gdzie długotrwały brak życia publicznego i nadmierna uczuciowość ogółu wytworzyły typ zniewieściałych mężczyzn, altruizm indywidualistyczny i zmysłowy jest zarówno wśród obu płci rozpowszechniony.
[4] Nie chcąc wybiegać poza ogólnie przyjęty wśród ogółu sposób widzenia, nie wprowadzam tu ściśle naukowego rozróżnienia pomiędzy etyką z jednej strony, jako przejawem czysto uczuciowego życia duchowego w społeczeństwie, a prawem naturalnym i prawem społecznym z drugiej, jako takimiż przejawami natury umysłowej. Ściśle biorąc, nakazy zna tylko prawo, etyka polega jedynie na uczuciowym zadowoleniu z pewnych czynów, uwa­żanych przez społeczeństwo za moralne, na uczucio­wym zaś niezadowoleniu z innych, za niemoralne poczytywanych.
[5] Może ona kłaść szczególny nacisk na każdą z tych stron z osobna i dać przez to początek ró­żnym systematom, które posiadają jednak tę wspólną cechę zasadniczą, że ideał osobisty służy im za pod­stawę i punkt wyjścia.
[6] łac. – ‘najwyższe prawo to najwyższa niesprawiedliwość’ [red.]
[7] Indywidualizm etyczny w pewnej swojej odmianie może się wprawdzie uwolnić od dogmatyzmu, ale na to tylko, aby w zamian popaść w zupełną anarchię moralną. Zarodek jej tkwi w założeniu, które poczy­tuje czystość i bezinteresowność pobudek za jedyną i wystarczającą kwalifikację etyczną. Wszystko po­lega na intencji, a czyny ludzkie zdane są na łaskę nieobliczalnych dróg, którymi często kroczy rozumo­wanie jednostek, wyłamujących się z pod moralnego przymusu społecznego. Otóż ludzie najzupełniej mo­ralni według pojęć etyki indywidualistycznej, mogą być społecznie z gruntu niemoralnymi. Dość przypomnieć anarchistów: spotyka się pomiędzy nimi wiele jednostek o wysokim nastroju moralnym, altruistycznych, zdolnych do najwyższych poświęceń. Mają oni swoją bardzo wygórowaną etykę, ale dla­tego właśnie, że jest ona na wskroś indywidualistyczną, że cała jej moralność polega na czysto podmiotowych stanach wewnętrznych i na podmiotowym jedy­nie pojęciu o szczęściu ludzkości, mogą popełniać w imię tej etyki krzyczące zbrodnie społeczne. To samo da się powiedzieć o wszelkiego rodzaju fanatykach, dopuszczających się przestępstw z pobudek czystych. Czy możemy o nich powiedzieć, że są to jednostki moralne, które wskutek wadliwego rozumo­wania stanęły w sprzeczności z kodeksem karnym? Czym wtedy zapełnimy przepaść, która się otwiera pomiędzy moralnością a prawem? Z dwojga złego, dobro społeczeństwa stokroć prędzej pogodzić się może z typem charakteru o złych instynktach, ale utrzymującym je z jakichkolwiek względów na wodzy niż z podmiotową moralnością anarchicznego indywidualizmu, stawiającego się ponad społeczeństwem.
[8] Rudolf von Jhering (1818-1892) – niemiecki prawnik, znawca prawa rzymskiego, teoretyk prawa. Jeden z głównych przedstawicieli pozytywizmu prawniczego. [red.]
[9] łac. – ‘Wszystkie ustawy i wszystkie prawa pozwalają bronić się przed siłą przy pomocy siły’ [red.]





Tekst opracowany na podstawie: Zygmunt Balicki, Egoizm Narodowy Wobec Etyki: z dodatkiem Charaktery a Życie Polityczne, Towarzystwo wydawnicze we Lwowie, Lwów 1914


Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury


Tekst zdigitalizowany został w ramach projektu "Cyfrowa Biblioteka Myśli Narodowej", więcej o samym projekcie możecie przeczytać tutaj.


Tekst znajduje się w Domenie Publicznej i może być dowolnie rozpowszechniany i powielany. @myslnarodowa zrzeka się wszelkich praw autorskich związanych z digitalizacją i obróbka tekstu na zasadzie licencji Creative Commons Zero
Sort:  

Podział tekstu na części nie ma żadnego uzasadnienia w tekście właściwym i wynika z ograniczeń platformy uniemożliwiającej wrzucenie go w całości.